search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej ROZCZAROWUJĄCE filmy SCIENCE FICTION 2021 roku

Subiektywne zestawienie rozczarowujących tytułów gatunku SF za rok 2021.

Jakub Piwoński

3 stycznia 2022

REKLAMA

Wiecie już, które filmy SF zrobiły na mnie najlepsze wrażenie w roku 2021. Teraz pora na rozczarowania. Oto lista pięciu tytułów, które pomimo robienia szumu wokół siebie, pomimo potencjału wynikającego z tematyki bądź obsady, bardzo, ale to bardzo mnie zawiodły.

Wojna o jutro

Wielkie pieniądze poszły w ruch i niewiele to dało. Jak na film nakręcony za, bagatela, 200 milionów dolarów, Wojna o jutro ma bardzo mało atutów. Nie da się ukryć, że jest to film krzykliwy, wiele chciano nim pewnie osiągnąć, sporo pomysłów się też w nim przewija. Wszystko to jednak marność. Czasy pandemii rozleniwiły naszą filmową wrażliwość, czym można tłumaczyć zaskakująco dobrą recepcję tego widowiska. Nie mam większych uwag do warstwy wizualnej, ale natłok przewijających się w filmie koncepcji oraz to, że różne elementy nie zawsze dobrze tu do siebie pasują, sprawia, że Wojnę jutra oglądało mi się ciężko. Chris Pratt po raz pierwszy w roli producenta i głównej twarzy filmu nie zdołał udźwignąć na swoich barkach tej niestabilnej, dziwacznej historii, będącej nieudanym zlepkiem Terminatora i World War Z. Moja ocena – 4/10

Gdy sen nie nadchodzi

Pomysł na uczynienie z bezsenności nowej apokalipsy jest tak idiotyczny, jak idiotyczne okazało się jego wprowadzenie w życie. Oglądając Gdy sen nie nadchodzi, bardzo trudno jest nie zadawać sobie pytań pokroju tego najważniejszego, czyli „jak oni wszyscy, do cholery, funkcjonują, nie mogąc zasnąć?”. Usilnego przymykania oka na rażące braki w logice przedstawionych wydarzeń w żaden sposób nie rekompensuje siermiężne aktorstwo i realizacja. Najgorsze jest w tym jednak to, że produkcja udostępniona w bibliotece Netflixa niejednokrotnie wysyła nam sygnały, jakoby miała na celu przekazanie jakiegoś ważnego komunikatu. A to przecież po całości jest okrutna sztampa, która do przemyśleń może skłonić jedynie garstkę amatorów. Moja ocena2/10

Tlen

Dawno nie oglądałem tak nużącego i mało angażującego filmu SF. Psioczy się na Pasażera numer 4, psioczy się, że nic tam się nie dzieje, że wydarzenia w dodatku są głupie. Ale to właśnie Tlen porządnie sobie zadrwił z naszej inteligencji, wystawiając w dodatku naszą cierpliwość na próbę. Jest to według mnie podręcznikowy przypadek filmu, który nie zawiera w sobie absolutnie niczego wartościowego PRÓCZ pomysłu wyjściowego. Jedyny magnes stanowi tu umieszczenie akcji w klaustrofobicznej, zamkniętej przestrzeni, będącej zagrożeniem dla głównej bohaterki. Jest to jednak jeden z tych filmów, który da się streścić w jednym zdaniu. Jeśli koncept daje twórcom możliwość do zrobienia filmu po kosztach, to jednocześnie musi za tym iść obietnica, iż ta prosta fabuła będzie przynajmniej do końca intrygująca. Nic takiego się tu nie dzieje. Tlen to popłuczyny po takich filmach jak Pogrzebany, Frozen czy Telefon, przy założeniu, że każdy z wymienionych filmów i tak nie zdołał wyjść poza ramy płaskiej, przewidywalnej ciekawostki, choć robił to lepiej niż Tlen. Moja ocena – 5/10

W nieskończoność

Kolejny po Wojnie o jutro przykład filmu, który robi wokół siebie sporo szumu za sprawą znanych nazwisk w obsadzie oraz wyraźnie podkręconej akcji, z czego to kompletnie nic nie wynika. Ziewam już tymi coraz to bzdurniejszymi pomysłami na ukazanie głównego konfliktu w filmie SF. Co mamy tym razem? Jest sobie grupka wybrańców, którzy po śmierci odradzają się w nowych wcieleniach i toczą między sobą wewnętrzną rywalizację. O co? O prym na świecie, a o co by innego. Są też tacy, którzy nie wiedzą, że ich halucynacje to tak naprawdę wspomnienia wcześniejszych żywotów. Są i tacy, którzy za wszelką cenę chcą ukrócić ten proceder i po prostu umrzeć w spokoju. W istocie – oglądając ten film, marzyłem tylko o tym, by się w końcu skończył. Burza w szklance wody – tyle mogę powiedzieć o filmie z Markiem Wahlbergiem w roli głównej. Moja ocena – 4/10

Ruchomy chaos

Na premierę tego filmu bardzo długo przyszło nam czekać, gdyż z powodu pandemii była nieustannie przesuwana. Za kamerą stanął tu nie byle kto, bo sam Doug Liman, twórca przyzwoitego Na skraju jutra. Obsada także miała kim przyciągać, ponieważ na pierwszym planie, w przerwie w graniu Spider-Mana, wystąpił rozchwytywany Tom Holland, a także Daisy Ridley, która zmieniła jedynie strój i planetę, ale wciąż wygląda i gra jak Rey z Gwiezdnych wojen. Na drugim planie z kolei widzimy Madsa Mikkelsena, który, tak samo zresztą jak dwójka poprzednich aktorów, dostał chyba za dużo swobody na planie, ponieważ kompletnie niczego nie wnosi do filmu. Sam film z kolei kompletnie niczego nie wnosi do gatunku, ponieważ prócz tego, że zawiera jeden wyróżnik fabularny (w świecie bez kobiet mężczyźni słyszą swoje myśli), ani przez chwilę nie prowadzi akcji w sposób interesujący. Ba, jestem nawet zdania, że to, co zostało pomyślane jako urozmaicenie, atut, czyli te natrętne myśli bohaterów wizualizowane przy pomocy CGI, wypada w filmie idiotycznie i dalece irytująco. Nie wiem, kto taki, będąc przy zdrowych zmysłach, przeczytał scenariusz Ruchomego chaosu i uznał, że ma on potencjał i warto wydać na niego 100 milionów dolarów. Dla mnie to jakieś kosmiczne nieporozumienie. Moja ocena – 3/10

WYRÓŻNIENIE

Finch

Doskonale zdaje sobie sprawę z dwóch rzeczy w przypadku tego filmu. Po pierwsze, Tom Hanks to jednak klasa sama w sobie, więc zawsze dobrze jest móc na niego popatrzeć. Zwłaszcza gdy ponownie odgrywa samotność, nawiązując do roli w Cast Away: Poza światem. Po drugie, ten film bardzo dobrze wygląda, stylistyka jest przekonująca, ma w sobie coś z naturalnego brudu świata po apokalipsie. Problem w tym, że robot, który stanowi czynnik determinujący tak wydarzenia, jak i charakter protagonisty, wypada tu mocno irytująco. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że w historii Fincha nie dzieje się kompletnie nic ciekawego. Jesteśmy w stanie obejrzeć ten film jednym okiem, a i tak będziemy odnajdywać się w tym, co jest nam prezentowane. Szkoda wysiłku Hanksa, który szczerze odegrał dramatyzm sytuacji, w której znalazł się bohater. Moja ocena – 5/10

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA