EMOTKI. FILM ?????
Raz na kilka lat do kin wchodzi animacja potrafiąca wycisnąć łzy nawet z oczu dorosłych. Ostatnią taką produkcją było W głowie się nie mieści, które przed dwoma laty doskonale przeniosło rozwój emocjonalny człowieka na język filmu, zrozumiały dla każdego w przedziale wiekowym od 5 do 150 lat. Olbrzymi sukces tego tytułu sprawił jednak, że tylko kwestią czasu była próba przeformatowania oryginalnego pomysłu do poziomu emocji XXI wieku. Już na tym etapie nowa produkcja Sony Pictures Animation zdaje się więc wtórna, ale studio po raz kolejny chciało udowodnić, że nie boi się realizować ryzykownych projektów… i znów poniosło klęskę. Emotki. Film to straszny Patrick Stewart.
Podobne wpisy
W zeszłym roku Sony próbowało podbić rynek mocno reklamowanym Sausage Party, będącym animacją wyłącznie dla osób dorosłych. Ciekawa obsada i oryginalny pomysł nie wystarczyły jednak, by film o świecie obserwowanym z perspektywy produktów spożywczych zdobył szerokie uznanie publiczności. Nazbyt wulgarna, nieco nieprzemyślana w rozwoju fabuły, a część osób odstraszająca już na poziomie pomysłu produkcja zarobiła zaledwie 140 milionów dolarów (z czego aż 70% na rodzimym rynku!) i nie była raczej powodem do dumy, choć kosztowała “tylko” 19 milionów.
Studio – pozornie ucząc się na błędach – zainwestowało dwa i pół raza więcej (50 milionów) w Emotki. Film, który skierowany jest do znacznie młodszego widza (w domyśle: mniej wymagającego). Ponownie zatrudniono ciekawych aktorów, między innymi: T.J. Millera (Minek), Jamesa Cordena (Piątka) czy Patricka Stewarta (Kupa)… i zaserwowano nam coś, przy czym wspomniane Sausage Party mogłoby się wydać arcydziełem animacji. Oczywiście myk z młodszą grupą docelową okazał się na tyle skuteczny, że Emotki. Film zarobił 200 milionów dolarów, zanim jeszcze wszedł do polskich kin (światowa premiera miała miejsce 27 lipca) – procentowo (stosunek zysku do zainwestowanej sumy) zostaje jednak w tyle za ubiegłoroczną animacją Sony. O jakościowej przepaści między tymi dwoma tytułami nawet nie wspominając.
https://www.youtube.com/watch?v=1-ZArk73bLc
Emotki. Film zaczynamy w otoczeniu młodzieży, która oczywiście zapatrzona jest w swoje smartfony. Na tym etapie jest jeszcze choć cień szansy na ukrytą pod płaszczykiem satyry krytykę takich zachowań, ale ogranicza się to do dwójki małolatów, którzy przez nieuwagę wpadają na siebie. Trzy minuty później trafiamy już do Tekstopolis, czyli mieszczącego się w telefonie miasta, które zamieszkują tytułowe Emotki. Każda z nich ma swoją funkcję, z której – w odpowiednim momencie – musi się wywiązać, jednak główny bohater Minek (w oryginale Gene) to jednostka nadpobudliwa, która nie jest w stanie ograniczyć się do pełnionej funkcji Meh (wyraz obojętności). Pierwszego dnia w pracy Minek zostaje wybrany przez Alexa (właściciela telefonu), który postanawia go wysłać do Addie (obiektu swoich westchnień) – Emotka wpada jednak w panikę i w świat leci zupełnie niezrozumiały przekaz. I tu zaczynamy odhaczanie kolejnych punktów na liście filmowego “must-have”, gdyż Tony Leondis i Eric Siegel wprost nie potrafią oprzeć się pokusie, by zaserwować widzom jakiegoś odgrzewanego kotleta.
Jedynym dobrym wyborem twórców zdaje się uczynienie najbardziej uśmiechniętej pośród Emotek główną antagonistką. Uśmiech (Smiler) to apodyktyczna bestia, która pomyłkę Minka zamierza ukarać w najprostszy możliwy sposób – kasując go. Wszelkie, nawet najokrutniejsze polecenia wydaje jednak z szerokim uśmiechem na twarzy, przez co można odnieść wrażenie pewnego niezrównoważenia, momentami zakrawającego wręcz na zachowaniach wzorowanych na Jokerze znanym z filmów o Batmanie. To tyle dobrego, jeśli chodzi o Emotki. Film.
Co do warstwy humorystycznej… to właściwie jej tu nie ma. Leondis i Siegel silą się co prawda na w miarę proste do rozpoznania nawiązania filmowe czy gagi sytuacyjne, ale każdy – dosłownie KAŻDY – z nich jest przeciągnięty i w najlepszym wypadku nieśmieszny (choć spora ich część najzwyczajniej w świecie irytuje). Główny ciężar rozbrajania sytuacji spoczywa tu na barkach Piątki, który jest niemodną już emotką, będącą przy tym nadmiernie pewnym siebie stworzeniem. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zarówno jej (a właściwie jego) zachowania, jak i aparycja stanowią ugrzecznioną wersję Erica Cartmana z Miasteczka South Park.
Gdybym na siłę próbował doszukać się jakiegokolwiek przekazu, Emotki. Film mogłoby stanowić rodzaj przypowieści skierowanej przeciw wszechobecnemu konformizmowi. Trudno jednak dopatrzyć się tego światełka w tunelu, skoro przez ponad osiemdziesiąt minut obrzucani jesteśmy spartolonymi kalkami i całą masą gagów, które gdzieś kiedyś zadziałały, ale nie w takiej liczbie i tak słabym wykonaniu. Dość powiedzieć, że w powyższym trailerze ujęte zostały wszystkie sceny, które miały w sobie choć odrobinę humorystycznego posmaku. Koniec końców mamy więc do czynienia z bezcelową produkcją, która ani nie chce nas rozbawić (albo chce, ale chcieć nie zawsze znaczy móc), ani tym bardziej przekazać nam nic mądrego, stając się w ten sposób wyzutą z jakichkolwiek emocji elektroniczną kalką W głowie się nie mieści.
Emotki. Film zdecydowanie nie jest pozycją dla osób szanujących swój czas. Po rozczarowującym seansie można zażądać zwrotu pieniędzy za bilet, ale nikt nie jest w stanie oddać nam zmarnowanego czasu.
I tylko szkoda Patricka Stewarta. W ostatnich latach Brytyjczyk co rusz pokazuje nam, że mimo iż nieuchronnie zbliża się do osiemdziesiątki, gra wciąż sprawia mu nieopisaną przyjemność. Pewnie myślał, że wcielenie się w Kupę na potrzeby nowej produkcji Sony Pictures Animation to będzie niezły ubaw, tymczasem całe Emotki. Film można by uznać za jedną wielką kupę. Jak widać, nawet umysły pokroju Charlesa Xaviera czasem są w błędzie.
korekta: Kornelia Farynowska