MR. ROBOT. Śmierć bohatera, kres demokracji i zwycięstwo korporacji
II
Sam Esmail stosuje ciekawą taktykę narracyjną, polegającą na ciągłym odwracaniu uwagi widza od tego, co najważniejsze. Po seansie ostatniego odcinka nie ma wątpliwości, że najważniejszym wątkiem serialu jest oczywiście rozszczepiona psychika protagonisty, której cząstki prą ku sobie, dążąca do uzdrowienia poprzez ich syntezę. Poszczególne persony odpowiadają za inne elementy życia Elliota, lecz w ostatecznym rozrachunku chodzi przecież o uratowanie prawdziwego ja przed klęską. Showrunner gra na dwóch fortepianach: stara się w możliwie jak najbardziej realistyczny sposób przedstawić stronę polityczną telewizyjnego widowiska, ale jednocześnie trudno pozbyć się wrażenia, że cała fabuła to tylko pretekst do skonstruowania przygody bohatera, począwszy od jego psychicznej defragmentacji aż do scalenia wskutek pogodzenia się z traumatycznymi wydarzeniami z dzieciństwa.
Niezależnie od tego, czy skupimy się na realistycznej stronie serialu, czy potraktujemy Mr. Robota jako freudowską hypnerotomachię albo mityczną podróż bohatera w kierunku wewnętrznego uzdrowienia, Esmail za każdym razem próbuje oddalić widza od tego, co kluczowe. Najlepiej to zresztą widać na przykładzie piątego odcinka trzeciego sezonu, w którym w fenomenalny sposób, w formie pozornego jednego mastershota, zainscenizowano napad na siedzibę E-Corp. Urzeka forma prowadzenia kamery, zapiera dech w piersi tempo akcji i brawura, z jaką ukazano atak na jedną z najważniejszych instytucji społecznego ładu. Napad jest tematem całego odcinka, lecz gdzie indziej odbywają się najważniejsze wydarzenia, tylko mimochodem ukazywane na ekranach monitorów zamontowanych w budynku. Otóż w siedzibie ONZ toczy się głosowanie nad przyznaniem prawa Chinom do aneksji Konga.
Rzecz znamienita: mówimy o epokowym wydarzeniu. Oto państwowy moloch rości sobie prawo do wykupu innego państwa, jak gdyby terytorialna suwerenność podlegała na wolnym rynku tym samym prawom, co sprzedaż nieruchomości pod budowę domu. Tymczasem widzowie nie mogą bardziej zapoznać się z tą rewolucją, bo inna forma przewrotu, znacznie bardziej widowiskowa i odpowiadająca społecznym oczekiwaniom, jest właśnie relacjonowana przez narratora serialu. Kogo interesuje jakieś Kongo, skoro właśnie upada cyberlewiatan? Po czasie nawet okazuje się, że niektórzy ze spontanicznie reagującego tłumu są najemnikami Dark Army, których jedynym celem jest sianie zamętu. Podczas gdy widownię znacznie bardziej interesuje “epicka” rozpierducha w siedzibie E-Corp, prawdziwa rewolucja zawsze odbywa się za zamkniętymi drzwiami gabinetów, gdzie możni tego świata dzielą się łupami.
Poprzez odwracanie uwagi showrunner stara się bardzo mocno zaakcentować siłę narracji we współczesnym świecie. Władzy nie posiada ten, kto ma prawdę po swojej stronie albo pieniądze (choć one na pewno się przydają); władzę posiada ten, kto może korzystać ze swojego głosu. Kto może snuć swą opowieść, ten przejmuje kontrolę nad ludem.
III
Być może również jest tak, że odwracanie uwagi jest konsekwencją konsumenckich wyborów, jakie podejmujemy codziennie w ramach korzystania z dóbr kultury. Poważne potraktowanie pewnych zagadnień odeszło do lamusa, coraz trudniej odnaleźć twórców, którzy pomijaliby popkulturową powierzchowność i porzucaliby znaną wszystkim sieć odniesień na rzecz sięgania po spiżowe teksty. Esmail także bawi się tymi odniesieniami – kto z ręką na sercu przyzna, że w pełni rozumie nawiązanie do Zmartwychwstania Lwa Tołstoja? Kto zaśmiał się po monologu Leona porównującym Frasiera do Knight Ridera albo ze wspomnienia prozy Vonneguta? O Lolicie Nabokova nie wspominam, wszak zekranizował ją choćby Stanley Kubrick, uwieczniając na taśmie filmowej obraz wykorzystywanej młodej dziewczyny schowanej za charakterystycznymi ciemnymi okularami, podobnymi do oprawek noszonych przez Darlene. W każdym razie pewne tytuły bezpowrotnie odeszły w niepamięć i stały się nierozpoznawalnymi reliktami przeszłości, toteż trzeba wciąż bazować na ogranych motywach i odniesieniach, bo tylko dzięki nim wywód autora jest czytelny dla widowni. Tak na marginesie, postać Leona, poruszająca się jak gdyby ponad fabułą serialu, stanowi niemalże odautorski komentarz “dziadersa” utyskującego na upadek czytelnictwa i brak wiedzy z dziedziny kultury u znajomych. Zjarany ziomek, archetypiczny kumpel z osiedlowej ławki, gawędzi o Seinfeldzie i Trzech dniach Kondora, tylko czasami angażując się w to, co się wokół niego dzieje. Jego monologi podkreślają fikcyjność świata przedstawionego. Nawet ostatnia wygłoszona przez niego kwestia – “do zobaczenia w następnym odcinku” – wskazuje na to, jak gdyby mężczyzna miał świadomość, że funkcjonuje w obrębie świata symulacji wyobrażonego przez niewidzialnego stwórcę. On jest tylko narzędziem w rękach demiurga.
Wracając jednak do głównego wątku – rozwidlające się wątki, istne wielopłaszczyznowe skrzyżowania tematów, korespondują ze stanem ducha bohaterów. Zasady panujące w labiryncie świata są nieczytelne, bo trudno na czymkolwiek dłużej skupić uwagę. Powyższe zagadnienie zostało znakomicie opisane wcześniej przez Kennetha J. Gergena w pozycji Nasycone Ja. Dylematy tożsamości w życiu współczesnym. Autor dokonuje wnikliwej analizy stanu ducha ponowoczesnej jednostki uwikłanej w tak wiele sprzecznych ze sobą relacji, od której wymaga się podejmowania tak sprzecznych ze sobą ról, że w pewnym momencie dochodzi do dezintegracji Ja, do podziału osobowości na przykład na Ja-ojca, Ja-pracownika, Ja-kochanka. Rozproszona uwaga, podsycana podnietami docierającymi ze świata zewnętrznego, utrudnia ponowne połączenie cząstek osobowości, co wpływa na jednostkę w sposób szkodliwy. Na dłuższą metę nie da się z pełnym zaangażowaniem żonglować zakładanymi maskami, w pewnym momencie życie ulega powierzchowności, powstaje poczucie dryfowania po tafli zdarzeń zamiast głębokiego zanurzenia się w doświadczenie egzystencji. Ponadto dezintegracja Ja prowadzi do dwóch istotnych konsekwencji. Współczesny świat wymaga od człowieka, by w każdej roli był perfekcyjny, przez co niedoskonałość sztucznie wytworzonej persony rzutuje na samoocenę. Innymi słowy, często jest tak, że błędy popełniane w pracy determinują nienawiść wobec siebie, bo człowiek wtedy sądzi, że jest istotą wybrakowaną, pustą, wymagającą ciągłej poprawy. Zamiast jednej pustki, dotykającej jądra osobowości, powstaje niezliczona liczba pustek dotykających rozszczepionych person, bo przecież nie da się być we wszystkim najlepszym. Z kolei takie doznania wzmacniają poczucie słabości jednostki, pogłębiają rany doznawane przez prawdziwe Ja. By te rany zakryć, powstaje narcystyczna potrzeba udowadniania sobie własnej wyjątkowości. Słabość przykrywa się na przykład nałogami albo fantazją, bo tak można najszybciej ukryć lęki. Jednocześnie, skoro człowiek ma być idealny na każdym możliwym polu, musi samodzielnie się rozstrajać i skupiać uwagę symultanicznie na kilku obowiązkach. Nie da się w dzisiejszym świecie wykonywać w jednym momencie tylko jednego zadania bez poczucia, że coś nam bezpowrotnie umyka.
Podobne wpisy
Trzeba także pamiętać o podstawowym mechanizmie, na którym ufundowana jest ponowoczesna rzeczywistość. Wskutek ekspansji nośników cyfrowych ludzie są dosłownie zalewani falą informacji. Jako że media, zanim zaserwują pewną narrację, nie dokonują rozróżnienia faktów na mniej i bardziej istotne, powstaje w odbiorcy poczucie nienadążania za potokiem dziejów. Eksploatacja wyrazistych sformułowań dla opisania błahych wydarzeń, owe SZOKUJĄCE NAGŁÓWKI artykułów pisane wielkimi literami, a dotyczące słownych gaf nikomu nieznanych celebrytów, okraszone dodatkowo fotkami z serii TYLKO U NAS sprawiają, że w pewnym momencie brakuje słownictwa, za pomocą którego można byłoby nazywać doświadczaną rzeczywistość. Świat jest obecnie po prostu za duży, by go w pełni pojąć, a wyczerpał się język, by ów świat opisać.
I tak wracamy do Mr. Robot, gdzie Esmail miesza wszystko ze wszystkim – hakerską rewolucję z rodzinną dramą, a polityczną wojnę z osobistą walką o możliwość samostanowienia na niwie miłosnej. Na plan pierwszy wrzuca najbardziej ekscytujące wątki dotyczące społecznej niezgody na korporacyjny monopol, a w tle przemyca istotniejsze wątki dla samego protagonisty. To tak jak z zakładaniem maski przez członków fsociety – na wizji widać jedynie rolę i wielkie słowa, a za kulisami rozgrywa się krwawa gra między chińskim ministrem a upadającym amerykańskim hegemonem.
Misterna fabuła jest skonstruowana na podstawowym założeniu, które jest znane coraz liczniejszej populacji świata zachodniego. Okazuje się, że w czasach tak skomplikowanych, a to ze względu na politykę, ekonomię albo po prostu technikę wywracającą naszą egzystencję do góry nogami, poszukiwane są jak najprostsze rozwiązania. Jednocześnie szybki rzut oka na facebookowe grupy pozwala przypuszczać, że ludzie nie wierzą w to, że politycy mogą po prostu, tak po ludzku, popełniać błędy. Jeżeli ważna osoba swoją decyzją doprowadziła do krachu na giełdzie, to zapewne zrobiła to specjalnie, bo miała w tym jakiś ukryty interes. Jeżeli szczepionki nie są w pełni skuteczne, to nie dlatego, że zasadniczo w naszym życiu trudno o rzeczy pewne i nienaruszalne – to pewnie złośliwa farmaceutyczna korporacja uszkadza produkty, bo zdrowy pacjent oznacza utratę klienta. W Mr. Robot ten rodzaj myślenia porządkuje cały świat przedstawiony. Według Elliota ludzie byliby znacznie szczęśliwsi, gdyby nie zostali zniewoleni, a stało się tak w wyniku spisku najbogatszych, osławionego jednego procenta. Walka rozpoczyna się od hakerskiego ataku na E-Corp, po czym okazuje się, że za wszystkim tak naprawdę stoi tajemnicza Whiterose i prowadzona przez nią grupa Deus.
Paranoiczny charakter serialu objawia się w jego konstrukcji porównywalnej do matrioszki. Pod każdą warstwą kryje się kolejna warstwa, czasami znacząca coś przeciwnego wobec górnej powłoki. Najpierw bohater uważa, że anulowanie długu obywatelom doprowadzi do zmaterializowania sprawiedliwości społecznej, potem okazuje się, że to tylko przypieczętowało jeszcze bardziej dynamiczne przejęcie kontroli nad społeczeństwem przez ekonomicznego molocha, a na końcu Elliot zatrudnia się w znienawidzonej korporacji, by ją uratować. Białe staje się czarnym, a czarne białym. We wspomnianym odcinku piątym trzeciego sezonu, w trakcie “wielkiego skoku” na E-Corp, dochodzi do spotkania Elliota z Angelą, przyjaciółką z dzieciństwa i wielką miłością. Mężczyzna chce zapobiec katastrofie, kobieta współpracuje z Dark Army, ponieważ chce się zrewanżować za utratę matki, która najprawdopodobniej umarła przez machlojki E-Corp. On jest ubrany na czarno, ona na biało; on chce wprowadzić ład, ona dąży do destabilizacji. Komu wierzyć, komu kibicować?