Latający RoboCop, czyli 20 ŻENUJĄCYCH SCEN vol. 2

TAKI DUŻY, A BAWI SIĘ LALKAMI (Snajper, 2014)
Ten ambitny wojenny dramat biograficzny w reżyserii Clinta Eastwooda, zamienia się na krótką chwilę w komedię. Chodzi oczywiście o słynna scenę, w której tytułowy bohater nieudolnie udaje, że trzyma w rękach dziecko, choć widać wyraźnie nieruchomą, sztywną lalkę. Doprawdy, skoro już musieli użyć lalki (producenci tłumaczyli się ponoć trudnościami w pracy z prawdziwymi dziećmi na planie), to czy nikt na planie nie widział, jak sztywno i nienaturalnie wygląda trzymana przez Bradleya Coopera, powleczona błyszczącym plastikiem zabawka, i jak kuriozalną scenę właśnie nakręcono? Od tego żenującego momentu, Snajpera ogląda się niestety, mając w pamięci to jedno niefortunne ujęcie, mogące śmiało rywalizować ze śmiercią Hanki w kartonach, o miano najtandetniejszej sceny wszech czasów.
PIOSENKA… ZAMIAST ZEGARKA (Hudson Hawk, 1991)
Generalnie rzecz biorąc, cały ten film jest o kant dupy potłuc, a żenujących scen jest w nim bez liku (lik – za słownikiem PWN: I daw. stan liczbowy, liczba, ilość II «specjalnie wzmocniony brzeg żagla» «lina rybacka»). W jednej scenie piesek trzyma w zębach kulki Bruce’a Willisa, w innej Andie McDowell udaje delfina, w jeszcze innej David Caruso udaje mima, a pozostali aktorzy (James Coburn, Danny Aiello) udają, że są zabawni. Musiałem jednak wybrać jedną żenującą scenę, i moim numerem jeden została sekwencja pierwszego włamania, podczas której Bruce Willis i Danny Aiello, zamiast zegarka, do odliczania czasu używają… piosenki Franka Sinatry. Nie byłoby w tym może nic żenującego, gdyby nie to, że na kilka minut ten komedio-akcyjniak zamienia się w… musical? Willis przemierzający na deskorolce korytarze muzeum i śpiewający dość głośno Swinging on a Star (co tam, że strażnicy mogą go usłyszeć) i Aiello tańczący do rytmu, robią to w tak wymuszony sposób, że przykro się na to patrzy i jeszcze gorzej słucha. O tyle dobrze, że w finale piosenki, do śpiewających włamywaczy nie dołączają zorganizowani w chór strażnicy.
ZABÓJSTWO Z NIECIERPLIWOŚCI? (Mgła, 2007)
W konkursie na Nagrodę Darwina, ekipa z Mgły Franka Darabonta miałaby zagwarantowane podium. Rozumiem założenie, że bohaterowie znaleźli się w beznadziejnej sytuacji, że osnuta mgłą rzeczywistość wokół nich roiła się od potworów, że strach wysiąść z samochodu. Człowiek posiada jednak coś takiego, jak wrodzony instynkt i wolę przeżycia za wszelką cenę, przysłowiowy strzał w łeb pozostawiając sobie jako ostateczność. Bohaterowie nie są ranni, ani nie umierają z głodu, tymczasem gdy tylko kończy im się paliwo, Thomas Jane podejmuje decyzję o zastrzeleniu wszystkich w samochodzie. A że źle policzył ilość kul (przy sześciostrzałowym rewolwerze faktycznie nietrudno o pomyłkę), to dla niego zabrakło, więc wysiada z auta, mgła się rozwiewa i widzi uzbrojone po zęby wojsko rozprawiające się z potworami. I zaczyna rozpaczać, że kilka sekund wcześniej zrobił w samochodzie teksańską masakrę rewolwerem. Nie kupuję tego sztucznie i niewiarygodnie dramatyzowanego finału, tej tragedii głównego bohatera, jego histerii i płaczu. Płakał to scenarzysta, jak pisał to żenująco naciągane zakończenie, mające tanim i naciąganym chwytem wywołać w widzach wstrząs emocjonalny. We mnie wzbudziło jedynie śmiech politowania i skojarzenie z jednym z odcinków South Park, w którym zasypani śniegiem w budynku szkolnym bohaterowie, po niecałej godzinie zaczynają zastanawiać się kogo zabiją i zjedzą, żeby nie umrzeć z głodu.
TO ŻYJE!… I MA TWARZ UŚMIECHNIĘTEGO T-800! (Junior, 1994)
Nie lubię komedii ze Schwarzeneggerem, bo to aktor stworzony do strzelania, wysadzania w powietrze i miażdżenia przeciwników, a nie do śmieszkowania. O ile jeszcze Bliźniacy byli w miarę strawni, stanowiąc ciekawostkę i całkiem sympatyczny wyjątek w filmografii Austriackiego Dębu, tak Junior, z zachodzącym w ciążę Mister Universum, zdecydowanie mi nie podszedł. Ale mieliśmy tu mówić o żenujących scenach. Takową jest sen Arnolda, w którym pielęgniarka przynosi mu jego latorośl, a ta okazuje się mieć miniaturową twarz T-800 próbującego się uśmiechać. Arnold wygląda po prostu brzydko, przerażająco, i niewiele mniej odpychająco niż w horrorze To żyje! Co jednak warte uwagi, ta żenująca scena z niemowlakiem-Arnoldem jest wciąż mimo wszystko bardziej wiarygodna od Bradleya Coopera kołyszącego do snu lalkę w Snajperze.
ZABÓJCZE INSTRUMENTY (Desperado, 1995)
Wiecie, dlaczego wolę El Mariachi, od jego sequelo-remake’a(?) Desperado? Bo w El Mariachi czuje się prawdziwą pasję reżysera i aktorów-amatorów, którzy świetny pomysł wyjściowy (broń w futerale od gitary i związane z tym pomyłki) ograniczany niskim budżetem, przekuli w naprawdę dobry film, z pomysłowymi ujęciami, i fajnymi, a przy tym nieprzekombinowanymi scenami akcji. Gdy Rodriguez otrzymał złoty bilet do Hollywood, a co za tym szło, większy budżet oraz gwiazdy w postaci Banderasa i Hayek w obsadzie, coś się zepsuło. Owszem, cały film, a zwłaszcza strzelanina w barze robi świetne wrażenie pod względem realizacyjnym. Owszem, wybuchów jest dużo i są widowiskowe, ale odnosiłem wrażenie, że wraz z rosnącą ilością akcji i jej spektakularnością, gdzieś zatraca się to, co świadczyło o klasie El Mariachi, gdzie mniej znaczyło więcej. O ile jeszcze wątek nożownika granego przez Danny’ego Trejo, był naprawdę kozacki i wnosił trochę nadziei na to, że Rodriguez jednak zna umiar, a film pójdzie nieco skromniejszą ścieżką, nagle na ekranie pojawiają się oni, cali na czarno: przyjaciele głównego bohatera, z wielkimi futerałami na instrumenty pod pachami. Już gdy pierwszy z nich (oryginalny odtwórca postaci Banderasa w El Mariachi tak na marginesie), zaczyna strzelać z futerałów ciągłym ogniem karabinu maszynowego, coś we mnie powiedziało: Oj nie! Ale najgorsze miało dopiero nadejść, albowiem drugi z przybyłych na odsiecz Banderasowi Mariachi, zrobił nagle dziwny przykuc (coś jak słowiański, tylko z jedną nogą w bok, widocznie jakieś problemy z kolanem), zarzucił futerał na ramię i strzelił z bazooki ukrytej w środku. Szczerze? Czekałem tylko, aż w następnej scenie Banderas wjedzie w kadr prowadząc ostrzał z Katiuszy skitranej w fortepianie.