NAJCIEKAWSZE PLANSZE TYTUŁOWE. Wybrane przykłady
Miasteczko Twin Peaks (1990)
Czołówka do Miasteczka Twin Peaks jest jedną z tych, których nie ma ochoty się przewijać nawet przy którymś z kolei odcinku. Senna atmosfera, przyciągające wzrok ujęcia krajobrazów i fragmentów miasteczka, wreszcie niepodrabialna ścieżka dźwiękowa Angelo Badalementiego składają się na wyjątkowe doświadczenie ukoronowane właśnie planszą tytułową. Nie wiem, co takiego jest w czcionce i kolorystyce tytułu, że tak zapada w pamięć, ale z jakiegoś powodu ta jaskrawa, zielona obwódka idealnie wpasowuje się w stylistykę całości. Podobnie bezbłędne jest umieszczenie tytułu na tle słynnego ujęcia tablicy wjazdowej do Miasteczka. David Lynch zaprasza nas, abyśmy podążyli tą drogą. Z pewnością będzie to wyjątkowe doświadczenie.
Toy Story (1995)
Podobne wpisy
Po części przemawia przeze mnie sentyment, ale wprost uwielbiam tę planszę tytułową. Tło w postaci tapety upstrzonej chmurami to bilet na pociąg wspomnień do czasów dzieciństwa, zaś samo logo jest jednym z pierwszych, które tak mocno utkwiły mi w głowie na samym początku drogi miłośnika kina. Przewijało się właściwie wszędzie, naturalnie poza samym filmem, bo na kartach do gry, segregatorach, komiksach, książkach i kasetach. Całe szczęście, że w Polsce postanowiono zostawić oryginalny tytuł, bo trudno byłoby zachować tak elegancką formę tego logotypu, mając do napisania „Opowieść o zabawkach”. Tak czy inaczej, finalny efekt w postaci tej planszy tytułowej jest znakomity – kolorowy, dynamiczny, zilustrowany w filmie kapitalną piosenką. Zawsze wywołuje uśmiech.
Wstyd (2011)
Kolejny przykład planszy genialnej wręcz w swojej prostocie. Zapisany prostą czcionką tytuł filmu umieszczony został na tle wymiętej pościeli. W obliczu tego, o czym opowiada film i faktu, że bohater Michaela Fassbendera zmaga się z uzależnieniem od seksu, to pogniecione prześcieradło wyraża więcej, niż tysiąc symboli umieszczonych w kadrze. Jest to bowiem najprawdopodobniej świadectwo kolejnej nocy spędzonej na seksie z prostytutką lub wielokrotnej masturbacji przy jednoczesnym wyobrażaniu sobie losowych kobiet widzianych danego dnia na ulicy. Słowo „wstyd” wydaje się wręcz leżeć na łóżku, zostając tam nawet wtedy, kiedy Brandon wstaje i unosi zasłony, rozpoczynając nowy dzień. Kapitalny pomysł.
Django (2012)
Czerwony napis będący bezpośrednim nawiązaniem do Django z roku 1966, dopisane inną, bardziej nowoczesną czcionką „unchained”, w tle pochód niewolników naznaczonych bliznami po biczowaniu. Tytuł zapowiada, że stan rzeczy widziany przez nas w danym momencie na ekranie nie utrzyma się już długo. Nie znamy jeszcze Django ani jego historii, lecz siłą rzeczy wiemy, że wkrótce wyzwoli się z okowów – tytuł i zapowiedź przyszłych wydarzeń interesująco kontrastuje zatem z jego tłem. Ponownie, największe wrażenie plansza tytułowa robi w ruchu, bo napis DJANGO pojawia się w kadrze dokładnie w momencie, gdy w ilustrującej czołówkę piosence pada to słowo.
Strażnicy galaktyki (2014)
Czołówka Strażników Galaktyki była tym momentem podczas pierwszego seansu, gdy wiedziałem już, że czeka mnie mnóstwo fantastycznej zabawy. Taniec Star Lorda nie zostawia wątpliwości – James Gunn nie tylko wie, w jaki sposób znakomicie podbudować postać bez jednego słowa, lecz także wspaniale bawi się jako twórca, znajdując na ekranie ujście dla swojej kreatywności, poczucia humoru i zmysłu audiowizualnego. Tytułowa karta i ogromny napis kontrastujący z małą sylwetką tańczącego Star Lorda zdają się krzyczeć w stronę widza z informacją, kto jest gwiazdą tej produkcji. Wiadomo, że jeśli jeszcze nie znamy tych bohaterów, to w ciągu dwóch godzin zdążymy się z nimi bardzo dobrze zaprzyjaźnić. I bardzo ich polubić.
Co dodalibyście od siebie? Które plansze tytułowe najbardziej zapadły wam w pamięć? Czekam na propozycje!