search
REKLAMA
Zestawienie

GŁUPIE, zbędne, niemożliwe… ZMARTWYCHWSTANIA postaci filmowych

Rafał Donica

4 lutego 2020

REKLAMA

KLONY, BLIŹNIAKI, DZIECIAKI i KREWNI

Niektórzy filmowcy przynajmniej próbują jakoś w miarę sensownie uzasadnić ponowne pojawienie się uśmierconej w poprzedniej odsłonie serii postaci. O ile bowiem, jak pokazują przykłady z poprzedniego akapitu, jakimś cudem można wyjść żywym z postrzału w głowę czy uderzenia wiaduktem w twarz, tak chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie kupiłby czwartej części Obcego (Obcy: Przebudzenie z 1997 roku) z jakimś mętnym tłumaczeniem, że Ripley tak naprawdę nie zginęła w finale trójki. Wiecie, że jednak nie wpadła do surówki, tylko obok, może ktoś ją złapał za rękę, a królowa Obcych wcale nie wyszła jej z klatki piersiowej, tylko się to skołowanej Ellen przyśniło. Uniwersum Obcego to jednak półka ciut wyżej niż Adrenalina, King Kong żyje czy Człowiek ciemności, tu nikt by nie kupił buły zamiast fabuły, więc scenarzyści musieli się jednak trochę nagłowić. Postawiono na klonowanie, temat na czasie (rok wcześniej na świat przyszła owca Dolly) i chyba jedyną możliwość, aby powrót Ripley do żywych w miarę trzymał się przysłowiowej kupy. Ale widzowie i krytycy i tak mocno kręcili nosami.

Wyszło bowiem pół na pół, trochę dobrze i trochę niedobrze. Przede wszystkim to już nie była TA Ripley, zmieniły się jej cechy charakteru i skład krwi, która teraz była pół na pół krwią ludzką i kwasem z żył Ksenomorfa. Główna bolączka filmu, czyli – nomen omen – obca nam Ripley, dawała jednak ciekawe podłoże pod rozbudowę uniwersum, reinterpretację samej postaci zabójczego kosmity oraz możliwość interesujących dywagacji na temat: co by było gdyby skrzyżować DNA Obcego z ludzkim. Z jednej zatem strony patrzymy na Ripley z nieufnością, kiedy zdaje się nam, że jedną nogą kibicuje ona swojemu nowemu gatunkowi, mówiąc o królowej Obcych jako swoim dziecku, a o sobie jako matce potwora, z drugiej mamy niezłą frajdę, oglądając Ripley silną, pewną siebie, bez litości zabijającą pobratymców i miażdżącą te stalowe łby… a nie, to nie ta franczyza. W świetle rezygnacji Sigourney Weaver z wcielania się w Ripley w ewentualnych kontynuacjach znamienna zdaje się być scena, w której nasza heroina odkrywa salę, gdzie składowane są jej nieudane klony. Możemy owo pomieszczenie uznać za… wylęgarnię sequeli, gotową do wydawania na świat kolejnych części serii, a zdeformowane klony Ripley za personifikację postępującej deformacji uniwersum Obcego i coraz większego oddalania się cyklu od niedościgłej klasy filmu Ridleya Scotta. Sigourney Weaver za pomocą miotacza niszczy więc wszystkie swoje klony, symbolicznie mówiąc „nie!” ewentualnym dalszym planom rozmieniania swojej bohaterki na drobne. I o dziwo, mimo upływu 23 lat od premiery Obcego: Przebudzenia aktorka pozostaje w swoim postanowieniu konsekwentna.

Chyba mało kto spodziewał się, że zaledwie 11-minutowy występ Jacka Pallance’a na drugim planie w komedii Sułtani westernu z 1991 roku spotka się nie tylko z uznaniem widzów, ale i zdobędzie najważniejsze nagrody filmowe. Jego Curly, charyzmatyczny, oschły, twardo stąpający po ziemi i mało przyjemny w obejściu poganiacz bydła mimo krótkiej obecności na ekranie, zakończonej w dodatku nieoczekiwanym zgonem, skradł film sprzed nosa takim komediowym tuzom jak Daniel Stern i Billy Crystal. Jack Pallance za swój występ zgarnął nie tylko Złoty Glob (sam film był do niego nominowany), ale i Oscara za najlepszy drugi plan (jeden z najkrótszych występów nagrodzonych Oscarem). Było tylko kwestią czasu, żeby ktoś wpadł na pomysł sequela. Tylko jak nakręcić drugą część z Jackiem Pallance’em, skoro jego Curly w Sułtanach westernu nie tylko umarł, ale został zakopany przez Billy’ego Crystala i spółkę na środku prerii. Początkowo więc w Złocie dla naiwnych (1994) daje się nam do zrozumienia, że Curly wrócił do świata żywych, a zakopany został przedwcześnie, bo mógł być katatonikiem i nikt tego nie sprawdził.

Wizja tego, że ktoś został pogrzebany żywcem i wygrzebał się własnoręcznie z ziemi, średnio pasowała jednak do komedii, poza tym nieco psułaby wstecznie odbiór jedynki, czyniąc z komediowych bohaterów – choć nieświadomych swojego czynu – zwyrodniałych morderców. Klonowanie też odpadało, bo nauka dopiero ten temat rozgryzała, więc scenarzyści sięgnęli do pudła z tanimi pomysłami dla serialowych tasiemców i wyciągnęli z niego nieśmiertelny patent na brata bliźniaka znikąd. Postać brata Curly’ego, początkowo nieco inna charakterologicznie od pierwowzoru, z postępem akcji coraz bardziej idzie mimochodem w stronę kopiowania nagrodzonej Oscarem roli. Tym razem przeciętny występ Jacka Pallance’a przeszedł bez nagród i bez większego echa, a sam film, wtórny, bezbarwny i chwilami zupełnie niezabawny, był nominowany do The Stinkers Bad Movie Awards i Złotej Maliny za najgorszy sequel.

I jeszcze trzy szybkie przykłady tego, jak Hollywood i inni radzą sobie w przypadku, gdy główny bohater zostaje zabity bezdyskusyjnie i nie ma po prostu żadnej możliwości, żeby widzowie uwierzyli, że jednak w ostatniej chwili zrobił unik. W body horrorze Mucha (1986) Davida Cronenberga nie dość, że dokonała się niemal całkowita przemiana Setha Brundle’a w… cholera wie co, bo na muchę to jednak nie wyglądało, został on zabity przez Geenę Davis strzałem z dubeltówki w głowę. I to nie tak jak we wspomnianym wyżej Kingsmanie, że powstała tylko mała dziurka w głowie, którą można zalać alfa-żelem. Nie, Cronenberg lubujący się w ukazywaniu rozkładu ciała na ekranie pozwolił sobie na widowiskowe ozdobienie ścian kawałkami mózgu Brundle’a-muchy.

Jeżeli jakiś scenarzysta pokusiłby się o przywrócenie tego bałaganu do życia, musiałby poskładać ten bałagan niczym puzzle. No dobrze, ale na poważnie; Seth Brundle był już przeszłością, a komuś się zachciało Muchy 2. Nie trzeba było w sumie długo kombinować, bo przedłużenie serii leżało przecież w finale jedynki. Była to ciąża bohaterki Geeny Davis, w którą zaszła w momencie, gdy DNA Brundle’a na dobre harcowało już z DNA natrętnego owada. Gdzieś tam więc w Musze 2 duchowa obecność Setha Brundle’a jest wyczuwalna, choć oczywiście kreacja Erica Stoltza w roli Brundle’a Juniora nie dorasta do pięt kultowemu występowi Jeffa Goldbluma.

Na podobnej zasadzie powiązań rodzinnych przedłużono ekranowe życia dwóch szwarccharakterów, których zabitych lub dogorywających w szpitalu zastąpili bracia – mowa o Simonie Gruberze ze Szklanej pułapki 3 (mści się i kontynuuje przestępcze dzieło wyrzuconego z wieżowca brata Hansa Grubera) i Deckardzie Shaw z Szybkich i wściekłych 7 (mści się i kontynuuje przestępcze dzieło wyrzuconego z samolotu Owena Shawa). Przeważnie jest to rozwiązanie jednorazowego użytku, bo widzowie nie są zbyt mocno zainteresowani dalszymi losami kolejnych dzieci czy odnalezionych po latach krewnych naszego bohatera.

Od każdej reguły są wyjątki, jak pokazuje przypadek Deckarda Shawa. Jason Statham nie tylko stworzył postać ciekawszą od swojego brata, ale z biegiem serii zdołał też ewoluować z czarnego charakteru w postać pozytywną, a ostatecznie dostał nawet własny, choć umiarkowanie przyjęty film Hobbs & Shaw, oddzielając się wraz z Dwayne’em Johnsonem od statku matki, czyli serii Szybcy i wściekli.

Aby podtrzymać serię przy życiu, można też po prostu po uśmierceniu jednego Robin Hooda (niezapomniany Michael Praed) jeszcze w finale tego samego odcinka pokazać na horyzoncie nowego Robin Hooda (zapomniany Jason Connery), jak zrobili bez żadnych wyjaśnień autorzy kultowego serialu Robin z Sherwood. Ani to brat, ani klon – żadnego związku między dwoma Robinami nie było. Ot, Robin brunet nie żyje, niech żyje Robin blondyn. Tak, wiem, że następca nazywał się Robert z Huntingdon, ale wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, w czyje buty wskoczył.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA