search
REKLAMA
Zestawienie

GŁUPIE filmy SCIENCE FICTION, które gwarantują doskonałą rozrywkę

Głupie, czyli niemające pokrycia w dowodach naukowych?

Odys Korczyński

14 kwietnia 2023

REKLAMA

„Zoom: Akademia superbohaterów”, 2006, reż. Peter Hewitt

Ten film nie jest głupi – jest po prostu dostosowany do konkretnej grupy wiekowej. Tutaj superbohaterami są dzieci, a nie dorośli. A przy obecnym zalewie dorosłych postaci superbohaterskich takie podejście do tematu jest postrzegane jako głupie w sensie niedojrzałości, dziecięcości. Nie jest to uczciwe podejście do tematu, bo to, co dziecięce, wcale nie jest głupie. Zwykliśmy przeceniać dorosłość, a nie doceniać dzieci. Na chwilę więc chociaż postarajmy się wcielić w dziecko jako widza – czy łatwiej mu będzie oglądać dorosłych z supermocami, czy swoich rówieśników umiejących na zawołanie zmieniać rozmiary swojego ciała – jak w Akademii superbohaterów? Produkcja ta jest lekkim, komediowym wprowadzeniem młodszych widzów do tematyki science fiction i kina superbohaterskiego, nim zaczną chłonąć one typowo patetyczną, współczesną mieszankę tych gatunków oferowaną przez Marvela i DC.

„Jiu Jitsu”, 2020, reż. Dimitri Logothetis

Trochę w tej produkcji jest z Predatora, trochę z Gwiezdnych wojen, trochę z kina o samurajach. Ogólnie bez pretensji nakręcona multigatunkowa historia, przewidywalna, nic niewnosząca do kategorii filmów, z których czerpie motywy, ale trzymająca w napięciu. Pokazuje trudne relacje ucznia z mistrzem w świecie nakreślonym niestety dość szkicowo, chociaż sama koncepcja cyklicznej walki z przedstawicielem kosmitów jest ciekawa. To trawestacja historii z rasą predatorów, jej filmowe uzupełnienie. Nie rozumiem tego utyskiwania na Nicolasa Cage’a, że upadł gdzieś 5 metrów poniżej dna i mułu w nim się znajdującego, żeby grać w takich gniotach. Może te narzekania wynikają z nieobycia odbiorców z Cage’em jako bohaterem posługującym się japońskim mieczem? Jiu Jitsu nie jest odkrywcze, lecz zaspokaja potrzebę widzów na odpowiednią ilość ciekawie zaprezentowanych walk między ludźmi i kosmitami.

„Maksymalne przyspieszenie”, 1986, reż. Stephen King

Produkcję tę można potraktować jako coś w rodzaju kina pastiszowego, zawierającego elementy horroru, akcji i science fiction. Mam tylko nadzieję, że sam Stephen King jest z tego dzieła zadowolony, bo sam je wyreżyserował, chociaż po nim to nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza że od premiery minęło kilkadziesiąt lat. Kino akcji ma tę specyfikę, że twórcy muszą się bardzo postarać, żeby przestało zapewniać rozrywkę. Traktujemy je chyba najbardziej bezkrytycznie ze wszystkich filmowych gatunków. Wystarczy, żeby było szybko, dużo wybuchów, strzelanin i trupów. Pod tym względem Maksymalne przyspieszenie spełnia wszystkie te warunki. Co zaś do treści, to tę personifikację wielkich samochodów można uznać za głupią, pozbawioną jakiegoś głębszego uzasadnienia. To jednak nie ma znaczenia. Chodzi o rozrywkę.

„Chłopak o bombowym wzroku”, 1982, reż. Robert J. Rosenthal

Kino sprzed 40 lat, a zwłaszcza jego forma kierowana do ówczesnych nastolatków, może być dzisiaj u polskiego widza zupełnie nieznana. Generalnie jednak kino z gatunku teenage uważa się za głupie, bo panuje u nas przekonanie, że amerykańskie nastolatki są głupie. Zapominamy jednak, że sami byliśmy nastolatkami i nierzadko robiliśmy rzeczy idiotyczne. Chłopak o bombowym wzroku jest właśnie takim przypomnieniem nam samym, o czym marzyliśmy, kiedy byliśmy w liceum, a być może nawet wizualizacją tego, co zrobilibyśmy, gdybyśmy dysponowali zdolnością telekinezy. Dziesięć razy więc się zastanówmy, nim nazwiemy jakąś grupę wiekową głupią, jak również konkretny rodzaj filmu do niej skierowany. A tak na marginesie, jestem ciekawy, czy widzowie rozpoznali, co ma wspólnego zakończenie filmu z kultową produkcja Carrie?

„Mac i ja”, 1988, reż. Stewart Raffill

Kolejny w tym zestawieniu film familijny. Kalka z E.T., więc produkcja z góry skazana na porażkę, a opinie o kosmicie wręcz miażdżące – głupi, słabo chodzi, śmiesznie mówi, generalnie „niegrywalna” postać. I faktycznie została niezbyt dobrze przyjęta przez widzów, chociaż nie wszystkich. Dla niektórych to wciąż ciepły, pouczający film z ich dzieciństwa, dla mnie również. Nie jest jego wadą to, że zawiera nieco ckliwy przekaz wychowawczy. Jest grzeczny w porównaniu z dzisiejszym kinem familijnym. Koniec łatwo przewidzieć, a wykorzystanie niepełnosprawności głównego bohatera kto wie czy nie wzbudzi dzisiaj niepotrzebnych kontrowersji. Tylko kto się zdecyduje ten film dzisiaj właśnie puścić swojemu dziecku. Spider-Man i Ant-Man zapewne będą atrakcyjniejsze.

„Emotki. Film”, 2017, reż. Tony Leondis

Komunikatory internetowe typu Gadu-Gadu już dawno znikły, ale to w nich święciły swoje triumfy wszelkiego rodzaju układy znaków udające mimikę naszej twarzy. Dzisiaj doszło do tego, że kiedy do kogoś piszemy i nie zakończymy zdania jakąś emotką, on może nie zrozumieć przekazu albo zrozumieć go opacznie. To rewolucja w sposobie przekazywania informacji, która wydarzyła się w przestrzeni wirtualnej, nie fizycznej, bez kontaktu personalnego w tym samym otoczeniu. Emotki w zasadzie zaczęły żyć swoim życiem. Dla pokoleń nieinformatycznych to kuriozum, wręcz degradacja kontaktów międzyludzkich. Co ciekawe, jest grupa młodych ludzi, którzy kultywują ten sam stosunek do technologii, włączając w to telewizję, Internet, a nawet motoryzację. Tym bardziej więc nie trafi do nich taka animacja jak Emotki. Film, gdyż wybitnie antropomorfizuje i daje uzasadnienie wszystkiemu temu, co według technologicznych abnegatów i kontestatorów doprowadza do zaniku więzi między ludźmi – tej najwartościowszej, która dzieje się tylko, gdy spotykamy kogoś fizycznie i prowadzimy z nim dialog, patrząc mu w twarz.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA