Major / Майор [kino rosyjskie]
Podobno aby nakręcić film, który będzie gwarantował sukces kasowy, należy postępować według następującego schematu: 1) wsadzić bohatera na drzewo, czyli przedstawić go i sprawić, żeby widz go polubił, 2) rzucać w niego patykami, kiedy jest na drzewie, tzn. mnożyć kłopoty, które go spotykają, 3) pomóc mu zejść z drzewa, a więc zakończyć opowieść happy endem. Od kiedy usłyszałem o istnieniu tego schematu, dostrzegam go w niemal każdej produkcji, którą oglądam. Oczywiście w stosowaniu sprawdzonych metod nie ma nic złego, a silenie się na oryginalność często szkodzi filmowi. Od czasu do czasu trafia się jednak dzieło, które jest nie tylko oryginalne, ale też ogląda się je z zapartym tchem. Do takich właśnie filmów należy Major.
W Rosji powstaje bardzo dużo filmów o policjantach (przypomnę, że zastąpili milicjantów w tym kraju w 2011 roku). Wyłania się z nich niezbyt sympatyczny obraz skorumpowanych, brutalnych i pozbawionych zasad moralnych ludzi, którzy budzą w społeczeństwie raczej przerażenie niż poczucie bezpieczeństwa. Wystarczy wspomnieć Portret o zmierzchu czy słynny Ładunek 200. Oczywiście są też produkcje, w których policjant czy milicjant jest postacią jednoznacznie pozytywną (jak w serialu Gra), jednak widać wyraźnie, że organy ścigania mają wśród Rosjan wyjątkowo złą opinię. Obraz Jurija Bykowa bardzo wyraźnie wpisuje się w tę tendencję i podobnie jak Portret… czy Ładunek 200 jest filmem znakomitym.
Major opowiada historię Siergieja Sobolewa (Denis Szwedow), tytułowego majora policji, który otrzymawszy wiadomość, że jego żona rodzi, wsiada za kierownicę i pędzi na złamanie karku, żeby się z nią zobaczyć. Na miejsce jednak nie dociera – po drodze powoduje wypadek, w wyniku którego ginie siedmioletni chłopiec. To wywołuje lawinę wydarzeń, które poważnie odcisną się na wszystkich zaangażowanych w nie postaciach.
Tym, co czyni Majora filmem wyjątkowym, jest scenariusz. Każdy widz, nie wspominając o pasjonatach kina, rozpoczynając seans, wie mniej więcej, czego można się po większości filmów spodziewać. Ma to niewątpliwie związek ze stosowaniem wspomnianego na początku klasycznego schematu prowadzenia intrygi. Oglądając film Bykowa, próbowałem odruchowo przewidywać, co stanie się za chwilę lub jak ta historia się skończy. Wiecie, ile spośród moich prognoz się sprawdziło? Otóż ŻADNA. Film od początku do końca pełen jest zaskakujących zwrotów akcji i trzyma w napięciu jak mało który.
Klasyczny schemat scenariusza to nie jedyna spośród złamanych przez Bykowa reguł. Złamany został też podział na dobrych i złych. Wszystkie postaci są niejednoznaczne, co wyrywa widza z jego strefy komfortu i każe mu poważnie zastanowić się nad tym, jak sam zachowałby się w podobnej sytuacji. Brudne zagrania, jakie mają miejsce nie wynikają z charakteru bohaterów, ale z okoliczności, w jakich się znaleźli. Jeśli Major ma jakiś morał, to taki, że zazwyczaj nic nie jest takie, jakim się na pierwszy rzut oka zdaje.
Warto napisać kilka słów na temat klimatu Majora. Po pierwsze trudno wyobrazić sobie lepszą scenerię dla tak ponurej historii, jak szczelnie przykryta śniegiem zimowa Rosja. Po drugie – muzyka. Ta sfera niestety często w rosyjskiej kinematografii kuleje – stanowiące tło utwory są albo drażniąco patetyczne, albo żenująco przaśne. Film Bykowa stanowi tu chlubny wyjątek i jeśli będę miał kiedyś okazję zakupić soundtrack do niego – na pewno to zrobię.
Major to drugi film Jurija Bykowa, trzecim jest Dureń, który nawet w naszym kraju zyskał niemały rozgłos. Nie chciałbym zapeszyć, ale wygląda na to, że widzimy narodziny gwiazdy, która będzie świeciła długie lata, i nawet kiedy już zgaśnie, prawdziwi kinomani będą o niej pamiętać. Tak, jak miało to miejsce w przypadku Andrija Tarkowskiego.
korekta: Kornelia Farynowska