Najbardziej DOŁUJĄCE filmy. Tylko dla masochistów

La Strada
Podobne wpisy
Federico Fellini swoim klasycznym filmie przekazuje kilka istotnych prawd o życiu. Szkoda tylko, że wnioski musimy wysnuwać z błędów oraz cierpienia głównych bohaterów. A w szczególności głównej bohaterki – Gelsominy. Kobieta zostaje sprzedana podróżnemu ulicznemu artyście Zampanò, który traktuje ją jak niewolnicę. Mimo wszystko Gelsomina zachowuje niezachwianą radość z życia oraz dziecinną nadzieję na to, że w gwiazdach zapisane jest jej przeznaczenie. Niezliczona liczba cierpień i rozczarowań, które czekają ją ze strony bezlitosnego, brutalnego cyrkowego siłacza, nie osłabią jej infantylnej wiary w odwrócenie karty losu. Choć niejednokrotnie ma ona szansę na ucieczkę od Zampanò, niestrudzenie kroczy z nim przez życie, nie wierząc, że swój los może odmienić sama. La Strada to film relacjonujący tytułową drogę dwójki bohaterów, w czasie której rezolutna, przepełniona nadzieją Gelsomina kruszy się i w końcu łamie jak spróchniały patyk. Jej oprawca nauczy się zaś zbyt późno, że jedyną nadzieją na szczęście jest otworzenie się na miłość, której kobiecie tak brakowało. W końcu i jemu pęka serce zamknięte w klatce niezniszczalnych żelaznych żeber. Prawdopodobnie chroniły one mężczyznę nie przed łańcuchem, a czułością, którą chciała obdarzyć go Gelsomina. Kolejna kreacja aktorska Giulietty Masiny (podobnie jak rola Cabirii z Nocy Cabirii) wzbudza smutek i współczucie. Aktorka, choć piękna i delikatna, chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć głównie z niesprawiedliwościami losu oraz oczami przepełnionymi bólem.
Koń turyński
Cichy, wolny, niewzruszony, jednak niezwykle wiarygodny i rzeczywisty film o końcu świata. Przez ponad dwie godziny widz ma wątpliwą przyjemność oglądania dwójkę ludzi powolnie, ale skutecznie obdzieranych z kolejnych warstw nadziei. Nawet kamera przewiduje zakończenie – nie kroczy za bohaterami, którzy znikają za sąsiednim pagórkiem, bo wie, że i tak wrócą, nie mając dokąd uciec. Koń turyński to surowe, mroczne i intymne studium powolnego rozpadu świata. Rozpadu innego niż ten, którego byśmy się spodziewali, jednak innego nie będzie. Główni bohaterowie, ojciec i córka z niewzruszoną miną przyglądają się zza okien swojej chaty, jak świat powoli, niczym w agonii, odchodzi w zapomnienie. Jak krok po kroku staje się coraz bardziej obcy i wietrzny. I nie pozostaje im nic innego, jak tylko czekać na ostateczny koniec. Bądź co bądź, czego spodziewać się po filmie Béli Tarra, który jest kwintesencją jego stylu: skrajnie minimalistyczny, czarno-biały, pełen przytłaczającej ciszy, poprowadzony w spowolnionym tempie. Tym bardziej, że źródłem inspiracji była postać oraz filozofia Friedricha Nietzschego. Koń turyński to prawdziwie przygnębiający film, po którego obejrzeniu potrzeba dużo czasu, by otrząsnąć się z apatii i melancholii.
Niemiłość
Andriej Zwiagincew w swoich filmach patrzy bardzo krytycznym okiem na współczesną Rosję. W Niemiłości pod jego osąd zostaje poddana jedna ze współczesnych rodzin z dużego miasta. Chłód bijący z filmu nie jest jednak wynikiem zimowej, śnieżnej aury panującej za oknami. Borys i Żenia postanawiają się rozwieść. Każde z nich ma nadzieję rozpocząć nowe życie z nowym partnerem. Okazuje się jednak, że do żadnego idealnego scenariusza nie pasuje Alosza – ich 12-letni, zamknięty w sobie syn. Dorośli w nerwowej i toksycznej atmosferze zaczynają się targować, kto ma zabrać chłopca. Obiekt ich kłótni ucieka jednak z domu, a rodzic zmuszeni są znaleźć wspólny język, by odszukać syna. Zwiagincew dobitnie przekazuje w swoim filmie, że miłość to fundamentalna potrzeba każdego człowieka. A także, że czasu nie da się cofnąć – bez względu na to, jak mocno żal wypełnia trzewia. Surowość i brutalność filmu uderzają widza prosto w brzuch, aż wbijają go w fotel. Niemiłość zapisuje się na długo w pamięci – po takim spektaklu niełatwo się otrząsnąć; jego ciężar będzie odczuwalny jeszcze długo po napisach końcowych. Tak jak i oziębłość, skostniałość, chłodna lakoniczność, które osiadają na sercu niczym szron.