search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

LALKI. Groza infantylna

Krzysztof Walecki

23 czerwca 2019

REKLAMA

Do kin wraca właśnie Chucky, nieco odświeżony wizualnie, za to równie bezwzględny, co w oryginalnym filmie. Ale Laleczka nie jest jedyną wakacyjną premierą z zabawką w roli głównej – już za kilka tygodni pojawi się trzecia Annabelle, a w sierpniu nie tylko dorośli, ale zwłaszcza dzieci obejrzą Toy Story 4 oraz Playmobil: Film. Można by rzec, że nadszedł wspaniały czas dla wielbicieli ekranowych lalek, ludzików i różnej maści zabawek, choć dla Charlesa Banda ten czas trwa od ponad 30 lat. Począwszy bowiem od 1989 roku, kiedy premierę miał wyprodukowany i wymyślony przez niego kultowy Władca lalek, cykl ten kontynuowany jest w najlepsze (dwunasta część – Puppet Master: The Littlest Reich – pojawiła się zaledwie rok temu). W międzyczasie Band, założyciel studia Full Moon Features, specjalizującego się w filmach klasy B, które bezpośrednio lądowały na video oraz DVD, zrealizował bliźniaczą serię, Szatańskie zabawki, futurystycznego Dollmana, a nawet postanowił wyreżyserować horrory pod wielce wymownymi tytułami – Blood Dolls, Doll Graveyard czy Devil Dolls. Rzut okiem na filmografię Banda sugeruje, że człowiek ten zwyczajnie lubi lalki, zwłaszcza te niegrzeczne.

Nie jest zatem przypadkiem, że jeszcze zanim powstał Władca lalek, Band zaangażował się w realizację filmu o podobnym zamyśle. Lalki z 1987 roku posiadają jednak mniej eksploatacyjną naturę, proponując widzom horror odwołujący się, zarówno atmosferą, jak i fabułą, do grozy rodem z bajek braci Grimm. Zresztą już w pierwszej scenie główna bohaterka filmu, kilkuletnia Judy (Carrie Lorraine), czyta Jasia i Małgosię, a chwilę później dziewczynka wraz ze swoim ojcem i macochą (!) trafiają podczas burzy do starego, strasznego domu. Ten jest zamieszkały przez małżeństwo pozornie niegroźnych, choć upiornie wyglądających staruszków (Guy Rolfe i Hilary Mason), którzy udzielają schronienia rodzinie, a wkrótce również dwójce krzykliwie ubranych autostopowiczek oraz życzliwemu kierowcy, Ralphowi (Stephen Lee). Punkt wyjścia niemal identyczny jak w klasycznym Starym mrocznym domu, choć scenariusz Lalek, odwrotnie niż u Whale’a, z przyjezdnych czyni ludzi groteskowych i złych, mieszkańcom domu zaś dając prawo do ich dziwactw, a nawet potworności.

Nim się bowiem obejrzymy, okaże się, że stary Gabriel jest lalkarzem, a jego dzieła żyją. Rzecz jasna, lalki nie afiszują się z tym, chyba że ktoś je zmusi. Kiedy jedna z autostopowiczek próbuje okraść dom, zostaje szybko zamordowana przez dziesięciokrotnie mniejsze od niej zabawki. To jedno wydarzenie sprawia, że lalki rozpoczynają swój krwawy pochód, zabijając tych, którzy na to zasłużyli. Czym? Ogólnie rzecz biorąc, brakiem dziecięcej wrażliwości i niewinności. Dorośli utracili te przymioty, zastępując je cynizmem, brutalnością oraz arogancją, nic więc dziwnego, że w domu, w którego każdym pokoju znajdują się lalki, a jego właściciele wyjęci są z innej bajki (ha!), konfrontacja jest nieunikniona.

Film wyreżyserował Stuart Gordon, jeden z niewielu udanych adaptatorów H.P. Lovecrafta, choć w tym przypadku nie doświadczymy ani makabrycznej energii Re-animatora i Zza światów, ani posępności Dagona. Lalki charakteryzują się fabułą, która poza punktem wyjścia ma niewiele więcej do zaoferowania, oraz logiką o dziecięcej wręcz prostocie. Nieprzypadkowo w początkowych minutach filmu oglądamy scenę rozgrywającą się wyłącznie w wyobraźni małej Judy – po tym, jak jej macocha wyrzuca pluszowego misia dziewczynki, widzi ona, jak ten urasta do gigantycznych rozmiarów, a następnie zabija opiekunów. Dalsza część fabuły jest praktycznie rozwinięciem tej wizji, co może sugerować, że całość stanowi projekcję dziecka, upatrującego możliwość walki z dorosłymi, a być może z samą dorosłością, w bliższych jej zabawkach.

Lalki same w sobie nie są złe, nienawistne ani szalone; nawet nie wyglądają na zagrożenie (w odróżnieniu od bohaterów Władcy lalek), choć animatronika sprawia, że potrafią wykrzywić twarze w nieprzyjemnym grymasie bądź pokazać ostre ząbki. Robią za to wrażenie powstałych całe wieki temu, są jak wytwory renesansowych i nieco późniejszych czasów – kunszt ich wykonania budzi nasz szacunek, dzięki czemu trudniej dopatrzeć się w nich czarnych charakterów tej opowieści, nawet gdy dokonują wyjątkowo brutalnych czynów. Scenariusz Eda Nahy powstrzymuje się od ich oceny, gdyż i mała Judy tego nie robi. Inna rzecz, że nawet będąc świadkiem czyjejś śmierci, dziewczynka wydaje się nie mieć świadomości tego, co naprawdę ogląda. Wprowadza to elementy humoru sytuacyjnego, kiedy to dobroduszny Ralph zaczyna być bardziej przerażony niż ona, a w jego trosce o dobro dziewczynki inni dopatrują się niezdrowego nią zainteresowania.

To wszystko sprawia, że Lalki mogą razić widzów przywykłych do horroru o poważniejszej tonacji i z dojrzalszym spojrzeniem na opowiadaną historię, ale na tym właśnie polega urok filmu Gordona, który nie bez rezerwy opowiada się za tytułowymi bohaterami i ich prawem do krwawego odwetu. Doskonale wybrzmiewa to w scenie egzekucji jednej z ludzkich postaci, która zostaje zabita przez pluton żołnierzyków. Nawet muzyka w tym momencie ma w sobie coś dziecinnego, choć zaskakująco złowieszczego, a reżyser potrafi wydobyć wtedy grozę, nie zatracając przy tym absurdu całej sytuacji. Natomiast Charles Band jeszcze niejednokrotnie zechce straszyć nas lalkami, ale nawet w swym słynnym cyklu już bez tych samych rezultatów, co Gordon. Być może dlatego, że podczas gdy jeden z nich nie unika refleksji nad rolą lalek w dzieciństwie, drugi chce się nimi wyłącznie bawić.

REKLAMA