Książka a film #12 – HOBBIT

Hobbit: Niezwykła podróż rozpoczyna się dziesięciominutową sekwencją, która z jednej strony jest oczkiem puszczonym w kierunku fanów Władcy Pierścieni, z drugiej zaś doskonale wprowadza nas w sytuację – czego brak w książce. Mowa oczywiście o poranku 22 września 3001 roku, czyli dniu 111. urodzin Bilba, w którym rozpoczyna się także filmowa Drużyna pierścienia. Widzimy więc Iana Holma, którzy przygotowuje się do opuszczenia domu rodzinnego, a także wyczekującego na przybycie urodzinowych gości Froda (Elijah Wood), który nie ma zielonego pojęcia, co wieczorem planuje zrobić leciwy stryj. W trakcie ich rozmowy wywiązuje się też komiczna sekwencja chowania kosztowności, która jest świetnym nawiązaniem do zakończenia książkowego Hobbita, co trzeba docenić. Następnie zaś widzimy historię z zamierzchłych czasów, kiedy to Smaug zawłaszczył sobie należące do krasnoludów królestwo pod Samotną Górą, dzięki czemu nawet osoby nieznające powieści wiedzą, po jakie licho za dosłownie chwilę Gandalf sprowadzi do domu Bilba trzynastu krasnoludów.
Podobne wpisy
Po niemal równo dziesięciu minutach cofamy się o sześćdziesiąt lat, kiedy to na ławeczce przed swą norką przysiadł grany przez Martina Freemana młodszy Bilbo. Ma on około pięćdziesiątki na karku i wiedzie spokojne, jak na Bagginsa przystało, życie. Na tym etapie podążamy niemal wers w wers za książką, słyszymy też nieco zmienioną wersję słów, które cytuję na początku tekstu, a następnie obserwujemy rozmowę Bilba i Gandalfa, która także nieco od oryginału odbiega. Są to jednak szczegóły, jak to, że hobbit, by zbyć czarodzieja, zaprasza go na podwieczorek kolejnego dnia (książka), a w filmie po prostu go zbywa, choć nieskutecznie – o czym miał się przekonać przy kolacji. Są to pewne skróty, nieścisłości, które w gruncie rzeczy nie mają wpływu na fabułę. Fani natomiast powinni się cieszyć, bo liczby nawiązań i scen żywcem wyciągniętych z Tolkienowskiego oryginału jest multum.
Jak jednak wspomniałem we wstępie, Jackson wiele stara się dołożyć od siebie. Niejako narzuca nam własną interpretację powieści, ale wychodzi mu to całkiem sprawnie. Wiele jest jednak momentów, gdy ingerencje są zbyteczne, nieco wypaczając książkowy wydźwięk. Kolacja z krasnoludami: w oryginale Tolkien mocno podkreśla od początku dwoistość natury Bilba, który jest może płochliwy i marudny jako Baggins, ale budzi się w nim także żyłka Tuka, który sprowokowany przez niedowierzających w jego umiejętności przybyszów sam wręcz pali się do wyprawy. W filmie jest on od początku na nie, co jest mocnym skrótem wydarzeń tego wieczoru. Jackson dopiero następnego dnia wrzuca w serce hobbita tę chęć przygody, gdy ten na widok pozostawionej przez krasnali umowy spontanicznie rusza w pogoń za nimi. W oryginale zaś obudził się on rano, zapominając o wydarzeniach poprzedniej nocy. Posprzątał i dopiero wizyta Gandalfa przypomniała mu, że krasnoludy czekają w karczmie nieopodal. Tu też pojawia się motyw chusteczki, na której brak Bilbo narzeka po dołączeniu do kompanii, podczas gdy na kartach powieści wspomniał on jedynie o tym, gnając co sił w nogach na spotkanie. Gandalf natomiast spakował najpotrzebniejsze rzeczy i po chwili dołączył do całej czternastki.
Tego typu zmian jest cała masa, ale jak już wspomniałem, nie wpływają one na fabułę, a jedynie nieco podbudowują w oczach widza postać Bagginsa. Podobnie jest choćby w scenie z trzema trollami, które na widok planującego ratunek Gandalfa Bilbo zagaduje – w oryginale zaś całą tę scenę przesiedział wyrzucony na krzak, zaś Szary Czarodziej odwalił całą robotę, skłócając trolli tak długo, aż słońce wzeszło. Nie będę jednak każdej sceny analizować w ten sposób, bo naprawdę długo przyszłoby mi opisywać ośmiogodzinną podróż. Przejdźmy więc do rzeczy, których zdecydowanie być nie powinno. Radagast, Azog, Tauriel. Od kogo by zacząć?