IN MEMORIAM 2018
Wszystkich dzieci X muzy, ludzi filmu i osobowości show-biznesu zmarłych w tym roku zwyczajnie nie sposób wymienić. Warto jednak pochylić się nad choćby częścią z tych, którzy odeszli.
Gwiazdy ekranu
To oni nosili filmy na swoich barkach, gwarantując frekwencję w kinach i nierzadko wynosząc zwykłą rozrywkę do miana kultu. Ci więksi i ci bardziej skromni, ale zawsze zauważalni – aktorzy.
Niespełna dwa miesiące temu świat obiegła wiadomość o śmierci jednego z najbardziej rozpoznawalnych gwiazdorów amerykańskich, kiedyś niekwestionowanego amanta dużego ekranu – Burta Reynoldsa, unieśmiertelnionego w popkulturze wizerunkiem skrytego pod kowbojskim kapeluszem Bandyty z serii Mistrz kierownicy ucieka. Miał zostać sportowcem, lecz poważny wypadek samochodowy sprawił, że swoją umięśnioną sylwetkę zaczął prezentować w kinie. Zadebiutował u boku George’a Hamiltona w dramacie Angel Baby (1961), a szczyt jego kariery przypadał na lata 70., kiedy to zagrał między innymi w Uwolnieniu, Najdłuższym jardzie, Nickelodeonie i Niemym kinie. Towarzyszyli mu najwięksi, choć on sam nigdy nie został faworytem krytyków, dopiero pod koniec wieku zyskując uznanie dzięki roli w Boogie Nights, za którą otrzymał swój jedyny Złoty Glob i oscarową nominację. Zagrał w prawie dwustu filmach kinowych i telewizyjnych, samemu reżyserując pięć. Był też producentem. Jego finalną kreacją miał być występ u Quentina Tarantino w Once Upon a Time in Hollywood, ale zanim wszedł na plan, dostał zawału. Miał 82 lata.
Słynne wąsy Reynoldsa nie mogą równać się jednak z niepowtarzalnym głosem Arethy Franklin, która z kolei odeszła od nas w wieku lat 76, pozostawiając po sobie magię muzyki. Fenomen sceny soulowo-bluesowej, artystka odpowiadająca za wiele nieśmiertelnych hitów, po które filmowcy chętnie sięgają – z legendarnym Think na czele. Tenże szlagier rozpowszechnili dodatkowo The Blues Brothers w pamiętnym filmie o ich przygodach, w którym Aretha sama go zaśpiewała, występując w epizodycznej roli. Było to jej jedyne kinowe wcielenie, które chętnie powtórzyła w mniej popularnym sequelu, gdzie wykonała z kolei Respect. Po raz ostatni wystąpiła publicznie rok temu.
Kilka miesięcy później świat pożegnał też inną ikonę muzyki, a konkretnie jazzu – Morganę King. Naprawdę Maria Grazia Morgana Messina miała w sobie sycylijską krew, zatem nie powinno dziwić, że to właśnie jej Francis Ford Coppola powierzył rolę mamy Corleone w dwóch pierwszych częściach Ojca chrzestnego, gdzie zaliczyła oczywiście moment śpiewany. Poza tym na dużym ekranie pojawiła się jeszcze kilkukrotnie, ostatni raz w niezależnym dramacie kryminalnym Brooklińczycy z 1998 roku, po którym to na dobre odeszła na emeryturę, także wokalną. Przeżyła 87 lat.
Nie mniejszą sławą cieszył się w Europie Charles Aznavour – aktor, kompozytor i piosenkarz, który odszedł na początku października w wieku 94 lat. Nazywany francuskim Frankiem Sinatrą, znany był przede wszystkim ze swoich przebojów śpiewanych, które potrafił wykonać w wielu językach, a które często wykorzystywano w filmach (tym najbardziej znanym utworem był She). Swą karierę rozpoczął jeszcze jako dziewięciolatek, a przez dekady współpracował m.in. z Édith Piaf, Pią Zadorą, Deanem Martinem, Andreą Bocellim, Fredem Astaire’em, Bobem Dylanem i Shirley Bassey. Zagrał blisko 80 ról, głównie w kinie francuskim – tymi najsłynniejszymi były te w Strzelajcie do pianisty, Blaszanym bębenku oraz Dziesięciu małych Indianach.
https://www.youtube.com/watch?v=JntujWxJJtI
Na planie tej ostatniej produkcji spotkał się ze Stéphane Audran, która niestety również zmarła w tym roku. Najbardziej kojarzona ze swojej niezwykle ciepłej kreacji tytułowej bohaterki w Uczcie Babette. Była jedną z tych aktorek, które mimo wielu znakomitych ról (wśród nich te w oscarowym Dyskretnym uroku burżuazji, Czystce, Łaniach i Violette Nozière) nie doczekały się sukcesu z prawdziwego zdarzenia, czemu bynajmniej nie pomogły w jej przypadku związki z innymi wielkimi artystami francuskimi – Jean-Louisem Trintignantem i Claude’em Chabrolem, który chętnie obsadzał ją w swoich filmach. Ostatni raz pojawiła się dekadę temu, w Dziewczynie z Monako. Zmarła po długiej chorobie, mając 85 lat.
Pożegnaliśmy też dawną dziewczynę Supermana, czyli Margot Kidder. To kolejna ofiara jednej roli, mimo iż od swojego debiutu w 1969 roku zaliczyła dużo innych świetnych występów. Amityville Horror, Wielki Waldo Pepper George’a Roya Hilla, Czarne święta, a także podwójne role w Siostrach Briana De Palmy oraz w A Quiet Day In Belfast, gdzie zagrała bliźniaczki. Niestety życie nie było dla niej łaskawe, od lat zmagała się z różnymi problemami, nie dopisywało jej zdrowie, cierpiała na zaburzenia psychiczne. To wszystko pchnęło ją do samobójstwa w wieku 69 lat.
W poczet dawnych ekranowych znakomitości wpisuje się też Dorothy Malone – zjawiskowa blondynka, która w latach 50. i 60. przyprawiała mężczyzn o szybsze bicie serca. Zwłaszcza w filmach Douglasa Sirka – The Tarnished Angels oraz Pisane na wietrze, za który otrzymała swojego jedynego Złotego Rycerza. Inne pamiętne tytuły z jej udziałem to na przykład Człowiek o tysiącu twarzy, Ostatni zachód słońca i Wielki sen z Humphreyem Bogartem. Dała też skromny popis w cenionym również nad Wisłą serialu Pogoda dla bogaczy. Zresztą z biegiem lat częściej widać ją było w telewizji niż w kinie. Po raz ostatni przemknęła na drugim planie w sławetnym Nagim instynkcie. Zmarła niedługo przed swoimi 94. urodzinami.
90 lat miała natomiast zmarła w czerwcu br. Eunice Gayson – pierwsza „dziewczyna Bonda”, jako jedna z nielicznych wystąpiła dwukrotnie w jego przygodach (Doktor No i Pozdrowienia z Rosji jako Sylvia Trench), które, jak na ironię, były jej ostatnimi kinowymi występami.
Podobne wpisy
W sierpniu w wieku 83 lat zmarła Barbara Harris, którą kinomani kojarzyć mogą przede wszystkim z dwóch występów – u Roberta Altmana w Nashville oraz u Alfreda Hitchcocka w Intrydze rodzinnej, a także z komediowego Zwariowanego piątku. Chociaż nie grała dużo i nigdy nie uzyskała statusu wielu swoich koleżanek po fachu, to jednak udało jej się zebrać aż cztery nominacje do Złotego Globu i jedną oscarową (za Kim jest Harry Kellerman i dlaczego wygaduje o mnie te okropne rzeczy?), otrzymała także statuetkę Tony za swój debiut na Broadwayu. U progu kariery dostała ważne epizody w Peggy Sue wyszła za mąż, Parszywych draniach oraz Zabijaniu na śniadanie, które okazało się jej finalnym występem.
Listę pamiętnych aktorek zamyka Debbie Lee Carrington, której na ekranie czasem nie sposób było zauważyć. I to nie tylko dlatego, że cierpiała na niedobór wzrostu, ale przez to, że zwykle skryta była w kostiumach bądź za charakteryzacją. Jak wiele innych karłów w Hollywood, zaliczyła przygodę z Gwiezdnymi wojnami; była też kaczką w nieudanym Kaczorze Howardzie oraz pingwinem w Powrocie Batmana. Dlatego też jej najsłynniejszym występem pozostaje zadziorna Thumbelina – prostytutka na Marsie z Pamięci absolutnej. Była również wziętą kaskaderką. Miała 58 lat.
Wspominając o niej, nie można zapomnieć także o innym małym ulubieńcu widowni, Vernie Troyerze, czyli Mini Ja z komediowej serii o Austinie Powersie. Mierzący zaledwie 81 centymetrów wzrostu aktor pojawił się też w Parnassusie i Las Vegas Parano Terry’ego Gilliama oraz w Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym, gdzie wcielił się w Gryfka. Dzięki tym rolom stał się prawdziwym celebrytą, często pojawiał się zatem w różnych produkcjach jako on sam. Niestety w wieku zaledwie 49 lat przegrał walkę z alkoholem.
Aktorzy charakterystyczni i tak zwani wieczni drugoplanowi to zresztą odrębna kategoria, którą można zapełnić całą galerią znakomitości. W tym roku przyszło nam niestety pożegnać kilku wybitnych.
Przede wszystkim R. Lee Ermeya – pozornie człowieka jednej roli, czyli niezapomnianego, wrzeszczącego sierżanta Hartmana z Full Metal Jacket Stanleya Kubricka. Ten występ położył się cieniem nie tylko na całej jego karierze – a przecież grał także w Siedem, w remake’u Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, Sommersby, Missisipi w ogniu, Porywaczach ciał, Przed egzekucją i dziesiątkach innych filmów, w których nieraz parodiował tamten wizerunek – ale też i na ostatecznie 74-letnim życiu. Ale nie przeszkadzało mu to, gdyż był urodzonym wojskowym, przed wybraniem aktorstwa służącym w Wietnamie. Wiarygodnie wypadał więc w rolach mundurowych oraz innych autorytetów. Ronald – bo tak brzmiało jego imię – zmarł wskutek zapalenia płuc.
Niejako w opozycji do Ermeya stał Scott Wilson, którego niezwykle sympatyczna twarz zagwarantowała mu szufladkę swoistych mentorów i ludzi godnych zaufania. A przecież zaczynał od ról kryminalistów, wpierw grając podejrzanego o morderstwo w filmie W upalną noc, a następnie tworząc niezapomniany duet morderców właśnie z Robertem Blakiem w Z zimną krwią. Często także zakładał mundur, jak to miało miejsce w niedocenionych dziełach pokroju Obrona zamku i Nowi Centurionowie oraz w The Ninth Configuration, gdzie zagrał jedną ze swoich najlepszych ról, nominowaną zresztą do Złotego Globu. Grał u boku Roberta Redforda w adaptacji Wielkiego Gatsby’ego i widać go pośród imponującej obsady Pierwszego kroku w kosmos; był zwyrolem w komiksowym Sędzim Dreddzie oraz pojawił się w Ostatnim samuraju. Dwukrotnie zagrał także u Krzysztofa Zanussiego – w Roku spokojnego słońca oraz Bracie naszego Boga. Zanim zabrał go nowotwór, zdołał pojawić się w westernie Hostiles, a wcześniej pozwolił się jeszcze przywiązać do siebie widowni popularnej serii Żywe trupy, w której wcielił się w Hershela Greene’a. Miał 76 lat.
Podobną estymą cieszył się John Mahoney, którego widzieliście przynajmniej w jednym z jego 70 ekranowych wcieleń. Najpewniej w sitcomie Frasier, który okazał się jego najpopularniejszą rolą. Od lat 80. regularnie pojawiał się jednak w co drugiej większej produkcji, wśród których wymienić należy Projekt Manhattan, Wpływ księżyca, Frantic, Wydział Rosja, Bartona Finka i Hudsucker Proxy braci Coen, Pole rażenia, Na linii ognia, Orbitowanie bez cukru… Od czasu do czasu podkładał też głosy w animacjach – na przykład w Stalowym gigancie. Z uwagi na ciepły głos i poczciwy wygląd najczęściej wcielał się w figury ojców, z reguły o wiele starszych od niego samego, co najlepiej wyszło mu w nastoletnim hicie Camerone’a Crowe’a Nic nie mów. W wieku 77 lat pokonał go rak.
W końcu nie ma też już z nami legendy kinematografii rosyjskiej. Oleg Tabakow – zmarły po długiej chorobie w Moskwie, w wieku 82 lat – był jednym z najpopularniejszych aktorów swojego kraju, rozpoznawalnym także poza jego granicami. Od swojego debiutu w latach 50. wystąpił w ponad stu produkcjach różnego typu, z których polscy widzowie kojarzyć mogą m.in. Czyste niebo, Wojnę i pokój, Moskwa nie wierzy łzom, Siedemnaście mgnień wiosny czy też Kilka dni z życia Obłomowa Nikity Michałkowa. Występował także na teatralnych deskach całego świata zachodniego. Był aktywny zawodowo do końca życia.
Podobnie jak i Włoch Venantino Venantini, którego trwająca siedem dekad kariera zamyka się w ponad dwustu filmach. Tymi najbardziej znanymi rolami były komediowe u boku Louisa de Funès’a: Gamoń, Sławna restauracja i Mania wielkości, lecz pojawił się również w takich tytułach, jak Ben-Hur, Udręka i ekstaza, Był sobie glina…, Bitwa o Anzio czy Zaklęta w sokoła. Trzykrotnie wystąpił też w erotycznej sadze Emmanuelle. Miał 88 lat.
[Jacek Lubiński]