NAJBARDZIEJ RASISTOWSKIE momenty w FILMACH DISNEYA
Dumbo (1941)
Jednym z filmów, którym najbardziej “dostało się” od socjologów i badaczy kultury, jest oryginalny Dumbo. Historyk kina Richard Schickel w swojej książce The Disney Version przedstawił polemikę z zachwytem nad produkcjami słynnej wytwórni. Między innymi zwrócił uwagę na rasistowskie sugestie w filmie o słoniku z wielkimi uszami. Według niego postaci kruków zachowują się w sposób charakterystyczny dla Afroamerykanów przedstawianego na ekranie okresu – noszą kapelusze typowe dla wieśniaków z Południa oraz bardzo często palą cygara. Jeden z nich ma na imię Jim i mówi się na niego „Jim Crow” („Kruk Jim”), a tak przecież w Stanach Zjednoczonych pogardliwie nazywano czarnoskórych. Ja jednak nie byłbym tak krytyczny wobec tych bohaterów. W końcu to oni, jako nieliczni, traktowali Dumbo z szacunkiem, to oni też nauczyli go latać.
Księga dżungli (1967)
Podobne wpisy
Przedmiotem rozmaitych analiz pod kątem rasizmu była też Księga dżungli. Zauważono, że wszystkie zwierzęta mówią w niej z poprawnym brytyjskim akcentem, oprócz małp. Te przedstawiono jako prymitywne, używające slangu z Południa. Stale powtarzają też one, że chcą zostać “prawdziwymi ludźmi”. Przez wielu komentatorów zostało to odebrane jako nawiązanie do Afroamerykanów i ich pozycji w ówczesnym społeczeństwie. Czy dzieci wyłapałyby te nawiązania w trakcie seansu – wątpliwe. Dużej nadinterpretacji tu jednak nie widzę. Ewidentnie coś jest na rzeczy. Krzyczący na małpy Baloo wyzywa ich nawet od “płaskonosych”, a wiadomo, że podobnie w negatywnym tonie mówi się o czarnoskórych.
Księżniczka i żaba (2009)
Na koniec najciekawszy z przykładów, taki, o którym można by tak naprawdę napisać osobny tekst. Film z 2009 roku o Tianie, pierwszej czarnoskórej księżniczce Disneya, teoretycznie powinien być traktowany jako wręcz antyrasistowski – przecież w marce “Disney Princess” w końcu pojawiła się przedstawicielka afroamerykańskiej społeczności. Stało się coś, o co długo zabiegano. Jeśli patrzeć by na Księżniczkę i żabę pod takim kątem, efekt nie był jednak zachwycający.
Zastrzeżenia można by mieć już do czasu i miejsca akcji – trochę dziwne, że wybrano akurat Nowy Orlean lat dwudziestych XX wieku, gdy segregacja rasowa trwała w najlepsze. Film jest w tym względzie dość wierny faktom. Różnice między białymi i czarnymi mieszkańcami widać wyraźnie. Wielu Afroamerykanom nie spodobało się też, że Tiany tak naprawdę wcale nie można nazwać czarnoskórą księżniczką Disneya – przez większość filmu jest zieloną żabą. Za księżniczkę jedynie przebiera się w przypadkowych okolicznościach, podczas balu maskowego, na którym pracuje w roli kelnerki. Krytyk prestiżowego “The Guardian” pisał po premierze wprost:
Tiana i Naveen spędzają niesamowicie dużo czasu, będąc uroczymi, małymi zielonymi stworzeniami. Disney chciał dotrzeć do ludzi kolorowych, ale kolor zielony nie był tym, co mieliśmy na myśli.
Najwięcej kontrowersji nie wywołał jednak sam film. Gorąco zrobiło się, gdy na rynek wypuszczono cukierki z wizerunkiem Tiany. Były sprzedawane w dwupaku – twarzą cukierków waniliowych była blond piękność Aurora ze Śpiącej królewny, Tiana została zaś umieszczona na opakowaniu zawierającym słodycze o smaku… arbuzowym. Arbuz jest zaś jednym z najbardziej bolesnych, bo niezwykle powielanym medialnym stereotypem Afroamerykanina. Ten trop kulturowy ma swoje korzenie w niewolnictwie. Arbuz jest symbolem prostactwa i ignoranctwa tej społeczności. Miał pokazywać, że czarnoskórych niewolników nie obchodzi ich sytuacja społeczna ani walka o godność, dopóki dostają “cień i kawałek arbuza”. I choć zaistniała sytuacja zapewne była zwykłym przypadkiem, aż trudno uwierzyć, że nikt w medialnym imperium, jakim jest Disney, nie pomyślał, jak takie zestawienie może zostać odebrane.