search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

MOTEL. Ćwiczenie z suspensu na szóstkę

Krzysztof Walecki

5 października 2019

REKLAMA

Twórcy znają swoją widownię na wskroś, dlatego nawet nie starają się ukryć szemranego charakteru tytułowego przybytku, a wręcz to podkreślają. Kierownik motelu (bardzo dobry Frank Whaley) ma szczurowaty wygląd, a w jego pozornie życzliwej postawie czai się niechęć do jedynych gości, choć można to tłumaczyć późną porą i zmęczeniem. Czym jest zmęczony? Być może oglądaniem filmów w swoim biurze, w których bohaterowie krzyczą, jakby byli mordowani. Pokój, do którego trafiają Foxowie, nie był chyba sprzątany od lat, czego dowodem jest ogromny karaluch i gazeta sprzed dekady. No i to video, dziwnie pasujące do miejsca, ale jakże przestarzałe w XXI wieku. Nawet widzowie, którzy nie wiedzieliby, dokąd zmierza fabuła, łatwo by się domyślili, że Foxowie powinni byli nocować w zepsutym samochodzie zamiast meldować się w tym motelu. Od momentu, kiedy odkrywają, że stali się zwierzyną łowną, film przyspiesza i nie puszcza do samego końca, a scenariusz Marka L. Smitha (współautora późniejszych Zjawy oraz Operacji Overlord) mnoży kolejne atrakcje, nie wychodząc jednak poza ramy kina klasy b.

Ale to nie znaczy, że i reżyseria jest tu drugorzędna. Tym, czym Motel zaskakuje najbardziej, jest niebywały sznyt Antala, który w sposób mistrzowski buduje napięcie, polegając bardziej na eleganckiej sztuce suspensu niż dominującej w ówczesnej dekadzie modzie na torture porn. Sam scenariusz daje podstawy, aby uczynić z tej historii rzecz bliższą Pile czy Hostelowi – idea, aby przyszłe ofiary były przed atakiem straszone filmami snuff, w których oglądają prawdziwą śmierć, służy myśleniu w kategoriach nihilistycznej i krwawej rozrywki – ale węgierski reżyser jest zdecydowanie bardziej uczniem Alfreda Hitchcocka niż kolegą Eli Rotha. Każda scena jest tu starannie przemyślana pod względem wykonania oraz działania na wyobraźnię i nerwy widza, który nie powinien mieć problemu z wczuciem się w beznadziejną sytuację głównych bohaterów. Wywołanie w nich przerażenia przez przymusowe oglądanie autentycznych horrorów przekłada się na strach u widza, który właściwie robi to samo, co oni. Tekst Smitha nie ma ambicji, aby zatrzymać się i zastanowić nad celowością takiego właśnie działania morderców, nie rozlicza ich również z twórczości, jaką uprawiają jako (jakby nie patrzeć) filmowcy. Można tu było pokusić się o refleksję na temat potrzeby uprawiania gatunku, jakim jest horror, ale być może dlatego Motel jest tak dobry, bo nie rości sobie pretensji do bycia czymś głębszym, niż jest w rzeczywistości.

Urodzony i wychowany w Stanach Zjednoczonych, ale kształcony w filmowej materii na Węgrzech Antal dał się poznać jako reżyser bardzo popularnych Kontrolerów, w których żonglerkę gatunkową uzupełnił o komentarz społeczny, owlekając to wszystko w ramy alegorii. W przypadku Motelu, swojego pierwszego amerykańskiego filmu, postawił na doskonałe zrozumienie wymogów gatunku, tworząc dzieło nie tak oryginalne jak poprzednie, ale szalenie efektywne i zaskakująco stylowe. Nie był to przebój, ale nie bez powodu Antal został później wybrany na reżysera Predators (tego z Adrienem Brodym), z którym to zadaniem poradził sobie również naprawdę dobrze. Potem było różnie. Najpierw powstał ten dziwny film-koncert Metalliki, a nie tak dawno Węgierska robota, oparta na faktach historia rabusia bankowego, która podobała się na wielu festiwalach.

Antal, podobnie jak wspomniany we wstępie Aja, ma fach w ręku, który pozwala mu nawet z tak niepozornego materiału jak Motel uczynić film grozy jakością przewyższający większość głośniejszych i mocniej reklamowanych horrorów. Nie potrzebuje do tego hektolitrów krwi ani efektów specjalnych, nie opiera się wyłącznie na jump scare’ach, czy wymyślnej narracji. Odnajduje się natomiast jako pierwszorzędny stylista, trochę w duchu Johna Carpentera, gdzie minimalizm jest siłą. Brudny, stary motel, w którym mordują ludzi po godzinach, może nie wyglądać na interesujący z zewnątrz, ale po przekroczeniu jego progu okazuje się tętniącym filmowym życiem miejscem.

REKLAMA