FORREST GUMP, reżyseria PATRYK VEGA. Jak wyglądałaby KLASYKI KINA według twórcy Botoksu
Ewa chce spać
Choć punkt wyjścia nieco się zestarzał, bo dziś tytułowej lasce wystarczyłyby dwa kliknięcia w smarcie, żeby ogarnąć jakoś nie tylko nocleg, ale i nieco rozrywki w stolicy, to całość żyje ulicznymi perypetiami o mocnym, społecznym zacięciu, czyli to rzecz wymarzona dla Vegi. Są sprzedajni gliniarze, jest zorganizowana mafia furmanek, freelancer handlujący materiałami budowlanymi po godzinach, miejski karawaning na czas po opustoszałych alejach, świat ladacznic oraz samonakręcająca się fala przemocy po nocy. Są w końcu także wielbione przez reżysera konie, które ten w wielkim finale puszcza efektownie bo miejskiej dżungli betonie… Po lekkim liftingu fabuły Vega ubarwia też tytuł (Eva – nocne pożądanie), czyniąc z głównej bohaterki (Weronika Rosati) uzależnioną od narkotyków transseksualistkę, która nie potrafi odróżnić snu od jawy i w rezultacie zalicza swoją własną Kac Wawę, pełną juchy, licznych przekleństw oraz przygodnego seksu.
Podobne wpisy
To połączenie sprawia, że intryga przestaje mieć w pewnym momencie jakiekolwiek znaczenie, a całość to jeden wielki wizualny trip nakręcony tabletem na długim ujęciu. Gaspar Noé dodaje go do ulubionych, a publika wali drzwiami i oknami do kin (również tych zagranicznych). Co prawda z Cannes Vega wraca z pustymi rękami (tam wciąż w modzie klepanie azjatyckiej biedy w czterogodzinnych, podzielonych na akty arcydziełach o niczym), ale to jedyna skaza na tej perle polskiej komedii, szybko stającej się klasyką gatunku i nieprzerwanie puszczanej w telewizji mimo najwyższej kategorii wiekowej, stworzonej specjalnie na cześć reżysera – PV.
Klasyczny cytat: „Jak mnie kimniesz, to rano walnę ci pomidorka na chlebek”.
Forrest Gump
Tragikomedia o zacięciu historycznym. Vega skupia się na chłopku-roztropku z polskiej wsi, śledząc jego życie od narodzin w czasach głębokiej komuny aż po kryzys wieku średniego w wolnym kraju. Dodatkowo bohater urodził się tyłem do przodu, a w dzieciństwie kopnęła go krowa, więc mocno odstaje od reszty społeczeństwa, które w większości srogo naigrywa się z nieszczęśnika za jego plecami oraz wykorzystuje jego naiwność do własnych celów. Tytuł mówi tu zresztą wszystko: Lasiek – Kochany idiota. W roli tytułowej Sebastian Fabijański, który wspina się na wyżyny talentu, grając – tu cytat z materiałów prasowych – imbecyla o nogach szybszych od wiatru. Niektórzy dopatrują się w Laśku nowego polskiego superbohatera z prawdziwego zdarzenia, zatem nie dziwi, że produkcja kosi w box offisie wszystkich Avengersów razem wziętych.
Film ma też olbrzymie znaczenie dla całej polskiej kultury, jako że Lasiek jest mimowolnym uczestnikiem kolejnych przełomowych dat z kart kalendarza – zaznacza swą obecność w czarnym czwartku, widać go podczas każdej kolejnej wizyty papieża, wraz ze stoczniowcami zmienia bieg historii, a także przyczynia się do zburzenia berlińskiego muru. W końcu również świętuje wejście Polski do Unii, przebiegając przez wszystkie otwarte granice w obie strony, gdyż, jak sam mówi, chciał wypróbować nowe adidki kupione na stadionie X-lecia. Ten wątek przyczynia się do krzewienia sportu wśród narodu, a sam Lasiek staje się nową twarzą służby zdrowia i dostaje własny teleturniej w telewizji śniadaniowej. Wszyscy są kurewsko szczęśliwi. Wszyscy prócz miłości życia Laśka – pochodzącej z patologicznej praskiej rodziny Jadzi, która nie mogąc poradzić sobie z denominacją złotego, zapija się na śmierć, wcześniej zabijając trzy osoby za pomocą Fiata 126p i siekiery (reżyserskie cameo zalicza tu Wojciech Smarzowski). Mimo tego jest to wielbione kino rodzinne.
Klasyczny cytat: „Byliśmy z Jadzią jak gówno z papierem – ona się do mnie lepiła, ja się o nią wycierałem”.