search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

KIERUNEK KSIĘŻYC. 70 lat od premiery PRZEŁOMOWEGO science fiction

Jakub Piwoński

27 października 2020

REKLAMA

A co z tymi ekspertami? Czy z Kierunku księżyc faktycznie bije nauka? Bez wątpienia tak. Trzeba przyznać, że nawet dziś i z perspektywy laika da się wyczuć w filmie zwiastun nadchodzącej twardej fantastyki, czyli swoistej rewolucji w podejściu do czołowych zagadnień SF. Jej czołowy przedstawiciel, pisarz Arthur C. Clark, twórca serii Odyseja kosmiczna, tak swego czasu wypowiedział się o Kierunku księżyc:

To niezwykle ekscytujący i często bardzo piękny film – pierwsza wyprawa w kosmos w technikolorze. Po latach komiksowego traktowania podróży międzyplanetarnych Hollywood w końcu nakręciło poważny i naukowo dokładny film na ten temat, przy pełnej współpracy astronomów i ekspertów od rakiet. Rezultat jest godny ogromnego bólu, który oczywiście został podjęty, i jest hołdem dla równie oczywistego entuzjazmu osób odpowiedzialnych.

Okazuje się, że osiągnięcie tego efektu stało się możliwe za sprawą współpracy z innym słynnym pisarzem science fiction, Robertem A. Heinlenem (tak, tym samym, którego jedną z powieści zamieniono później na Żołnierzy kosmosu). George Pal zamówił co prawda wstępny skrypt u Jamesa O’Hanlona i Ripa Van Ronkela, ale to pisarz SF znacząco przyczynił się do powstania ostatecznego scenariusza Kierunku księżyc, pełniąc również funkcję doradcy technicznego filmu. Z wcześniejszej twórczości Henleina adaptowano niektóre elementy fabuł, na potrzeby ostatecznego scenariusza filmu. Na warsztat wzięto Rocket Ship Galileo i Człowieka, który sprzedał księżyc (to drugie opowiadanie opublikowano dopiero po premierze filmu). Co ciekawe, Heinlein opublikował również nowelę opartą na scenariuszu do filmu, analogicznie zatytułowaną.

No dobra, ale nawet jeśli producent George Pal znalazł pieniądze oraz scenarzystów do nakreślenia kosmicznej wizji, potrzebował jeszcze kogoś, kto tym projektem pokieruje z krzesła reżyserskiego. Tym kimś stał się, tu znowu zaskoczenie, aktor Irving Pichel. A właściwie aktor i reżyser w jednym, bo ten rozwijający swą karierę w latach 20. i 30. artysta miał w momencie obierania Kierunku księżyc na koncie już kilkadziesiąt wyreżyserowanych filmów. Ciekawostkę stanowi fakt, że Pichel znalazł się na tzw. czarnej liście Hollywood, gdzie widniał wśród nazwisk artystów i ludzi show-biznesu współpracujących w latach 40. z komunistami. Nigdy nie został jednak wezwany do złożenia zeznań. A zmarł kilka lat po premierze Kierunku księżyc.

Choć film z 1950 okazał się sukcesem frekwencyjnym, gdyż pięćset tysięcy dolarów budżetu zdołał zamienić na pięć milionów dolarów wpływów, po drodze zdobywając jeszcze Oscara za efekty specjalne, do dziś zbiera krytyczne głosy. Nie każdy widzi w nim dzieło istotne dla gatunku. Oddając sprawiedliwość krytykom, wypada wspomnieć, że w Kierunku księżyc w istocie niewiele się dzieje. Ot, zwykła podróż tam i z powrotem pozbawiona fajerwerków. Z takim podejściem jednak równie dobrze nie będziemy dziś w stanie docenić archaicznego Wjazdu pociągu na stację w La Ciotat braci Lumière, bo przecież nie pokazuje on nic odkrywczego i jest w dodatku do bólu przewidywalny. Zawsze jednak zachęcam do obrania odpowiedniego punktu widzenia w takich sytuacjach. Wymienione bowiem filmy były sensacją dla widowni swych czasów właśnie dlatego, że wykonały istotny krok w dziedzinie kinowego widowiska. Kierunek księżyc wykorzystał ruchomy, kolorowy obraz, by z komiksowej zgrywy o podboju kosmosu pozwolić po raz pierwszy widowni nabrać powagi do tej tematyki i w nią uwierzyć.

W ostatniej scenie filmu, gdy załoga zbliża się już do Ziemi, na karcie tytułowej do tradycyjnego „The End” dodano zwrot „of the Beginning”, zwiastując w ten sposób nadejście ery kosmicznej. Dalszy ciąg tej historii dobrze znamy, bo toczy się on wciąż, na naszych oczach. Rozpoczęty z inicjatywy J.F. Kennedy’ego program Apollo doprowadził do pierwszego lądowania na księżycu. Odbyło się to w 1969, czyli dziewiętnaście lat po premierze Kierunku księżyc, sześćdziesiąt siedem lat po premierze Podróży na księżyc oraz sto cztery lata od publikacji Z ziemi na księżyc Juliusza Verne’a. Nie wiem, czy kolejnym krokiem ludzkości będzie zapowiadany od lat podbój Marsa, ale wiem jedno – uważajmy, o czym śnimy, bo często się to sprawdza.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA