Goniąc za bombami w upalny dzień, czyli SZKLANA PUŁAPKA 3 kończy 25 lat
Nic z tego by się nie udało, gdyby nie mistrzowska reżyseria McTiernana, wyraźnie będącego w swoim żywiole. Twórca pierwszego Predatora jak zwykle stawia na realizm, uwiarygodniając najbardziej niemożliwe wyczyny bohaterów, a równocześnie dbając o narracyjną precyzję i jasność przekazu. W filmie dzieje się dużo w praktycznie każdej scenie, ale ani przez moment nie mamy poczucia przesytu bądź pośpiechu; nigdy nie umyka nam sens tego, co oglądamy właśnie na ekranie. McTiernan zawsze był precyzyjnym reżyserem – jego utwory można studiować pod kątem doskonałości, z jaką buduje geografię danej sceny, podkreślając jej znaczenie pracą kamery, oświetleniem bądź muzyką. Jest to twórca tak bardzo świadomy filmowej materii, tak bardzo zakochany w sposobie opowiadania obrazem, że aż dziw bierze, że nie potrafił (bądź nie chciał) wyjść poza kino sensacyjne. W Szklanej pułapce 3 ucieka od tego, co stworzył w pierwszej części, zastępując klaustrofobiczną atmosferę oddechem pełną piersią (choć przyznaję, że jeden z najlepszych, najbardziej intensywnych momentów filmu dzieje się w windzie), nocne oblężenie chaotycznym pościgiem za dnia, a Odę do radości Beethovena marszem w oparciu o antywojenną pieśń When Johnny Comes Marching Home. McTiernan robi wszystko, aby się nie powtarzać, dzięki czemu – oraz jego warsztatowej maestrii – część trzecia pozostaje dziełem równie oryginalnym, świeżym i niesamowicie ożywczym co pierwowzór.
Podobne wpisy
Zauważyłem, że nie napisałem jeszcze nic o motywacji Simona, jego planie doskonałym oraz relacji z McClane’em. Po 25 latach od premiery mam prawo wyjawić to wszystko, ale z drugiej strony nie chcę. „Zemsta” w oryginalnym tytule mówi wystarczająco dużo, a zwiastun zdradza jeszcze więcej. Tymczasem idąc te ćwierć wieku temu do kina, ani nie widziałem żadnego trailera, ani nie miałem pojęcia o tożsamości postaci granej przez Jeremy’ego Ironsa. Wystarczyło mi, że doskonale znałem poprzednie dwie części, aby wizyta w kinie stała się nie tylko przyjemnością, ale również obowiązkiem dla mnie i mojego taty, zapalonego fana Szklanej pułapki. Z ówczesnej perspektywy 11-latka seans filmu McTiernana był przeżyciem o niemal duchowym zabarwieniu, pierwszym wielkoekranowym zetknięciem się z dorosłym kinem akcji, na dodatek zrealizowanym w najlepszym hollywoodzkim stylu. Był to porywający pokaz, któremu poddałem się w pełni i którego atrakcyjności nie przebiła nawet widziana w następnym roku Gorączka (choć pamiętam, że też wyszedłem z kina nieźle oszołomiony). Ale nawet wtedy wiedziałem, że jedna rzecz McTiernanowi nie wyszła.
Tym, co nie pozwala Szklanej pułapce 3 przebić oryginału, jest finał – dosłownie ostatnie pięć minut – z którym twórcy od początku mieli problem. W sieci można znaleźć nakręcone oryginalne zakończenie, które już na papierze musiało wydawać się pozbawione energii i niezbyt satysfakcjonujące, gdzie dwóch przeciwników siedzi przy stole i rozwiązuje swój konflikt za pomocą wyrzutni rakiet. Ot, ciekawostka, być może pasująca do pierwotnej wersji scenariusza, ale nie do Szklanej pułapki. W gotowym filmie finał jest efektowny, ale zbyt pośpieszny i doczepiony jakby na siłę, rozgrywający się już nawet nie w Nowym Jorku, a na granicy z Kanadą. Tak jakby twórcom zabrakło pomysłu, czasu, a nawet chęci, aby zwieńczyć swoje dzieło tak, jak na to zasłużyło, w zgodzie z resztą filmu. Po latach przyzwyczaiłem się do tego zakończenia, a nawet je polubiłem, ale zawsze czuję, że mogło i powinno być ono dużo lepsze. Świadczy to przede wszystkim o jakości wszystkiego, co dzieje się wcześniej, wszystkiego, co sprawiło, że film McTiernana stał się najbardziej kasową produkcją 1995 roku na świecie, pokonując takie tytuły jak Toy Story, Batman Forever i GoldenEye.
Na następną część przygód Johna McClane’a musieliśmy czekać długie 12 lat, i choć Szklana pułapka 4.0 to naprawdę solidne, bardzo dobrze napisane i zrealizowane kino akcji, dla wielu purystów cykl ten skończył się w momencie, gdy główny bohater poszedł zadzwonić do żony gdzieś na granicy amerykańsko-kanadyjskiej.