Możesz tak myśleć, ja nie ośmielę się tego skomentować – czyli brytyjskie HOUSE OF CARDS

Autorem tekstu jest Andrzej Frącz.
Książkowy spoiler w siódmym akapicie, jeśli kogoś to interesuje.
Stylowe, staroświeckie biuro tonie w półmroku, jedynym źródłem światła są lampki. Siedzący za biurkiem mężczyzna wpatruje się w portret Margaret Thatcher. „Nic nie trwa wiecznie…” szepcze. Odkłada portret na blat biurka, odwraca się z aroganckim uśmieszkiem w naszą stronę. „Nawet najdłuższe, najdumniejsze panowanie musi któregoś dnia dobiec końca”.
Tak poznaliśmy żądnego władzy, przebiegłego intryganta, który dwadzieścia lat później, po drobnym liftingu, zmianie nazwiska i przeprowadzce za Ocean wpisze się na stałe do historii popkultury, a serial, w którym występuje – „House of Cards” – stanie się fenomenem na ogólnoświatową skalę.
FU
Zacznijmy jednak od początku. Lata osiemdziesiąte w Anglii. Jeden z doradców Żelaznej Damy, Michael Dobbs, jest zniesmaczony hipokryzją swoich partyjnych kolegów, degrengoladą i ciągłym wyciszaniem skandali. Podczas wakacyjnego urlopu postanawia wykpić ich w książce, pokazać jako głupców wodzonych za nos przez diabolicznego Chief Whipa o inicjałach FU (co oznacza w mowie potocznej „fuck you”, co znaczy… mniejsza z tym, co znaczy), pełne nazwisko – Francis Ewan Urquhart. Tytuł wydanej w 1989 książki, „House of Cards” z jednej strony można było rozumieć jako metaforę mało stabilnej sytuacji politycznej (tym tropem poszedł wydawca, tłumacząc ją jako „Domek z kart”), z drugiej nawiązuje do brytyjskiej nazwy Izby Lordów (House of Lords), gdzie odbywają się najważniejsze rozgrywki. Książka okazała się bestsellerem, decyzja o ekranizacji nie była więc zaskoczeniem.
Scenarzysta Andrew Davies postanowili nieco podrasować opowieść. W książce Urquhart często traci zimną krew, zdarza mu się ordynarnie kląć – w serialu uwypuklono raczej jego chłodny umysł i dostojeństwo. I ze względu na tą ostatnią cechę zdecydowano się na najdalej idącą zmianę – swymi zamiarami i pełnymi sarkazmu przemyśleniami miał się dzielić z telewidzami, zwracając się wprost do kamery. A kto lepiej nadaje się do wygłaszania monologów niż ktoś, który zjadł zęby na sztukach Szekspira? Z tego powodu do roli głównej wybrano Iana Richardsona – pięćdziesięciosześcioletniego wówczas aktora, który dzielił wtedy czas między graniem w dramatach barda na deskach teatru w Stratfordzie a zapełnianie drugiego planu w produkcjach BBC. Rola makiawelicznego polityka miała jego być pierwszą główną rolą w telewizji.
Domek z kart
Fabuła pozostaje w zarysie taka sama jak w amerykańskim serialu. Lord Francis Urquhart, wpływowy działacz rządzącej partii, zostaje oszukany przez kolegów (w tym świeżo wybranego premiera), którzy obiecali mu wymarzone stanowisko. Biedactwa. Nie wiedzieli, z kim zadarli. Po spotkaniu z młodą i dociekliwą dziennikarką Mattie Storin (Susannah Harker), z którą zresztą później połączy go romans, postanawia rozpocząć grę o tron. Prośbą, groźbą, manipulacją, szantażem i morderstwem przeciera sobie szlaki w bezpardonowej walce o władzę, rzucając przy tym jakby od niechcenia cytaty z „Ryszarda III” i „Juliusza Cezara”. Ambitna dziennikarka depcze mu jednak po piętach…
Zrządzeniem losu premiera pierwszego odcinka „Domku z kart” odbyła się krótko po prawdziwej rezygnacji premier Thatcher i w chwili emisji pilota ciągle nie było wiadomo, kto przejmie po niej stery. Nic dziwnego, że serial stał się hitem, który Richardsonowi przyniósł nagrodę BAFTA, a Daviesowi nagrodę Emmy. Ulubione powiedzonko Urquharta, „you may very well think that, I couldn’t possibly comment” weszło do języka potocznego, była nawet, o ironio, używana w politycznych debatach w parlamencie. Plotki głosiły, że świeżo powołany rząd zamykał wieczorem posiedzenia, by jego członkowie mogli zdążyć na kolejny odcinek. Raczej wątpliwe, żeby byli zadowoleni z tego, co widzieli – sceny przedstawiające życie elit i kolejne machinacje Francisa przeplatano widokiem szczurów żerujących na pływających w kanałach odpadkach. Ci, którzy znali książkę, mogli z politowaniem patrzeć na reakcje telewidzów, sadystycznie czekając na ich reakcję na kolejne zwroty akcji. I tak było aż do czwartego odcinka, który zszokował wszystkich, z fanami książki na czele.
Jeśli widzieliście pierwszy odcinek drugiego sezonu amerykańskiego „House of Cards”, to już wiecie, co się stało. Finał u Dobbsa był zachowawczy, dawał promyk nadziei. W serialu naprawiono ten błąd. Nawet jeśli sama scena jest nakręcona niezręcznie i dziś może wywoływać uśmiech politowania, to emocjonalny wydźwięk ratuje całość.
Rozgrywając królem
Serial BBC stał się takim sukcesem, że zachęcił Dobbsa, by dopisać ciąg dalszy przygód Urquharta, mimo, że … uśmiercił go w końcówce pierwszego tomu. W kontynuacji, „To play the king” premier Urquhart musiał mierzyć się z nieoczekiwanym wrogiem – królem Anglii (w tej roli Michael Kitchen). Świeżo koronowany monarcha o postępowych poglądach angażuje się w politykę, wspierając swoim autorytetem działania opozycji. FU rozpoczyna intrygę, która ma zdyskredytować rodzinę panującą, a przy okazji musi stłumić bunt we własnych szeregach i przekonać wyborców do swojej wizji Anglii.
W drugim sezonie najbardziej brakowało tego, co napędzało Francisa w pierwszej serii – głodu władzy. Tu jest już graczem numer jeden i jedynym jego zmartwieniem jest utrzymanie pozycji. Główny antagonista – król – to raczej miękki reformator niż polityczny gracz, więc wynik rozgrywki nie jest trudny do przewidzenia. Od strony aktorskiej wyszło świetnie – Kitchen razem z Richardsonem byli nominowani do najlepszej roli męskiej. Nieoczekiwanie na jedną z bardziej znaczących postaci wyrosła pani Urquhart. Już w pierwszym sezonie było wiadomo, że mamy do czynienia z kolejną wariacją lady Makbet*, ale jako postać pozostawała w cieniu męża. W „Rozgrywając królem” staje się jego najbliższym doradcą, powiernikiem sekretów i inspiracją, kobietą równie przebiegłą i bezwzględną, co Claire Underwood. Sam Francis okazuje się mieć jakąś słabość – nie jest takim socjopatą jak postać Spaceya, pod maską lodowatej charyzmy i arystokratycznej wyniosłości jest gdzieś tam jakieś sumienie. Jeśli myślicie, że to go powstrzyma…cóż, nie ośmielę się skomentować.
Ostatnie rozdanie
Wszyscy widzieli, że nastąpiło pewne zmęczenie materiału. W finałowej konkluzji czwartego odcinka czegoś brakowało. Michael Dobbs ponownie wziął się do roboty i postanowił zakończyć historię Machiavellego w garniturze z przytupem, chrzcząc książkę tytułem „Final Cut” (Ostatnie rozdanie). BBC wyemitowało czteroodcinkową serię w 1995.
Twórcy wybiegli nieco w przyszłość – już w pierwszych scenach uczestniczymy w pogrzebie Iron Lady (co na tyle zirytowało Dobbsa, prywatnie przyjaciela Thatcher, że zażądał wycofania swego nazwiska z czołówki). Z dialogów dowiadujemy się, że od przeprowadzki na Downing Street minęło już ponad 10 lat. Francis Urquhart starzeje się – traci zmysł do intryg, na jego miejsce czekają już młode wilczki, równie głodne władzy jak on w pierwszej serii. Ma dwa marzenia – prześcignąć Thatcher w kwestii długości urzędowania („wyjść z jej cienia”, jak to ujął sam zainteresowany) i zapewnić sobie dostatnią emeryturę. To ostatnie ma zapewnić cypryjski magnat tureckiego pochodzenia (Kevork Malikyan, znany jako Kazim z filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”), oczywiście w zamian za pewne polityczne przysługi. Z Cypru pochodzi również Maria Passolides,Greczynka przybywająca na wyspy by wyjaśnić zagadkę śmierci swoich wujów, zamordowanych podczas wojny domowej w 1956 (domyślacie się, kto jest zabójcą, prawda?). Ścigany przez przeszłość i prących do władzy konkurentów Francis postanawia zagrać va banque i sprowokować wojnę, licząc na to, że to będą „jego Falklandy”. Nieoczekiwanie, staje się ona jego gwoździem do trumny…
Richardson skończył w 1995 sześćdziesiąt jeden lat. Stępiły mu się pazury, podobnie jak Francisowi, ale wciąż potrafił wykrzesać z siebie resztki dawnego animuszu. Mimo przemyślanej intrygi, dobrej obsady(wśród nich Paul Freeman – Belloq z „Poszukiwaczy zaginionej arki” jako główny oponent Francisa) i fachowo skrojonego zakończenia, „Ostatnie rozdanie” nie miało już tej mocy, co pierwsze odcinki, nie odniosło też takiego sukcesu. Ani Richardson, ani nikt z obsady nie wyrwał się już nigdy poza zaklęty krąg drugiego planu.
Jako ciekawostkę można dodać, że trylogia „House of Cards” niechcący opowiedziała… alternatywną historię Anglii, w której od końca lat siedemdziesiątych do początku XXI wieku trwają twarde rządy torysów, nieustający hard-thatcheryzm. W rzeczywistości premier John Major był dość miękkim przywódcą, a jego partyjni koledzy co chwilę wywoływali skandale (przydałby się im porządny Chief Whip, nieprawdaż?), i przez cały czas labourzyści umacniali swoją pozycję, przypieczętowując ją triumfem w wyborach w 1997.
House of Cards
Tutaj przeczytasz o serialu z Kevinem Spaceyem.
O trylogii przycichło na jakieś osiemnaście lat – do chwili, gdy Netflix postanowił zrobić remake. Remake wyśmienity, odnoszący się z szacunkiem do pierwowzoru (i nic dziwnego-wśród producentów wykonawczych byli m.in Dobbs i Davies), rozwijający ledwo zarysowane wątki, co nie powinno dziwić, gdyż serial o Franku Underwoodzie składa się z 13 godzinnych odcinków – to dłużej niż wszystkie trzy sezony łącznie. Olbrzymi sukces produkcji ze Spaceyem sprawił, że przypomniano sobie o skromnym brytyjskim pierwowzorze i ta skromna, pokryta już patyną produkcja przeżywa obecnie wśród kinomanów drugą młodość.
Niestety, gwiazdor tamtej produkcji nie doczekał tej chwili – zmarł 9 lutego 2007. W pogrzebie uczestniczyli m.in Michael Dobbs i Helen Mirren. Gdy trumnę z ciałem Richardsona składano do grobu, z głośników dobiegły jego własne, wypowiedziane wiele lat wcześniej słowa: „Nothing lasts forever…”.
Warto zapoznać się z tą serią, mimo kurzu, który ją pokrywa, mimo, że pochodzi już w zasadzie z innej epoki. Warto nie tyle dla rozrywki, co dla walorów edukacyjnych – gdyby nie ten zadufany, wredny, błękitnokrwisty dziad, moglibyśmy nigdy nie poznać Dextera, Tony’ego Soprano, Waltera White’a, no i rzecz jasna, Franka Underwooda.
* Fun fact – aktorka, Diane Fletcher, zagrała dwadzieścia lat wcześniej rólkę lady Makduf w „Makbecie” Polańskiego, a w 1970 była królową Izabelą w „Edwardzie II”. Postać tą historia zapamiętała pod pieszczotliwym tytułem „Wilczyca z Francji”.