search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej NIEDOCENIONE filmy SCIENCE FICTION ostatniej dekady

Odys Korczyński

14 kwietnia 2020

REKLAMA
Przyczyn, z powodu których poniżej zebrane produkcje nie osiągnęły spektakularnego sukcesu, jest wiele. Czasem te filmy pojawiły się nie w porę, to znaczy w sąsiedztwie innych filmów sci-fi, które już zdążyły zaskarbić sobie zainteresowanie widzów. Równocześnie miały znacznie mniejsze kampanie marketingowe. Niekiedy po latach reżyserowie wracali do tytułów niegdyś i wciąż kultowych i decydowali się nakręcić kontynuacje, a to spotykało się z protestami widzów i krytyków. Bo to, co kultowe, jest zarazem irracjonalne, a sequele i prequele naruszają te świętości z zasady, wnosząc nowe odpowiedzi na wydawałoby się retoryczne pytania. Wreszcie – to, skąd film pochodzi, ma kolosalne znaczenie. Trzeba mieć „dobrą” krew, żeby zrobić karierę w science fiction. Dobrą – znaczy amerykańską. Co mają począć np. filmy fantastyczne z Polski lub Federacji Rosyjskiej? A w tych krajach, rzadko bo rzadko, ale też znaleźć można perełki.
Niepamięć (2013), reż. Joseph Kosinski

Podobnie jak w przypadku Chappiego, to, za co powinniśmy cenić Niepamięć w szczególności, to muzyka oraz forma wizualna. Historia jest dopiero na drugim miejscu, czasami przewidywalna, ckliwa, nachalnie superbohaterska, chociaż bardzo grywalna i niebanalnie, bez uwznioślonego słowotoku, opowiedziana. Czemu więc film nie zyskał prawdziwej sławy? Trafił na trudny rok dla mało znanych reżyserów, raczej specjalistów od krótkich form wypowiedzi filmowej niż długometrażowej pracy z żywymi aktorami. A konkurencja była silna, stworzona przez już wypróbowane w świecie filmu nazwiska, bo Grawitacja, Elizjum, Człowiek ze stali, Pacific Rim, Ona, Iron Man 3 to nie lada przeciwnicy. Od czasu do czasu jednak warto przypomnieć sobie ten wspaniale wykreowany świat w Niepamięci, coraz bardziej już zapomniany. Może niedługo Kosinski będzie miał kolejną szansę na stanie się tym razem naprawdę sławnym twórcą ze względu na premierę Top Gun: Maverick. Życzę mu tego i z niecierpliwością czekam na potraktowanie Tony’ego Scotta z szacunkiem, chociaż o to się właściwie nie boję. Póki co regularnie delektuję się na Spotify ścieżką dźwiękową oraz autorską twórczością grupy M83 i Susanne Sundfør.

Prometeusz (2012), Obcy: Przymierze (2017), reż. Ridley Scott

Trudno dyskutować z przeciwnikami tych filmów, gdyż ich agresywny sprzeciw często nosi znamiona postawy irracjonalnej, a dodatkowo mocno zideologizowanej. Prometeusz ma ich więcej, natomiast Obcy: Przymierze jeszcze jakoś broni się pod względem liczby pozytywnych recenzji wśród widzów i krytyków, chociaż rewelacyjnie też nie jest. Są dwa koronne argumenty przeciwników tych produkcji, które wzajemnie się uzupełniają oraz dodają sobie energii – „Scott śmiał zrobić kontynuację Obcego i wyjaśnić jego genezę” oraz „obydwa filmy mają liczne dziury w scenariuszu”. Co ciekawe, większość filmów science fiction ma „liczne dziury w scenariuszu”, a historie w nich prezentowane nie wytrzymują solidnych analiz naukowych. Na marginesie zostawmy to, czy w ogóle muszą, bo przecież kino sci-fi ma przede wszystkim służyć rozrywce i rysowaniu ogólnych koncepcji popularnonaukowych. W przypadku jednak Prometeusza i Obcego: Przymierza te dziury to jedynie wymyk, bo widzowie, a raczej miłośnicy pierwszego Obcego, wykorzystuję]ą oskarżenia o nieścisłości w historii z powodu własnego zawodu, tego najważniejszego, że w ogóle Scott śmiał zrobić prequel historii Ksenomorfa i zniszczyć tę enigmę jego rodowodu. Stąd więc taki hejt na rzemieślniczo profesjonalnie zrealizowane Prometeusza i Przymierze.

Tron: Dziedzictwo (2010), reż. Joseph Kosinski

Jeszcze zanim powstała Niepamięć, Kosinski udowodnił, że potrafi tworzyć niesamowity klimat za pomocą obrazu i dźwięku. Tym bardziej należy docenić Tron: Dziedzictwo, ponieważ film z sukcesem mierzy się z legendą, produkcją science fiction w moim pojęciu niemal doskonałą – Tronem Stevena Lisbergera, reżysera w tej samej mierze niedowartościowanego, co kultowego. Kosinski w pewnym sensie powiela to fatum, ponieważ kręci formalnie genialne filmy, perfekcyjnie spełniające założenia gatunku, a wciąż nie uznaje się go za pełnoprawnego reżysera artystę. Jak wspominałem wcześniej, może Top Gun: Maverick zmieni nareszcie coś w jego karierze. Wracając do kontynuacji Trona, standardowo jak u Kosinskiego aktorzy byli gdzieś za formalną maską, lecz ona okazała się tak nowatorska, inna i przez to zachwycająca, że w ogóle nie czuło się tej szyby między nimi, bohaterami a widzami. Skąd więc tak słaby wynik, zwłaszcza w USA? Zbyt duża abstrakcyjność wizualna? Przywiązanie starszej generacji widzów do poprzedniego Trona? A może oczekiwanie wśród młodzieży zakochanej w science fiction, że niewiele jest ono warte bez kosmosu, obcych oraz robotów?

Człowiek z magicznym pudełkiem (2017), reż. Bodo Kox

Magia kina Bodo Koxa polega na niedopowiedzeniach oraz formalizmach. Nie brak ich w Człowieku z magicznym pudełkiem i chociaż gra aktorska stoi na nieco niższym poziomie niż w niemniej fantastycznej Dziewczynie z szafy, całość jak na nasze, polskie warunki jest tytułem, który powinien wejść do kanonu polskiego kina science fiction. W filmie znajdziemy mnóstwo nawiązań do światowych hitów gatunku, ale wkomponowanych w fabułę zręcznie i nienachalnie (np. Raport mniejszości). Zapewne jednak przyzwyczailiśmy się do filmów fantastycznych z bardzo wyraźnie oznaczoną formalnie innością świata przedstawionego – a więc kosmos, przybysze, zaawansowana inżynieria itp. U Bodo Koxa sci-fi jest dyskretnym tłem dla opowiedzenia perypetii egzystencjalnych głównych bohaterów. Gdy spojrzymy na podobne ujęcia tematyki w kinie zagranicznym, również zobaczymy, że większość komercyjnych fanów science fiction nie aprobuje mieszania fantastyki z kinem obyczajowym, a tym bardziej, żeby sci-fi było tłem dla romansu. Podobnie jest u nerdów kina obyczajowego. Być może dlatego Człowiek z magicznym pudełkiem ani nie stał się hitem miłośników fantastyki, ani nie zrobił kariery wśród zwolenników dramatów psychologicznych.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA