Musicale, po których będziesz PŁAKAĆ, zamiast ŚPIEWAĆ

Tańcząc w ciemnościach (2000). Cios w nos
Istnieją reżyserzy, którzy bawią się gatunkami, dekonstruują je, aby jeszcze mocniej wybrzmiała ich twórczość lub po to, żeby najzwyczajniej zadrwić z niektórych form obrazu filmowego. Dekonstrukcji gatunku musicalu dopuścił się np. Kornél Mundruczó. Jego Joanna jest operową opowieścią o pielęgniarce, która po obudzeniu się ze śpiączki odkrywa w sobie niekonwencjonalną moc leczenia ludzi. Ciekawy i przygnębiający to obraz, jednak filmem, który przy jednoczesnym bezczelnym podważaniu tradycji musicalowej najmocniej uderza widza w nos, zalewając tym samym jego oczy łzami, jest Tańcząc w ciemnościach Larsa von Triera. To wstrząsająca emocjonalnie historia Selmy (Björk), na której spoczywa klątwa postępującej ślepoty. Zresztą nie tylko na niej, ponieważ syn Selmy również cierpi na tę chorobę, tyle że u niego można ją jeszcze operacyjnie usunąć. Główna bohaterka zrobi więc wszystko, aby uzbierać pieniądze, które zapewnią chłopcu godną przyszłość. Brzmi smutno? Uwierzcie, to jedynie streszczenie fabuły.
Podobne wpisy
To, co dzieje się na ekranie, przeżywa się sercem. Na samą myśl o tym chce mi się ryczeć. Nie znam nikogo, kto oglądałby Tańcząc w ciemnościach racjonalnie, analizując dzieło filmowe. To również jeden z niewielu obrazów, które obejrzy się zapewne tylko raz w życiu. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, ponieważ po prostu boję się do niego wracać, a od czasu, kiedy go obejrzałem, nie mogę patrzeć na Björk bez jakiegoś niezrozumiałego, wewnętrznego wzruszenia. Tańcząc w ciemnościach to przeżycie traumatyczne, ponieważ spazmy płaczu trzęsą widzem przez bardzo długi czas jeszcze po zakończeniu seansu. Obraz von Triera to musical, który ogląda się na własną odpowiedzialność.
Jakie musicale was wprawiły w prawdziwy smutek?