OSZUKANY (1971). Zanim powstało NA POKUSZENIE

Pochodząca z 1966 powieść The Painted Devil (Malowany diabeł) to najsłynniejsze dzieło Thomasa Cullinana – autora znanego głównie z książek dotykających wojny secesyjnej – całkiem szybko w dodatku zaadaptowane na potrzeby wielkiego ekranu. Już bowiem pięć lat później premierę miało The Beguiled (tytuł oryginalny) w reżyserii Dona Siegela. Za scenariusz odpowiadało duo Albert Maltz i Irene Kamp (skrywające się ze względów politycznych pod pseudonimami John B. Sherry i Grimes Grice), za zdjęcia stały współpracownik Siegela – Bruce Surtees, a za muzykę Lalo Schifrin. Produkcja powstała pod szyldem wytwórni Universal, a tytułową rolę zagrał nie kto inny, jak oczywiście Clint Eastwood.
Jest środek jankeskiej wojny bratobójczej, gdzieś w Luizjanie. Clint w ciemnoniebieskim uniformie przedziera się przez las w poszukiwaniu ucieczki bądź ratunku – ma złamaną nogę, jest cały brudny oraz zakrwawiony i nie ma broni. Trafia na niego mała dziewczynka Amy (urocza Pamelyn Ferdin) i – wbrew logice, za to zgodnie z sercem – postanawia potajemnie ukryć wroga w pobliskiej szkole dla młodych panien. Z pomocą początkowo mniej przychylnych mu przedstawicielek płci pięknej, na czele z prowadzącą przybytek Marthą Farnsworth (Geraldine Page), przedstawiający się jako John McBurney mężczyzna powoli dochodzi do zdrowia. Przy okazji samą swoją obecnością i wyglądem amanta namiesza w głowach niektórych dziewczyn, wśród których znajdziemy jeszcze cnotliwą nauczycielkę Edwinę (tragicznie zmarła Elizabeth Hartman), czarnoskórą służkę Hallie (znana śpiewaczka bluesowa Mae Mercer) i rozwiązłą Carol (Jo Ann Harris, z którą Eastwood naprawdę zaliczył na planie romans). Z dala od wojennej zawieruchy oraz innych męskich członków społeczności rozpocznie się gra w kotka i myszkę. Tylko kto tu jest kim?
Tak, intrygą Oszukanego można bawić się na kilka sposobów – dokładnie tak, jak twórcy zabawili się z oczekiwaniami widowni, a producenci z reklamą gotowego dzieła. Próbując sprzedać je radosnymi hasełkami pokroju: „Jeden mężczyzna… siedem kobiet… w dziwnym domu!” lub „Jego miłość albo jego życie…”, nastawili odbiorców na kolejny film akcji na Dzikim Zachodzie z Clintem Eastwoodem, a nie kameralny dramat, jakim dzieło Siegela de facto jest. Oszukany poległ więc w kasach, przynosząc niewiele ponad milion dolarów ze sprzedaży biletów (przy nieznanym oficjalnie budżecie i niemającej litości dla kin kategorii R).
Trochę szkoda, bo choć nie jest to żadne wiekopomne dzieło, to pozostaje z całą pewnością ciekawym doświadczeniem. To jeden z ambitniejszych i najodważniejszych projektów Eastwooda z lat 70., z całą pewnością zasługujący na więcej estymy. Intryguje już sam fakt, że twardziel Clint przez większość czasu tego zaledwie stu minutowego dziełka jest przywiązany do łóżka i skazany na łaskę stojących po przeciwnej stronie barykady białowłosych. A gdy energii mu stopniowo przybywa, robi się tylko ciekawiej. Co prawda mimo wspomnianej wysokiej kategorii wiekowej nie ma tu zbyt wielu tak zwanych momentów, ale silna porcja erotyzmu wymieszanego z atmosferą tajemnicy i niepewności towarzyszy nam aż do napisów końcowych. Po drodze ukryto w dodatku parę twistów godnych mistrza Hitchcocka.
I nie przeszkadza w sumie fakt, że realizacyjnie jest co najwyżej poprawnie, a kamera w zasadzie w ogóle nie wychodzi poza obręb (dość dużego) domu – co ciekawe, w pełni autentycznego, stojącego faktycznie na polach Luizjany od 1841 roku (akcja filmu dzieje się nieco ponad dwadzieścia lat później) i okazjonalnie używanego przez filmowców (plantację Ashland – bo tak nazywa się to miejsce – widać na przykład w komedii Fletch żyje). Lokacja ta nadaje produkcji wyjątkowo teatralnego posmaku, ale też i swoimi ciasnymi, z przyczyn fabularnych skrytymi przeważnie w półmroku wnętrzami wzmaga gęsty klimat tytułowego osaczenia.
I nawet jeśli z perspektywy widza XXI wieku zachowanie większości postaci, ich nagłe przemiany i humory wydać się mogą odrobinę dziwne, ewentualnie przedramatyzowane do przesady, to solidna obsada ratuje ten film. W poszczególne twarze – wśród których znajdziemy jeszcze epizod charakterystycznego Matta Clarka, czyli późniejszego barmana z Powrotu do przyszłości III – łatwo jest uwierzyć, a ich relacje, nawet te najprostsze bądź najbardziej sztampowe, są szczere. A przy tym trudno jednoznacznie wskazać tę najbardziej intrygującą, bo każdy bohater ma tu swoje tajemnice, każda postać inaczej zachowuje się w stosunku do Clinta, jak i do pozostałych, a wszyscy mają swoje małe grzeszki. I choć nie ulega wątpliwości, że główna gra toczy się pomiędzy trójkątem Martha–John–Edwina, to absolutnie nie można ignorować pozostałych, nawet najmniejszych pionków na tej nietypowej szachownicy.
Tu i ówdzie nie udaje się twórcom uniknąć pewnych uproszczeń, kiedy indziej wpadają w sidła zbędnych oczywistości. Ale podejrzewam, że taka jest też natura samego materiału książkowego. Ostatecznie ruchomy obraz jest jednak w stanie naprawdę pozytywnie zaskoczyć – choć może niekoniecznie najbardziej zagorzałych fanów Clinta, który co się nie odwróci, to obrywa po ryju, niekiedy dosłownie. Jego John McBurney nie jest zarazem, wbrew pozorom, całkowitym zaprzeczeniem wizerunku aktora. A i Oszukany nie odbiega specjalnie stylem od pozostałych dokonań Siegela.
Sam reżyser uznawał go za swoje ulubione „dziecko” i nietrudno dostrzec dlaczego. Z pozoru spokojny i wypełniony ciepłem film potrafi być naprawdę drapieżny i równie nieprzewidywalny, co portretowane w nim niewiasty. To z jednej strony specyficzny list miłosny do kobiet właśnie, a z drugiej bardzo męska, buzująca od testosteronu historia. Szalejący właśnie w kinach remake/ponowna ekranizacja autorstwa Sofii Coppoli – zapewne o wiele bardziej subtelny pod względem nastroju, choć szkoda, że niesilący się na jakąś rewolucję – udowadnia zarazem, jak uniwersalna, niezależna od płci jest to opowieść. W końcu diabeł tkwi nie tylko w szczegółach, ale i w każdym z nas. A wraz z nim seks, pożądanie i dobra rozrywka.
A na koniec kilka ciekawostek:
– Pussy-footing Down at the Old Plantation (Owijanie w bawełnę na starej plantacji) i On One I Walked (Chodziłem na jednej) to inne tytuły filmu rozważane przez Universal (oba nieprzetłumaczalne z pełnym sensem na język polski, ale starałem się zachować ich kontekst);
– rolę Marthy miała pierwotnie zagrać legenda francuskiej kinematografii, zmarła niedawno Jeanne Moreau;
– Francuzi uważali ten film za najlepszy Eastwooda, chcieli zgłosić go nawet na festiwal w Cannes, ale z jakichś przyczyn producenci odmówili tego zaszczytu;
– oryginalne zakończenie miało być typowym happy endem.
korekta: Kornelia Farynowska