IN MEMORIAM 2018
Za kamerą
Giganci na planie, z zapałem realizujący swoje wizje bądź tworzący je dla innych. Poza nim rzadko kiedy rozpoznawalni z nazwiska, a już z twarzy niemal zupełnie anonimowi. A jednak to im – reżyserom, operatorom i producentom – zawdzięczamy kinową magię.
Producenci to zło konieczne. Ci dobrzy są jednak jak złoto. Gary Kurtz z pewnością był takowym. Zmarły na raka w wieku lat 78, zasłynął przede wszystkim wypromowaniem młodego George’a Lucasa, będąc tym samym współodpowiedzialnym za sukces Amerykańskiego graffiti, a następnie narodziny fenomenu Gwiezdnych wojen (za oba czekały go potem oscarowe nominacje). Wśród innych jego hitów znajdują się Ciemny kryształ oraz kultowy film drogi Two-Lane Blacktop.
Nie mniej imponujący dorobek ma Arnold Kopelson, który od lat 70. współpracował między innymi ze studiem Paramount i 20th Century Fox. Jemu zawdzięczamy z kolei takie przeboje artystyczno-finansowe, jak Siedem, Ścigany, Epidemia, Miejski obłęd czy w końcu Pluton, za którego zdobył swojego jedynego Oscara. Wśród ponad dwudziestu filmów, nad którymi pracował, znajduje się także niewybredna komedia młodzieżowa Świntuch oraz lubiane filmy akcji lat 80. i 90. Dożył 83 lat.
Martin Bregman zaczynał natomiast jako manager aktorski. To właśnie on pomógł zadebiutować na dużym ekranie Alowi Pacino, którego kolejne filmy także z radością finansował – w tym Serpico, Człowieka z blizną, Pieskie popołudnie i Życie Carlita. Był też producentem komiksowego Cienia oraz Niesamowitej McCoy, a jednym z jego ostatnich hitów okazał się Kolekcjoner kości. Zmarł tam, gdzie się urodził – w Nowym Jorku. Miał 92 lata.
Wśród reżyserów największą tegoroczną stratą okazał się bez wątpienia Miloš Forman – wywodzący się z nowej fali czechosłowackiej twórca Amadeusza i Lotu nad kukułczym gniazdem odszedł, mając na karku 86 lat, i choć od dawna nic nie kręcił, to świat filmu nie będzie bez jego osoby już taki sam (więcej o nim w linku powyżej).
Prócz niego, w odstępie zaledwie dwóch miesięcy, odeszło też dwóch znanych-nieznanych twórców brytyjskich: Lewis Gilbert i Michael Anderson. Ten pierwszy nakręcił trzy filmy o Bondzie, Jamesie Bondzie (Żyje się tylko dwa razy, Szpieg, który mnie kochał, Moonraker) oraz wojenne Zatopić pancernik Bismarck! i dwie znamienite produkcje z Michaelem Caine’em – Alfie oraz Edukacja Rity. Łącznie wyreżyserował ponad 40 filmów, był również dokumentalistą podczas II wojny światowej, a w młodości dziecięcym aktorem. Żył 97 lat. Starszy o rok Anderson zasłynął z kolei realizacją licznych filmów przygodowych – czasami, jak w przypadku W 80 dni dookoła świata z 1956 roku (nominacja do Oscara), zaliczanych do klasyki gatunku; innym razem będących obecnie już tylko grzesznymi przyjemnościami (Ucieczka Logana, Orka – wieloryb zabójca). Wśród 34 filmów kinowych sygnowanych jego nazwiskiem znajdziemy jeszcze 1984, Trzewiki rybaka oraz oparte na dramacie Karola Wojtyły Przed sklepem jubilera. Dwóch jego synów także pracuje w branży – Michael junior jest aktorem, a David producentem filmowym.
W lipcu zmarł również słynny francuski dokumentalista oraz reporter Claude Lanzmann, czyli człowiek, który dał światu wstrząsające Shoah. Prócz niego nakręcił także osiem innych dokumentów dotyczących w większości wojny i jej skutków, a także napisał trzy książki. Urodzony w Paryżu przed 92 latami, tam też zmarł.
Kolejną niepowetowaną stratą jest odejście Isao Takahaty – japońskiego reżysera, producenta i przede wszystkim współzałożyciela studia Ghibli. To on stanął za kamerą Grobowca świetlików, a także Powrotu do marzeń, Rodzinki Yamadów i Szopów w natarciu. To ponoć także on zdołał namówić kompozytora Joe Hisaishiego, aby zaczął pisać muzykę do filmów pełnometrażowych. Łącznie wyreżyserował ich trzynaście. Tym ostatnim była nominowana do Oscara Księżniczka Kaguya. Miał 82 lata.
Swoich mistrzów stracili także Włosi. W przeciągu miesiąca od siebie zmarli Ermanno Olmi oraz Vittorio Taviani, jeden ze słynnych braci-filmowców (młodszy o dwa lata Paolo wciąż jest z nami). Olmi kręcił mocno uduchowione, pełne wewnętrznego ciepła dzieła, wywodzące się z tradycji neorealizmu. Za Drzewo na saboty zdobył Złotą Palmę w Cannes, a za Legendę o świętym pijaku z Rutgerem Hauerem Złotego Lwa w Wenecji. Z ręki 86-latka wyszło blisko sto produkcji długo- i krótkometrażowych oraz dokumentalnych. Taviani miał ich na swoim koncie ponad dwadzieścia, z których dwa także tryumfowały w Cannes – We władzy ojca i Noc w San Lorenzo. Inne głośne tytuły stworzone wespół z bratem to Chaos oraz Cezar musi umrzeć. Podobnie jak u Olmiego, u braci dominowała symbolika oraz malarskie wręcz kadry z pieczołowicie dobraną do nich muzyką.
Do tej smutnej listy dopisać należy jeszcze: Mosze Mizrachiego (ur. 1930) – izraelskiego filmowca, zdobywcy Oscara za najlepszy film zagraniczny 1977 roku, Życie przed sobą, a także autora nominowanych wcześniej do tej nagrody Kocham cię, Rosa (1972) i Dom przy ulicy Chelouche (1973); Willa Vintona (ur. 1947) – cenionego animatora plastelinowego, który charakteryzował się potężnym wąsem, zdobywcę Oscara za krótkometrażówkę Zamknięte w poniedziałki, twórcę efektów do Powrotu do Krainy Oz i filmów Michaela Jacksona, jak i założyciela Will Vinton Studios, którego następcą zostało później studio Laika; oraz Hugh Wilsona (ur. 1943) – zapomnianego reżysera i scenarzystę sympatycznych komedii obyczajowych lat 80. i 90., w tym oryginalnej Akademii Policyjnej, Strażnika pierwszej damy, Zmowy pierwszych żon, Atomowego amanta, Ballady o koniokradzie czy w końcu Włamywaczki z Whoopi Goldberg.
Podobne wpisy
Operator filmowy to bodaj najlepszy przyjaciel reżysera. To wszak od niego zależy uchwycenie wizji na ruchomej taśmie (a obecnie po prostu na kamerze). Takim dobrym kumplem dla Wima Wendersa i Jima Jarmuscha był z pewnością Robby Müller – holenderski mistrz kamery, dzięki któremu życia nabrały Mystery Train, Poza prawem, Kawa i papierosy oraz Paryż, Teksas i Amerykański przyjaciel. Müller stał też za kamerą Korczaka Andrzeja Wajdy, Żyć i umrzeć w Los Angeles Williama Friedkina, Przełamując fale i Tańcząc w ciemnościach Larsa von Triera oraz Po tamtej stronie chmur Wendersa i Michelangelo Antonioniego. Jak wielu wizualnym magikom, nigdy nie udało mu się zdobyć żadnej poważnej nagrody za swoje poetyckie zdjęcia. Zmarł po długiej chorobie w wieku 78 lat. Tuż po jego śmierci ukazał się dokument Living the Light – Robby Müller.
Brytyjczyk Ronnie Taylor został już uhonorowany Oscarem za swoje dokonanie przy Gandhim (wespół z Billym Williamsem) Richarda Attenborougha. Później nakręcił z nim jeszcze muzyczny Chór i Krzyk wolności. Również trzy filmy zrobił z Dario Argento, a wśród innych jego projektów warto wyróżnić jeszcze Upiora z raju Briana De Palmy oraz musical Tommy. Łącznie pracował przy ponad 70 różnych tytułach. Zmarł w Hiszpanii, gdzie od kilkunastu lat korzystał z emerytury. Miał 93 lata.
[Jacek Lubiński]