search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej MONUMENTALNE filmy WOJENNE. Strzelać i walczyć, byle z rozmachem

Odys Korczyński

16 marca 2021

REKLAMA
Wojna jest jedną z tych ludzkich aktywności, które zawsze w historii przynosiły z jednej strony niewyobrażalną destrukcję, a z drugiej ogromne zyski, oczywiście nie w jednostkowej skali dotyczącej zwykłych ludzi. Bogacą się wojujące państwa, nawet finalnie te, które wojnę przegrały. Wszystko zależy od statusu, jaki posiadały przed rozpoczęciem wojen. Dzisiaj wojujące imperia już nie upadają jak kiedyś, natomiast zwykli ludzie wciąż giną w ich imieniu, naiwnie sądząc, że walczą o coś więcej niż władza i zysk zdobywane dla tak sztucznych i obcych ludziom bytów jak mocarstwa. Dzisiaj mija 20 lat od premiery Wroga u bram, filmu, który sugestywnie zaprezentował, co szaleństwo wojny potrafi uczynić ze świadomością żołnierzy. Z tej okazji przyjrzyjmy się produkcjom tworzonym z podobnym rozmachem do tego, który cechuje wojny prowadzone od wieków przez te same wyspecjalizowane w tworzeniu filmów imperia. Ciekawy paradoks, a może właśnie nie?
Wróg u bram (2001), reż. Jean-Jacques Annaud

Nim się przystąpi do seansu, dobrze jest nie tylko znać historię XX wieku, ale i mieć świadomość przemian politycznych, które zachodziły w Europie od czasów Kongresu Wiedeńskiego. Taką nie faktualną, ale holistyczną świadomość. To ważne, żeby nie zagubić się w przekazie Wroga u bram, kinie, które z jednej strony nie usprawiedliwia wojny, lecz z drugiej może kreślić niebezpiecznie skrótowy wizerunek ZSRR jako jedynej ostoi wolności w czasie II wojny światowej. Czy więc powinno nas obchodzić, co ze sobą robili dwaj nasi główni wrogowie – III Rzesza i stalinowska Rosja? I tu widać tę niewygodą i trudną do rozsądzenia ambiwalencję problemu, którą film pokazał czasami niezbyt wyraźnie. Gdyby hitlerowcy wygrali pod Stalingradem, mogłoby to wpłynąć na rozlanie się nazizmu na całą Europę, należało więc wspierać Stalina, a potem dać mu coś w nagrodę. Ta druga strona medalu okazała się jednak także krzywdząca, zwłaszcza dla Europy Wschodniej. Mimo to Wróg u bram daje więcej cech pozytywnych żołnierzom radzieckim, a niemieckich ma za odessane z wszelkich uczuć maszynki niegodne życia. Wróg u bram jest niewątpliwie dziełem o charakterze monumentalnym, zadbanym wizualnie i moralizatorskim. Trzeba mieć jednak świadomość, że owo moralizatorstwo stoi na dwóch nogach – jednej nazistowskiej, a drugiej stalinowskiej. Trudno mi więc, jako Polakowi piszącemu o filmach, opowiedzieć się za którąś z tych stron. W tym prywatnym pojedynku Hitlera i Stalina powinni zginąć obaj.

Bohaterowie w dziele Annauda walczą na wojnie bezrefleksyjnie. Są jej ofiarami, zarówno Zajcew (Jude Law), jak i König (Ed Harris), chociaż temu drugiemu przypisałbym nieco więcej cech świadczących o pogardzie dla wojny jako takiej, czego walki o Stalingrad stały się jednym z najbardziej znanych w historii popularnej przykładów.

Czas apokalipsy (1979), reż. Francis Ford Coppola

W historii kina nie ma drugiego tak dobrego przykładu bezsensowności wojny, który przełożyłby się z filmowej fikcji na to, co działo się na planie zdjęciowym. Jakże znacząca jest ta komplementarność. Bezsens indochińskich konfliktów, wynikający nie tylko z natury wojny, ale i kłamliwej osnowy politycznej uzasadniania wietnamskich konfliktów okazał się pułapką dla USA, z której długo nie mogły się one wyzwolić. Realizacja Czasu apokalipsy podobnież okazała się matnią, z której ekipa i aktorzy nie mogli się uwolnić. Cierpieli w imię realizacji projektu. Na którymś etapie już nawet nie zdawali sobie sprawy, czy walczą o film, czy o własne przetrwanie. Tak jak na wojnie, wyobrażenia o sensie udziału w zbrojnym konflikcie szeregowych żołnierzy są tak różne od prawdziwych motywów twórców danej wojny, ale za to skrzętnie wykorzystywane przez nich dla podsycania zabijania. Kurtz z Jądra ciemności boleśnie obnażył te zepsute do cna zależności. Śmieszna to rzecz, życie [wojna] — owe tajemnicze kombinacje bezlitosnej logiki dla błahego celu.

Trzy królestwa (2008), reż. John Woo

To właśnie w tym filmie znajdziemy jedną z najciekawszych scen batalistycznych z użyciem łuczników, mało tego, rozgrywającą się w wodnej scenerii. Trzy królestwa nie do końca odpowiadają definicji kina wojennego, które starało się zawsze uchodzić za ten rodzaj wypowiedzi filmowej, który cechuje się wysoką dawką realizmu. Kluczowe jest jednak stwierdzenie, że owe produkcje udają wojnę, w większości przypadków dowolnie interpretując historyczne wydarzenia, a nawet wprowadzając do nich fikcyjne postaci. Dlaczego więc nieco bardziej magiczne i mityczne przedstawienie konfliktu zbrojnego w chińskim stylu ma być gorsze? Trzy królestwa tak pomysłowo traktują wojskowe starcia, że przestają mieć one znamiona czegoś niemoralnego. Tak, wiem, że to jakieś kuriozum, zwłaszcza w wydaniu chińskiego militaryzmu, lecz takie odnosi się wrażenie i za to uwielbia się kino pochodzące z Państwa Środka.

Lawrence z Arabii (1962), reż. David Lean

Cóż byłaby warta wojna przedstawiona w filmie, gdyby David Lean wraz z Peterem O’Toolem nie zbudowali tak charakterystycznego wizerunku T.E Lawrence’a? Sam rozmach by nie wystarczył. Produkcja stałaby się wydmuszką podobną np. do Dunkierki. Bohater zbiorowy jest zmorą kina wojennego. Zamienia je w robione z rozmachem filmy propagandowe uzasadniające działania frontowe tylko jednej ze stron. W Lawrensie z Arabii owych perspektyw patrzenia na konflikt zbrojny jest wiele – arabska, angielska, turecka oraz ta najważniejsza, wizja T.E. Lawrence’a, nieprzystająca tak naprawdę do żadnej politycznej koncepcji.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA