BLISKO CIEMNOŚCI. Wampiryczny horror od zwyciężczyni Oscara
…, które w całkiem inny sposób czerpią z mitu o krwiopijcy. W Zagadce nieśmiertelności Tony’ego Scotta (1983) długowieczność kiedyś się kończy i trzeba wtedy zadbać o nowego partnera – wieczna miłość jest zatem kłamstwem, bo nikt nie chce być samotny, nawet wampir. Postrach nocy Toma Hollanda (1985) zderza tradycję z nowoczesnością, ukazując naszego szablozębnego przyjaciela jako osobnika udomowionego, żyjącego po sąsiedzku, acz wciąż potrafiącego zamienić się w olbrzymiego nietoperza i nadal łaknącego krwi. Straceni chłopcy Joela Schumachera (1987) to oczywiście fantazja prosto z Piotrusia Pana i tacy też są nastoletni krwiopijcy pod wodzą Kiefera Sutherlanda – wiecznie młodzi, niesłuchający się żadnych nakazów, myślący tylko o zabawie. Kilka miesięcy po premierze tego ostatniego filmu Kathryn Bigelow zaproponowała całkiem inny model wampira – nomady, podróżującego w grupie wędrowca, nie wybiegającego planami w przyszłość dalej niż jeden dzień (a właściwie noc).
Na taką właśnie gromadę Blisko ciemności trafia Caleb (w tej roli Adrian Pasdar, znany z Herosów, a przede wszystkim tytułowej roli w serialu Profit), młody chłopak z Oklahomy, który chciał spędzić miłą noc z nowo poznaną dziewczyną, Mae (eterycznej urody Jenny Wright). Gorzej, że tuż przed świtem blondwłosa piękność gryzie bohatera w szyję, zamieniając go w wampira. Nim chłopakowi udaje się dotrzeć do domu, zostaje zaciągnięty siłą do furgonetki, w której podróżują Mae i jej „rodzina” – lider Jesse (Lance Henriksen), jego partnerka, Diamonback (Jenette Goldstein), narwany Severen (Bill Paxton) oraz wyglądający jak dziecko Homer (Joshua Miller). Grupa, zamiast od razu zabić nowo przemienionego, postanawia dać mu szansę, lecz bardzo szybko okazuje się, że Caleb nie jest zdolny nikogo ugryźć, a tym bardziej zabić.
W pierwszym ujęciu filmu widzimy, jak Caleb ubija komara, nazywając go głupią pijawką. Nietrudno zatem zgadnąć, że obraz ten będzie miał swoje przełożenie na późniejsze wydarzenia, ale Blisko ciemności zaskakująco długo każe widzom czekać na nieuniknioną konfrontację. Po zawiązaniu akcji szybko orientujemy się, że fabuła nie posuwa się do przodu – scenarzystów, Bigelow i Erica Reda (Autostopowicz), bardziej od tego, w którym kierunku pójdzie historia, interesuje obserwacja swoich nietypowych postaci. Film przez większą część czasu koncentruje się na ukazaniu wędrownego trybu życia bohaterów, przyzwyczajonych do powtarzania co noc tych samych czynności. Każdy z nich osobno i w całkiem inny sposób poluje na ofiarę, wykorzystując swoje walory fizyczne, gadkę, ale i uprzedzenia potencjalnego celu; trudno w dziesięciolatku albo mikrej dziewczynie dopatrywać się zagrożenia. Przyszła zdobywczyni Oscara za reżyserię The Hurt Locker bardziej niż aktem przemocy zainteresowana jest mechanizmami zastawiania pułapki, tym, co się dzieje poza samym mordem.
Sposób, w jaki bohaterowie są przedstawieni, upodabnia ich nie do nadludzkich upiorów (zaznaczyć należy, że w filmie ani razu nie pada słowo „wampir”), lecz psychopatów, szalonej familii rodem z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, gdzie każdy członek rodziny jest w jakimś stopniu skrzywiony. Przemawia za tym unikanie elementów związanych z wampirycznym kostiumem – Jessemu i jego bandzie nie wyrastają dłuższe kły, nie ulegają żadnej transformacji fizycznej, nie latają, nie śpią w trumnach. Jedyną ich słabością jest światło słoneczne i chyba tylko to, obok wypijania krwi ofiary oraz nieśmiertelności, sprawia, że utożsamiamy ich z wampirami. Dzięki temu za każdym razem, gdy horror lub jego element gości na ekranie, robi tym większe wrażenie. Zwłaszcza scena w barze, kiedy Bigelow nie wzbrania się przed pokazywaniem śmierci, często makabrycznej, odznacza się doskonałym wyczuciem w dawkowaniu strachu i napięcia, wywołaniu poczucia dyskomfortu oraz zaskakującego ładunku czarnego humoru, w dużej mierze dzięki popisowej roli nieodżałowanego Billa Paxtona.
Dodatkowo dzięki umiejscowieniu akcji na południu Stanów Zjednoczonych, wyposażeniu bohaterów w takie atrybuty, jak kowbojski kapelusz, ostrogi, a nawet koń, Blisko ciemności przypomina współczesny western. Nieśpieszny, lekko senny klimat, wspomagany muzyką zespołu Tangerine Dream, dobrze działa na prostą fabułę, w której ważniejszy od widowiska jest konflikt tego, co wciąż człowiecze, z innym. Co zaskakujące, najlepiej uwidacznia się on w wątku romansowym, prowadzonym przecież od samego początku, jeszcze przed ingerencją horroru w tę opowieść. O Jesse’em, Diamondback, Severenie i Homerze możemy powiedzieć, że niewiele w nich zostało z ludzi, ale nie o Mae. Ona jedna sprawia wrażenie, jakby jeszcze nie do końca przeszła na drugą stronę, choć to wcale nie jest takie oczywiste.
Gdy ją poznajemy, prawi o gwiazdach i dźwiękach ciemności, starając się powiedzieć Calebowi więcej, niż powinna. Być może miał być on jej posiłkiem tej konkretnej nocy, ale w którymś momencie zmieniła zdanie – tego nie wiemy. Później oglądamy, jak go ratuje przed śmiercią ze strony reszty jej rodziny, karmi go swoją krwią i zabija za niego. Niewykluczone zatem, że jest już bardziej wampirem niż człowiekiem, kimś, kto jeszcze nie chce się rozstać ze wspomnieniem wcześniejszego życia, lecz zbyt mocno już wsiąkł w reguły panujące wśród upiorów. Nieprzypadkowo również Bigelow kończy swój film w taki, a nie inny sposób – warto zwrócić uwagę, czyja twarz okupuje ostatni kadr filmu i co możemy z niej wyczytać. Bez względu na to, czy uwierzymy w bajkowe wręcz zakończenie, wątpliwości pozostaną. Blisko ciemności nie każe nam sympatyzować z wampirami, za to zadaje pytanie o możliwość powrotu do światła. Dla niektórych może się on wcale nie jawić jako wybawienie.
korekta: Kornelia Farynowska