Przyznaję się, że do samej premiery ostatniej inkarnacji Fantastycznej Czwórki nie mogłem pogodzić się z obsadzeniem Michaela B. Jordana w roli Johnny’ego Storma (Ludzkiej Pochodni). Nie dlatego, że pochodzenie etniczne postaci ma w tym przypadku jakiekolwiek znaczenie, ale dlatego, że w rolę jego SIOSTRY wcielała się… Kate Mara.
O dziwo, twórcy bardzo zgrabnie wyszli z tego kontrowersyjnego pomysłu obronną ręką, czyniąc Sue adoptowaną córką doktora Storma, co nadało rodzeństwu ciekawe cechy charakteru i wyzwania, z którymi musieli się zmierzyć. A raczej nadałoby, gdyby film nie był tak pokracznie zrealizowany.
Ciekawostką na zupełnym marginesie poruszanego tematu pozostaje fakt, że Michael B. Jordan wystąpi w Czarnej Panterze, dołączając tym samym do świata dzielonego z wcześniejszą Ludzką Pochodnią, czyli samym Kapitanem Ameryką, Chrisem Evansem.
Aktorska ekranizacja kultowego Dragon Balla słusznie wylądowała na śmietniku historii, ale sami chyba przyznacie, że w zalewie problemów i zmarnowanego potencjału większości umknęła kwestia, którą jednak internet zdążył poruszyć – dlaczego, w opartym na japońskiej kulturze świecie, postać tytułową gra Justin Chatwin?
Tutaj muszę wziąć w obronę niesławny film Jamesa Wonga i przypomnieć, że Son Goku jest… kosmitą, a inspiracja Japonią jest oczywiście wyraźna, tak jednak Dragon Ball zawsze zdawał się istnieć w świecie nieco do naszego alternatywnym, niekoniecznie wymagającym etnicznej klasyfikacji bohaterów.
Powodów do wkurzenia fanów regularnie dostarczają twórcy związani z filmowym Thorem (komiksowym zresztą też – ostatnio Thor stał się kobietą). Najpierw w pierwszej części jednego z bogów zagrał Idris Elba, później w części trzeciej w Walkirię wcieliła się Tessa Thompson. Gdzieś tam po drodze przemknął Tadanobu Asano, ale jako Azjata nie przyciągnął większej uwagi hejterów.
Internet zawrzał, bo jak to, NORDYCCY bogowie mogą być czarni? Śpieszę z wyjaśnieniem – filmy Disneya nie ekranizują mitologii, ale kolorowe (hehe) komiksy Marvela, gdzie, podobnie jak w filmach, Thor, Odyn i Loki są bogami tylko umownie, w rzeczywistości stanowiąc kolejną kosmiczną rasę. Kolor skóry zatem może zostać nieco urozmaicony, szczególnie gdy do obsady dołączają tacy aktorzy.
Zagadką pozostaje, czy Idris Elba jako wzorowany na nordyckim Hajmdalu, zwanym najbielszym z bogów, to przejaw specyficznego humoru autorów tego castingu.