GŁUPIE HORRORY, które gwarantują DOSKONAŁĄ rozrywkę
„ThanksKilling”, 2009, reż. Jordan Downey
Na polskie można przetłumaczyć tytuł jako Śmierćczynienie, co robimy zwierzętom na przeróżne sposoby. Film jest naprawdę odjechanym przewróceniem łańcucha pokarmowego. Po jego seansie z pewnością inaczej spojrzycie na indyki. Znajdziemy tu trochę gore, biegającą kobietę z wydatnymi piersiami, a co najważniejsze: szalonego indyka z siekierą, który dokonuje zemsty na ludziach za śmierć wszystkich swoich pobratymców. I to wszystko jest spójne. Tego oczekuje się od kina rozrywkowego, które demitologizuje przemoc. Śmiejmy się z niej i jedzmy bez strachu mięso z indyka, bo jest zdrowsze niż kurczaki.
„Tokijska Policja Gore”, 2008, reż. Yoshihiro Nishimura
Pomysł na prywatyzację policji chodzi mi po głowie już od dawna, zwłaszcza kiedy widzę, co nasi stróże prawa wyprawiają, żeby zadowolić aktualnie finansująca ich władzę. W filmie Nishimury policja jest czymś w rodzaju korporacji, która walczy z przestępczością w sposób dość niewysublimowany. Sami musicie zobaczyć jaki, a zwłaszcza docenić starania głównej bohaterki Raku likwidującej samurajskim mieczem ludzi-mutantów. A wszystko to pokazane jest w krwawy, dziwny, czasem nawet taneczny sposób, który charakteryzuje się estetyką niespotykaną w naszym zachodnim kinie. Warto ją poznać.
„Szczątki”, 1982, reż. Juan Piquer Simón
Początkowa sekwencja powinna być nauczką dla rodziców, żeby nie traktowali tak swoich dzieci, gdy zobaczą, że te interesują się nagością, bo to może wywołać wstrząs na całe życie. Nagość to całkiem naturalna sprawa, tylko jej wykorzystanie może być obsceniczne. Szczątki to kalka z bardzo znanych slasherów, lecz to nie odbiera im wartości. Slasher jest zawsze taki sam, a tu mamy na dodatek wnikliwie zaprezentowany motyw, którym będzie się kierował zabójca aż do finału historii.
„Dziewczyna z kawałków”, 1990, reż. Frank Henenlotter
Będzie seksistowsko, ale i bardzo romantycznie, aż po grób, aż po laboratorium i kostnicę. Otóż bohaterem filmu jest niezdarny student medycyny, który traci swoją dziewczynę w wypadku. Nie potrafi pogodzić się z tym, że ona nie żyje, więc postanawia przywrócić ją do życia jak niegdyś doktor Frankenstein, który skonstruował swoje monstrum. Problem w tym, że Jeffrey Franken ocalił tylko głowę swojej Shelley. Musi więc zorganizować resztę ciała. Niestety wybiera w tym celu dzielnice prostytutek, a jak się okaże, nie tylko głowa ma znaczenie w kreowaniu osobowości. Jego nowa-stara dziewczyna z kawałków może się więc osobliwie zachowywać. Niepowtarzalny, śmieszny, na luzie, chętnie się do niego wraca mimo okropnych efektów specjalnych.
„Cukierki diabła”, 2015, reż. Sean Byrne
Sekwencja wprowadzająca jest naprawdę mocna. Gitarowy riff i ujęcie krzyża z Jezusem. Generalnie w produkcji dużo jest metalu. Oby tylko co bardziej wrażliwi nie uznali ad hoc, że to muzyka satanistyczna, chociaż to i tak za późno. Metal ma już swoją renomę. Cukierki diabła to zadziwiająco nieznany film o opętaniu, ale i chorobie psychicznej. Nie mamy tu elementów gore, za to wnikliwy widz znajdzie mnóstwo refleksji na temat postrzegania elementów nadprzyrodzonych w rzeczywistości. Można tę produkcję uznać za rodzaj satyry na świat duchów, ale jest przez twórców zostawiona furtka dla wszystkiego tego, co niewytłumaczalne, a więc nadnaturalne.