KONIEC ŻARTÓW. Komedie, które w ogóle NIE SĄ ŚMIESZNE
Jedną z immanentnych cech komedii jest komizm, czyli kategoria, z którą gatunek ten ma nawet wspólną etymologię. Zarówno komedia, jak i komizm mają swój źródłosłów w greckim komos oznaczającym hulankę tudzież zabawę, a także wesoły pochód podczas uroczystości. W komedię wpisany jest zatem element dobrej zabawy i humoru, a te z kolei objawiają się śmiechem. Od tysiącleci autorzy komedii nie ustają w trudach, by doprowadzić publiczność do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Nie brak opinii (by posłużyć się popularnym frazesem), że komedia jest trudniejsza w tworzeniu od tragedii – ludzie mają bowiem naturalną tendencję do przejmowania się nawet prostymi, wymuszonymi problemami, a doprowadzić kogoś do autentycznego śmiechu to prawdziwa sztuka. Wiedzą o tym twórcy przedstawionych niżej komedii, w których nie znajdziemy ani jednego śmiesznego momentu.
Straszny film 2
Pierwsza część Strasznego filmu była pozbawioną dobrego smaku parodią popularnych horrorów – zwłaszcza będących wtedy u szczytu popularności Krzyku i Blair Witch Project – jednak nie brakowało tam naprawdę zabawnych momentów. Całość trzymała się dzięki atmosferze luzu i dystansu oraz nawiązaniom do pojedynczych scen, a także do całych motywów, oklepanych klisz i schematów znanych z horroru. Film zapoczątkował całą serię i przywrócił modę na komediowe parodie, która zdawała się nieco wygasać pod koniec ubiegłego stulecia. Druga część Strasznego filmu nie utrzymała żadnego z pozytywów jedynki. Począwszy od doboru postaci, poprzez wymuszone żarty (które jeszcze bardziej zyskały w kategorii obrzydliwości, a straciły cały ładunek humoru), skończywszy na ogólnym tonie całości. Straszny film 2 jest całkowitym zaprzepaszczeniem okazji, jaka stała przed twórcami. Seans pozbawiony humoru, bez ani jednej okazji do uśmiechu.
Movie 43
Podobne wpisy
Wielu widzów nie dobrnęło do końca tej antologicznej komediowej produkcji, odpadając gdzieś między obrazem jąder na podbródku Hugh Jackmana a dialogiem Anny Faris i Chrisa Pratta. Co ciekawe, za Movie 43 stoi niesamowita ekipa szalenie utalentowanych filmowców i komediantów, ale producenckie fory i brak ograniczeń w tym wypadku nie okazały się działać na ich korzyść. Dlaczego Movie 43 jest tak trudnym do oglądania filmem i tak nieśmieszną komedią? W mojej opinii na niekorzyść filmu działa sama jego koncepcja, czyli brak jakiegokolwiek związku między poszczególnymi scenami. Bohaterów poznajemy na krótko i w ogóle nas nie obchodzą. Scenki istnieją tylko po to, by przedstawić jakąś żenującą sytuację, nie mają żadnej puenty i celu. Nie ma tu też żadnego punktu odniesienia lub głębszego sensu. Humor działa, kiedy uwypukla kontrasty lub absurdy codziennego życia. Fekalne, waginalne, oralne i analne żarty w Movie 43 nie służą niczemu, poza byciem fekalnymi, waginalnymi, oralnymi i analnymi żartami. Bez wyczucia, smaku i humoru.
Evan wszechmogący
Steve Carell jest nie tylko moim ulubionym komikiem – uważam go za jednego z najlepszych aktorów amerykańskich. Nieczęsto ma okazję grywać poważne, dramatyczne role, ale kiedy już to robi, efekty są niesamowite (Mała miss, Foxcatcher). W komedii za to jest po prostu absolutnym przejawem geniuszu – pokochałem go z miejsca po jego przełomowej roli w Brusie Wszechmogącym, gdzie zjadł Jima Carreya na śniadanie, a to, co zrobił w Biurze, to dla mnie absolutny szczyt komedii. Ma też na koncie kilka oczywistych wpadek, do których muszę zaliczyć sequel Bruce’a, czyli Evana Wszechmogącego. Mimo sympatycznej atmosfery bijącej od tego filmu, mądrego przesłania i doborowej obsady produkcja cierpi na scenariuszowe malizny, a Carell nie dostał nawet jednej sceny, w której mógłby błyszczeć swoim talentem. Cały film to raczej strata czasu, nawet dla największych fanów Carella, i jedna z najmniej śmiesznych komedii ostatnich lat.