Najbardziej pamiętne sceny filmowych MORDERSTW

Lista Schindlera (1993)
Nie jestem pewien, czy jest to najlepszy film o Holokauście, ale na pewno najsłynniejszy w opisie tego strasznego zjawiska, czyli największej masowej zbrodni w dziejach ludzkości. Nie ma wątpliwości, że obraz Stevena Spielberga jest apelem dużego formatu o humanitarność. Stąd wybielenie pewnych postaw i sylwetek postaci w porównaniu z historycznymi faktami. Między innymi z tego powodu kilku krytyków nazywało Listę Schindlera hollywoodzką bajką o obozach zagłady. Niemniej film Spielberga zawiera bardzo ważne sceny, w tym momenty zabójstw, co przecież jest nieuniknione, kiedy mowa o obrazie dotyczącym eksterminacji. Stoi za nimi Amon Göth znakomicie odtworzony przez Ralpha Fiennesa. Göth, zimny pedant, narcyz i komendant obozu pracy w Płaszowie, umilał sobie poranek, strzelając do więźniów z balkonu, korzystając z karabinu snajperskiego. Nie zawsze jednak on pociągał za spust. W równie pamiętnym fragmencie podczas wybierania gosposi spośród żydowskich kobiet dochodzi do dialogu z architektką. Kobieta upiera się, że projekt budowy obozu jest niewłaściwie skonstruowany. Amon każe ją zastrzelić dla przykładu, wiedząc, że ona ma rację, po czym nakazuje zrealizować projekt według jej wytycznych. Oskar Schindler (nadal najważniejsza kreacja Liama Nessona), zdobywszy duży procent zaufania nazisty, próbował na niego wpłynąć, sugerując, że istotą władzy jest ułaskawienie winowajcy. Amon Göth stosował się do tych wskazówek tylko przez krótki czas, darując życie kilku osobom. Jednak w momencie, kiedy nastoletni chłopiec nie doczyścił jego wanny, Niemiec powrócił do swoich nawyków. Zastrzelił go z karabinu snajperskiego. Amon Göth w rzeczywistości, jak i w filmowym wymiarze zabijał z byle pretekstu, dla kaprysu, jednak Spielbergowi i Fiennesowi udało się w pewnym stopniu wydobyć ludzki pierwiastek z tej postaci, również w sensie fizycznym.
Krótki film o zabijaniu (1988)
Podobne wpisy
Na koniec dwie propozycje z naszego filmowego podwórka. Pierwsza to pamiętny film Krzysztofa Kieślowskiego, który jako piąte przykazanie piętnuje zabójstwo bezprawne czy w majestacie prawa. Obraz odbił się międzynarodowym echem ze względu na niemal dokumentalne uchwycenie społecznego problemu, ale przede wszystkim przez realistyczną scenę morderstwa na taksówkarzu. Oprawcą jest zagubiony młodziak będący jakby w społecznej apatii, gdyż nie wiadomo, co do końca nim kieruje. Pustka? Wyobcowanie? Frustracja? Jacek każe się wywieźć w odludne miejsce, nagle atakuje kierowcę, zaczyna dusić go sznurem, a zakneblowana ofiara ledwo utrzymuje się przy życiu i próbuje umknąć ostatkiem sił. Chłopak jest zszokowany tym, co uczynił i tym, co dalej zrobi. Nie ma już odwrotu. Jacek dobija mężczyznę głazem. Scena wstrząsnęła wieloma widzami, to prawie kronikarski zapis zbrodni bez konkretnej przyczyny, po której następuje kara śmierci na sprawcy, ale nie przynosi ulgi. Pomimo że Jacek w okrutny sposób zabił człowieka, został w sumie ofiarą własnej zbrodni, co sprawia, że widz ma moralny dylemat w kwestii właściwego stanowiska. To wyraźne nawiązanie do Zbrodni i kary Dostojewskiego z perspektywy Kieślowskiego. Mirosław Baka grający Jacka wspominał później w wywiadach, że kilku taksówkarzy obawiało się z nich jechać, niektórzy prosili, aby przesiadł się na przednie siedzenie.
Plac zabaw (2017)
Druga propozycja z polskiego filmu to końcowa scena, która wywołała podobną dyskusję, gdyż przesłanie i sposób narracji jest zbliżony do obrazu Krzysztofa Kieślowskiego. Z tą różnicą, że w Placu zabaw zbrodni dokonują dzieci na dziecku. Konkretnie dwaj nastolatkowie wyprowadzają małego chłopca z marketu i zaciągają poza miasto. Gdzieś na łące przy torach kolejowych zaczynają kopać chłopca, aż nie straci przytomności. Na tym jednak nie koniec, bo rozochoceni, deptają jego głowę i spuszczają na nią kilka razy betonową bryłę. Całość pokazana jest z oddali, nie widać szczegółów, nastoletni zbrodniarze w międzyczasie wymieniają uwagi, ale nie słychać słów. Wszystko podane z dystansu, co nie zmniejsza działania sceny na wrażliwość widza. Na jej końcu młodociani zbrodniarze przenoszą ciało na tory i tam je zostawiają, zdając się następnie czekać na przejeżdżający pociąg. Dopiera teraz można zobaczyć z bliska ich twarze, które nie wyrażają większych emocji. Chłopcy wydają się znudzeni, oczekujący nadal na jakieś zaskakujące wrażenia, jakby to, co uczynili, było czymś niewystarczającym. Na ich twarzach nie widać żadnych odczuć, zero refleksji, totalne zobojętnienie.
Reżyser filmu, przedstawiając paskudne zabójstwo, zainspirował się prawdziwym wydarzeniem, które miało miejsce w Anglii. I w tym obrazie, podobnie jak w piątej odsłonie filmowego dekalogu czy chociażby w Funny Games Hanekego (starsi odpowiednicy duetu z Placu zabaw?), nasuwają się rozważania, co skłoniło nastolatków do takiego posunięcia. Nuda? Z pewnością. Ciekawość? Również. Brak empatii? Na pewno. Reżyser, debiutant Bartosz Kowalski, zdaje się mówić tą sceną, że pewnych rzeczy nie da się racjonalnie wytłumaczyć ani tym bardziej usprawiedliwić, to się po prostu dzieje, jest obok nas, chociaż jest zarówno niedopuszczalne, jak i niewyobrażalne.