search
REKLAMA
Analizy filmowe

LUDZKIE DZIECI. Historia o nawróceniu i nadziei

Klara Kukowska

29 czerwca 2019

REKLAMA

Walka

…w świecie bez wartości. Świecie okrucieństwa i paradoksów (“rząd rozsyła środki pomagające w samobójstwie, a zabrania palenia trawy”, zauważa Jasper).

Ale nie dajmy się zwieść pozorom. “Opozycja” w filmie Cuaróna nie jest grupką męczenników. Luke i Fishes wahają się. Dążą po trupach do celu – z tym, że napędzająca ich idea gdzieś się już zgubiła, zmieniła w przerażającą spiralę przemocy. A oni… nawet tego nie zauważyli. Myślą o JUTRZE, a nie POJUTRZE. Chcieliby dziecko Kee ukazać jako symbol, a nie ludzką, czującą istotę. Wystawić “na widok” jak maleńkiego Simbę w Królu lwie. Wywalczyć za pomocą niewinnego dziecka coś, co zostało przekreślone przez ich własne czyny – chociażby zdradę Julian. Posłużyć się CUDEM, by osiągnąć… no właśnie, co? Czyż nie są oni lustrzanym odbiciem tych, których zabijają? Można im współczuć.

Cytując Jaspera – Theo i Julian spotkali się dzięki wierze w COŚ. A Luke i jego kompani zapomnieli, na czym to COŚ polega.

Kontrasty

…to jeszcze jeden szczegół: Cuarón kilka razy bardzo mocno zestawia sceny szczęścia i tragedii. Na chwilę przed swoją śmiercią Julian siada twarzą do Theo, następuje sekwencja z piłką przekazywaną z ust do ust, krótki moment niemal-pocałunku. A potem – uderzenie.

Druga taka sytuacja ma miejsce, gdy tuż przed końcową walką Kee leży z dzieckiem na łóżku, a kobiety (w tym Marichka) bawią “jeszcze-nie-Dylan”. Kee mówi wtedy: “one kochają moją córeczkę”. A za chwilę mamy łoskot, wybuchy, ucieczkę, znowu krzyki i trupy.

Powołując się jednak na słowa Jakuzziego – czy nie jest to kontra Cuaróna przeciwko tandecie zalewającej kino? Może to i detal – ale, podobnie jak osławiony “chłyt marketyngowy”, DZIAŁA. Bo ja cały czas myślę o Julian przechylającej się przez siedzenie. I o uśmiechu Kee.

Finał

…jest idealnie wchodzącym na swoje miejsce klockiem, który podsumowuje całość, nadając historii wręcz biblijny charakter.

Logika zdarzeń wyklucza od początku happy-end, ale od kiedy zdrowy rozsądek stanowi barierę dla Hollywood? Gdyby Cuarón chciał, Theo mógłby odpłynąć “Tomorrow”, zapomnieć o ranach, popłakać się, zacząć dziękować wszystkim świętym, że oto Ludzkość się odrodziła. Aby zaspokoić jednak apetyty żądnych krwi fanów Ciemności i Szarości, Alfonso musiałby w finałowej scenie ukatrupić bohaterów na modłę Bonnie i Clyde’a.

To wszystko byłoby możliwe, gdyby nie jedna sprawa – obie propozycje były z góry skazane na porażkę. Film nie wytrzymałby konfrontacji słodkości – lub też odwrotnie, beznadziei – z wydźwiękiem pozostałej części historii. Mówiąc krótko, jedno z nich byłoby zwyczajnie głupie, a drugie – tanie, efekciarskie.

Cuarón prezentuje najlepszy typ zakończenia – zakończenie otwarte. Theo wypełnił swoją misję, dobiegł do mety. Zrobił to, co do niego należało. I mimo bólu – był na łódce szczęśliwy, mimo że z chęcią towarzyszyłby Kee dalej, by chronić ją i wspierać.

Może być lepiej lub gorzej. W ostatnich sekundach filmu widzimy praktycznie tylko mgłę. Pozostaje – co? Nadzieja. Ale czy ludzie jej nie przegrają? Historia tysiące razy udowadniała, że nie potrafimy się uczyć ani na swoich, ani na cudzych błędach. Jak będzie tym razem? Co spotka Kee na łodzi? JUTRO może być jutrem okrutnym, ale może też oznaczać odrodzenie. Tego nie wiemy. Czym jest Dylan? Ewenementem, cudem, czy znakiem, że kobiety urodzone na krótko przed rokiem Omega – będą mogły mieć dzieci? Póki co mamy tylko jedną maleńką dziewczynkę, o której nie wiemy, czy będzie w stanie stać się “drugą Ewą”. W Córce dyrektora cyrku Josteina Gaardera, Petter, bohater zajmujący się zaopatrywaniem w fabuły pozbawionych weny pisarzy, tworzy projekt pod tytułem “Mała ludzkość”. Jest to szkic opisujący wymierający świat, którego populacja liczy sobie 339 osobników. Pod koniec konceptu zadaje docelowemu Autorowi pytanie, czy warto jest ludzi uratować. Jak będzie przebiegało odbudowywanie społeczeństwa? Czy może lepiej pozwolić mu umrzeć?

Czy świat Ludzkich dzieci (nasz świat?) jest już przegrany? Czy zdążył podpisać na siebie wyrok śmierci? Pewnie i tak, ale mała Dylan nie pozwala nam zapomnieć, że może być inaczej. W tym momencie nie liczy się już przyczyna utraty zdolności prokreacji przez ludzi; nieważne, czy to Bóg, czy natura, pyły czy prochy. Mała łódeczka podryguje na kanale. Oto Nadzieja.

Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach żywych i o wszystkich zwierzętach, które były z nim na arce, sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać.
(Rdz., 8, 1)

Powyższy tekst jest modyfikacją maila, który wysłałam na listserver KMF-u kilka godzin po seansie Ludzkich dzieci. Tym samym nie ręczę, że nie ma tu błędów i przeoczeń; artykuł powstał po jednorazowym obejrzeniu filmu i jest raczej zapisem odczuć i refleksji, niż analizą.

Tekst z archiwum film.org.pl (19.11.2006).

REKLAMA