search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

JAMES NEWTON HOWARD. Niepozorny gigant

Jacek Lubiński

26 listopada 2017

REKLAMA

Za następny przełom uważa się jego pierwszą tak dojrzałą i zarazem epicką partyturę do survivalu przygodowego Alive, dramat w Andach (1993). Jako pierwszy w branży zastosował tam własne elektroniczne demo muzyki zamiast tak zwanego temptracku (czyli, jak sama nazwa wskazuje, zbioru muzyki tymczasowej, często złożonej zarówno z utworów ilustracyjnych, jak i piosenek, która ma za zadanie określić emocje i ton danych scen) – co stało się jednym z jego znaków rozpoznawczych. W tym samym roku Howard skomponował także świetny (i nominowany do Oscara) score do sensacyjnego obrazu wspomnianego Andrew Davisa – Ściganego. Film ten automatycznie przeniósł kompozytora do pierwszej ligi Hollywood, w której, mimo paru wtop, pozostaje do dziś.

Kiedy zacząłem pisać muzykę pod filmy, to było coś innego. Uczucie ekscytacji, zespolenia i świadomość bycia na właściwym miejscu, czego nigdy wcześniej nie doznałem.

Od tej pory JNH stał się rozchwytywany wśród reżyserów i właściwie każda jego kolejna partytura była mniejszym lub większym sukcesem, przynoszącym mu nie tylko pieniądze i dalsze angaże, ale coraz większe rzesze fanów gatunku. Z ważniejszych dzieł danej dekady warto wymienić: thrillery Epidemia, Upadek i W słusznej sprawie; Wielki kanion Lawrence’a Kasdana, z którym zrobił też komedię romantyczną Francuski pocałunek; dwa inne tytuły tego sortu, raz jeszcze z Roberts – Mój chłopak się żeni oraz Uciekająca panna młoda. Był wielki przebój z Królikiem Bugsem i Michaelem Jordanem – Kosmiczny mecz, ambitny horror Adwokat diabła i dramaty sądowe: głośny Lęk pierwotny i intymne Cedry pod śniegiem. Oraz, przede wszystkim, trzy superprodukcje sygnowane nazwiskiem Kevina Costnera – Wodny świat, Wyatt Earp (w reżyserii Kasdana) i niesławny Wysłannik przyszłości. Mimo artystyczno-finansowych porażek tych blockbusterów, Howard dał z siebie wszystko, tworząc jedne ze swoich największych i najbardziej rozbuchanych prac w duchu Kina Nowej Przygody. To również wtedy maestro napisał charakterystyczny temat do jednego z najpopularniejszych seriali w historii telewizji – Ostry dyżur.

Na osobną wzmiankę zasługuje rok 1999, kiedy dość niespodziewanie, bo na zasadzie zastępstwa kolegi po fachu, doszło do spotkania i początku trwającej cały czas (z drobnymi przerwami) współpracy z najoryginalniejszym twórcą filmowym przełomu wieków – M. Night Shyamalanem, z którym JNH zrobił jedne ze swoich najlepszych i najbardziej przemyślanych dzieł, tworzących prawdziwą jedność z ruchomym obrazem i wykraczających daleko poza miano „ilustracji”. Obaj panowie przez lata zaprzyjaźnili się, na dobre definiując wzajemnie swój styl w tak niezapomnianych (i często kontrowersyjnych) filmach, jak: Szósty zmysł, Niezniszczalny, Znaki, Osada, Kobieta w błękitnej wodzie, Zdarzenie, Ostatni Władca Wiatru i w końcu 1000 lat po Ziemi. Tutaj dziwić może zatem absencja kompozytora w paru późniejszych projektach reżysera – Wizycie i Split – lecz okazało się to tylko chwilową, podyktowaną okolicznościami rozłąką i w nadchodzącym Glassie (sequelu zarówno Niezniszczalnego, jak i Split) duet ten znowu połączy swe siły.

Z Hansem Zimmerem

Także współpraca ze studiem Walta Disneya przyniosła słuchaczom wspaniałe partytury – zarówno do animacji (Dinozaur, Atlantyda – zaginiony ląd, Planeta skarbów), jak i aktorskich wersji starych hitów (Czarownica oraz, już od wytwórni Universal, Królewna Śnieżka i Łowca i jej sequel, Łowca i Królowa Lodu), a Howardowi dalsze uznanie i bogatą praktykę w niełatwym zadaniu umuzycznienia fantastycznych światów dla najmłodszych. Wykorzystał to doświadczenie całkiem niedawno, przejmując schedę po Johnie Williamsie w odnodze przygód Harry’ego PotteraFantastycznych zwierzętach i jak je znaleźć, którego sequel pojawi się w przyszłym roku – oraz przy serialowej wersji Serii niefortunnych zdarzeń od Netflixa. Chyba nie trzeba dodawać, że w każdej z nich odnalazł się bezbłędnie. I zapewne tak samo będzie z nadchodzącą, uwspółcześnioną wersją Jumanji o podtytule: Przygoda w dżungli, jak i z jeszcze jedną próbą opowiedzenia nieśmiertelnej historii Dziadka do Orzechów, czyli The Nutcracker and the Four Realms Lassego Hallströma, której premiera za rok.

Napisałem sporo muzyki instrumentalnej, ale dopóki nie zostałem kompozytorem filmowym, nie znałem prawdziwego znaczenia bycia produktywnym. Pracujesz 60 lub 70 godzin tygodniowo, aby stworzyć 6 lub 7 minut muzyki. To zupełnie inny kaliber.

Inną ważną personą oraz znajomością w życiu Howarda został też Francis Lawrence, którego wszystkie filmy, za wyjątkiem debiutu – Constantine – zilustrował. Począwszy od Jestem legendą aż po zbliżające się wielkimi krokami The Odyssey i Czerwoną jaskółkę. W tej puli znalazły się również kolejne części Igrzysk śmierci, z którą to sagą kompozytor związany jest od samego początku, a która przyniosła mu chyba największy rozgłos w tym stuleciu – zwłaszcza wśród młodzieży. I to nie tylko dzięki takim akcjom jak ostatnie poszukiwania wokalistki, która mogłaby koncertowo wykonać słynną piosenkę, w filmach śpiewaną przez Jennifer Lawrence. Seria filmów o Katniss Everdeen pozwoliła niejako na nowo odkryć słuchaczom talent JNH, a jemu samemu jeszcze lepiej rozwinąć swoje, i tak już szerokie, pole specjalizacji.

Aczkolwiek w międzyczasie bynajmniej nie narzekał on ani na brak pracy, ani też na głośne angaże. To w końcu James Newton w ostatniej chwili zastąpił Howarda Shore’a przy King Kongu Petera Jacksona, dosłownie za pięć dwunasta wysmażając pracę równie muskularną i potężną, co włochaty bohater filmu. Również i on rozpoczął wespół z Hansem Zimmerem muzyczny pochód Człowieka-nietoperza w Batman – Początek i Mrocznym Rycerzu, tworząc ścieżki dźwiękowe, które nadal stanowią punkt odniesienia dla kolejnych ilustracji o superbohaterach różnego sortu. Notabene JNH od lat przyjaźni się z Zimmerem, jako iż obaj należą do tej samej agencji – Gorfaine-Schwartz.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA