search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej pamiętne sceny filmowych MORDERSTW

Krzysztof Dylak

29 września 2019

REKLAMA

Psychoza (1960)

Nie mogło zabraknąć w zestawieniu tej legendarnej sceny pod prysznicem, o której napisano właściwie wszystko, więc raczej nie ma sensu rozbierania jej na czynniki pierwsze. Chyba żadne filmowe zabójstwo nie jest tak często cytowane i powielane. Nic dziwnego, bo skoro film Hitchcocka wyznaczył nowe ramy thrillera, to musiała się w nim znaleźć choćby jedna scena będąca wizytówką opowieści. Zaskoczenie w swoim czasie budziło już samo to, że główna bohaterka ginie w połowie filmu i zostaje zastąpiona innymi wiodącymi postaciami. Oczywiście tak naprawdę główną postacią jest Norman Bates (niezapomniany w tej roli Anthony Perkins), lecz widz jest przekonany, że to nie on stoi za zabójstwem. Scena na długi czas powodowała prawdziwą „prysznicofobię”. Co ciekawe, wcale nie jest w niej pokazane, że nóż dotyka ciała. Mamy klasyczny krzyk ofiary, w tle przygrywa nerwowa partytura z dreszczykiem, widzimy cień sprawcy, opadające ciało z kotarą, wodę spływającą z krwią do odpływu. To wystarczyło, aby zapisać ten moment jako kamień milowy kina, do której odwołują się liczni twórcy, a liczba nawiązań jest trudna do zliczenia.

Nie oglądaj się teraz (1973)

To nadal jedno z najbardziej przejmujących dreszczem zakończeń nie tylko w filmowej grozie, pomimo że film postarzał się jako całość. Jest w tym zwieńczeniu jakiś rodzaj nieuchronnego fatalizmu. Ojciec grany przez Donalda Sutherlanda podąża za postacią w czerwonym płaszczu, myśląc, że to jego zmarłe dziecko. Mężczyzna w przeciwieństwie do swojej żony nie uwierzył przestrogom dwóch sióstr pełniących role medium. Postać zwabia Baxtera w ciemne zakamarki opuszczonej katedry. Kiedy trafia w ślepy zaułek, udaje, że płacze, a mężczyzna zwraca się do niej jak do córki. Postać się odwraca, wychodzi na jaw, że jest karłem uzbrojonym w nóż (brzytwę?), a Baxter na ten widok stoi oniemiały i nieruchomy. W tym momencie, kiedy karzeł pokazuje swoją obłąkaną twarz starej kobiety, przechodzi nas dreszcz, ponieważ zarówno Baxter, jak i widz miał w głowie niewinną, dziecinną twarz dziewczynki. Liliput podcina mu gardło, mężczyzna umiera w konwulsjach, krew sączy się z szyi, ostatnie wydarzenia z życia przemykają przed oczami. Nasuwają się pytania na temat tajemniczości tej sceny. Wszystko wskazuje na to, że John Baxter sam był medium, widział rzeczy związane ze swoją śmiercią, mniej lub bardziej wyraźne sygnały ostrzegawcze, których nie potrafił odpowiednio odczytać. Przestrogi płynęły nie tylko od nawiedzonych sióstr, lecz były także wysyłane przez samo miasto, Wenecję. Karzeł był grasującym zabójcą, a jego ubranie do złudzenia przypominało czerwony płaszczyk, w którym utopiła się córka Baxtera. Już w momencie nieszczęśliwego wypadku, jeszcze przed wyjazdem do Wenecji, ojciec otrzymał znak podczas pracy nad projektem renowacji zabytkowego kościoła. W chwili, gdy jego córka utonęła, krew zalała zdjęcie widziane pod zbliżeniem. Przez ułamek sekundy jest na nim postać karła znajdującego się w kościele. Baxter nie przewidział swojego przeznaczenia, a śmierć jego córki była zapowiedzią jego własnego nemezis. Być może jeśli powstanie nowa wersja filmu Nicolasa Roega, to te wywołujące ciarki teorie zostaną znacznie bardziej rozwinięte.

Ze scen o podobnym charakterze można wymienić tę z Carrie De Palmy, kiedy tytułowa bohaterka zostaje zabita przez swoją matkę, ale udaje jej się jeszcze ją uśmiercić za pomocą telekinetycznych zdolności.

Czas apokalipsy (1979)

„Masz prawo mnie zabić, ale nie masz prawa mnie osądzać” – owe słowa pułkownika Waltera Kurtza idealnie odzwierciedlają scenę, w której kapitan Willard zabija wyższego stopniem oficera na jego własną prośbę. Czas apokalipsy Francisa Forda Coppoli na kanwie książki Josepha Conrada jest mistyczną podróżą po szaleństwie i absurdzie wojny w Wietnamie widzianą oczami kapitana Willarda wybranego do bardzo ryzykownego zadania. Dowództwo uznaje, że jeden z ich najlepszych ludzi, pułkownik bliski mianowania generałem, niemal ze wzorowym przebiegiem służby, postradał rozum i wymknął się spod kontroli. Kurtz stał się panem i władcą na krańcu ogarniętego wojną świata, stworzył własne królestwo, gdzie tubylcy służą mu jak poddani. Willard ma go odnaleźć i odsunąć od władzy, czyli zabić. Kapitan, płynąc rzeką w kierunku Kurtza, w miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc, jest naocznym świadkiem okropieństw i nonsensu wojny. Co więcej, zdaje sobie coraz bardziej sprawę z obłudy i fałszu, jakie reprezentuje jego dowództwo. Po spotkaniu Kurtza tylko się w tym utwierdza. Odnaleziony pułkownik to bóg wojny ze złamaną duszą. Kurtz, postać potężna i zagadkowa, jest kimś pomiędzy dobrem a złem, szaleństwem a normalnością. Sprzeciwił się zakłamaniu zewnętrznego świata i jego przedstawicieli, sam więc zbudował swoje „państwo”, gdzie sprawuje momentami bardzo krwawą władzę. Kurtz z łatwością mógłby zabić Willarda, jeśli uznałby, że jest on niegodny do wykonania na nim wyroku śmierci. Tymczasem pułkownik, który uczestniczył w koszmarze wojny, widział zbyt wiele i nie dostrzega już sensu dalszego życia, czekał na kogoś pokroju Willarda, który szczerze zrozumiał jego intencje.

Kapitan, wiedząc, że Kurtz chce zginać jak żołnierz, a nie jak tchórz i kłamca, atakuje go nocą w momencie, kiedy pułkownik kończy zapiski. Willard zabija maczetą Kurtza, który nie próbuje się bronić, co pokrywa się z rytualnym zabójstwem bawoła przez tubylców będącym swoistym misterium składania ofiary. Ostatnie słowa Kurtza „groza… groza…” komponują się z ostatnim zapisanym zdaniem pułkownika kierowanym do Willarda, aby przekazał je władzom: „Zrzućcie bomby, zgładźcie ich wszystkich!”. To rodzaj testamentu. Dlaczego Kurtz chciał skazać swoje królestwo i swoje „dzieci” na zagładę? Być może był pewien, że bez niego cała ta osada nie ma racji bytu i to on chciał zdecydować o jej dalszym losie na zasadzie „Bóg dał, Bóg odebrał”. Długa, ciemna i ciężka scena nie jest łatwa w odbiorze, daje jednak mocno do myślenia, co czyni obraz Coppoli czymś znacznie więcej niż dramatem wojennym. Śmiało można go traktować jak traktat filozoficzny dostosowany przecież z czasu i miejsca akcji Jądra ciemności do warunków wietnamskich. W pierwotnej wersji dzieła Coppoli wraz z napisami końcowymi widzimy spełnienie życzenia Kurtza, jego azyl w dżungli zostaje całkowicie zbombardowany, a płomienie ognia w środku nocy uzmysławiają piękno i grozę apokalipsy jako absolutne dopełnienie ostatniej woli pułkownika tuż po jego śmierci.

REKLAMA