search
REKLAMA
Action Collection

Goniąc za bombami w upalny dzień, czyli SZKLANA PUŁAPKA 3 kończy 25 lat

Krzysztof Walecki

19 maja 2020

REKLAMA

Mimo to Szklaną pułapkę 3 charakteryzuje atmosfera zabawy – niebezpiecznej, miejscami sadystycznej, ale jednak zabawy. Bierze się ona w pierwszej kolejności z wykorzystania dziecięcej gry Simon Says, która staje się motywem przewodnim filmu – tajemniczy przestępca z niemieckim akcentem (o głosie, a później twarzy świetnie się bawiącego Jeremy’ego Ironsa), używając frazy „Simon mówi”, instruuje McClane’a, grożąc, że za każde niewykonanie zadania odpali ładunek wybuchowy. W pierwszej kolejności policjant musi przejść się ulicami Harlemu z tablicą z obraźliwym dla czarnoskórych napisem, co prawie przypłaca życiem, cudem uratowany przez okolicznego sklepikarza, Zeusa (Jackson). Od teraz obaj zmuszeni są słuchać się Simona, raz każącego im rozwiązywać zagadki matematyczne i logiczne, a innym razem pokonywać niewyobrażalne odległości w niemożliwym czasie.

Skacowany McClane ma szczęście, że tym razem nie działa sam, ale z drugiej strony jego relacja z Zeusem od początku nacechowana jest niechęcią tego drugiego do białych (w pewnym momencie główny bohater zarzuca mu wręcz rasizm). Duet Willis–Jackson wypada tu wspaniale, gdyż obaj aktorzy nie tylko mają świetnie napisane role i dialogi, ale również doskonale reagują na każde wypowiedziane słowo lub gest partnera. Spora dawka humoru jest ich zasługą, ale ten w żadnym momencie nie odbiera powagi ani napięcia filmowi, który przypomina doskonale naoliwioną maszynę. Pędzi na złamanie karku, zadziwiając tempem, efektownością, ale i realizmem, do tego stopnia, że szybko zapominamy, jaka jest stawka w tej grze.

Tym razem główny bohater nie musi ratować swojej żony (tak jak w dwóch poprzednich częściach), ani dzieci (tak jak w dwóch następnych), co nie znaczy, że brakuje elementu ludzkiego. Ten uosabiają policjanci, którzy pracują z McClane’em na co dzień, na czele z jego dowódcą, kapitanem Cobbem (znakomity Larry Bryggman), Lambertem i Kowalskim (równie świetni Graham Greene i Colleen Camp), oraz wszyscy ci, których John spotyka podczas swojej miejskiej odysei – mieszkańcy Nowego Jorku. Przecież również Simon kieruje się jakże typową dla człowieka chęcią odpłacenia się McClane’owi za doznaną krzywdę. I nawet drugoplanowi terroryści pokazują ludzkie oblicze, czego wymownym dowodem jest obawa jednego z nich, że walizkę z bombą może znaleźć dziecko, na co parę scen wcześniej zwraca uwagę również Zeus. Cieszy, że w tym eskapistycznym spektaklu McTiernan i Hensleigh nie tracą z oczu naturalności i prawdy ludzkich zachowań.

Inną mocną stroną scenariusza jest sposób, w jaki zostaje w nim przedstawione miasto Nowy Jork. Olbrzymie, pulsujące energią, wielowarstwowe, będące swoistą planszą dla gry, jaką Simon przygotował McClane’owi. Nieprzypadkowo pierwszy raz, kiedy widzimy głównego łotra na ekranie (a dochodzi do tego w filmie bardzo późno, bo w 47. minucie), obserwuje on działania policji z dachu wieżowca – z perspektywy gracza, który nad wszystkim sprawuje kontrolę. Ale tym razem, po raz pierwszy i jedyny w całym cyklu, McClane działa na swoim terenie. Nowy Jork to jego miasto i geniusz tekstu Hensleigha polega również na takim ukazaniu bohatera, aby widz nie miał wątpliwości, że McClane zna tę metropolię jak własną kieszeń. Najlepiej to widać, kiedy Simon każe głównym bohaterom dostać się z Broadwayu na Wall Street w 30 minut, co wydaje się niemożliwym do wykonania zadaniem. Nie dla Johna, który najpierw skraca sobie drogę, jadąc przez Central Park (kto by wpadł na taki pomysł?!), a następnie „zamawia” ambulans, który taranuje mu drogę, ale nie do samego końca, gdyż, jak się dowiadujemy, Wall Street obsługuje inny szpital. Zakładam, że nie jest to wymysł Hensleigha i zrobił on solidny research na potrzeby scenariusza, dzięki czemu McClane wydaje się jeszcze bardziej inteligentny i zaradny niż w poprzednich filmach. Wiedza scenarzysty była tak imponująca, że odezwało się do niego nawet FBI, zaniepokojone rozległą znajomością pracy Banku Rezerw Federalnych – Hensleigh wyjaśnił, że wszystko wziął z artykułu przeczytanego w “New York Times”. Tym samym Nowy Jork – nie tak zamknięty jak Nakatomi Plaza ani bezbronny jak lotnisko w pierwszej kontynuacji – staje się czymś więcej niż tylko miejscem akcji. W kamerze Petera Menziesa Jr. jest równie interesującym, nieprzewidywalnym i żywym organizmem jak jego ludzcy bohaterowie.

REKLAMA