GENIALNI reżyserzy, którzy OD DAWNA nie nakręcili DOBREGO FILMU
Nicolas Winding Refn
Duński reżyser pokazał, że równie fantastycznie radzi sobie z kinem surowym, niemal obskurnym, nakręconym za niewielkie pieniądze (vide seria Pusher), co z wystylizowanym kinem akcji (Drive). Jednak nie wiedzieć czemu uwierzył, że jest nowym Davidem Lynchem. O ile pierwsze podejście do stylistyki późnego Lyncha, czyli Fear X, nakręcony w 2003 roku, dało dość frapujący artystycznie rezultat, o tyle w ostatnich latach jest już zdecydowanie gorzej. Dwa ostatnie filmy Refna – Tylko Bóg wybacza i Neon Demon – to olśniewające wizualnie puste wydmuszki, pełne wydumanej symboliki. Brakuje w nich za to sensu, celu i jakiejkolwiek myśli przewodniej. Aż żal patrzeć, jak jeden z największych talentów kina europejskiego ostatnich 25 lat marnuje się w ten sposób.
Tim Burton
Podobne wpisy
Największy wizjoner kina przełomu lat 80. i 90., człowiek, który swoim Batmanem wprowadził kino superbohaterskie na salony, sam przyznaje się do tego, że ma ogromny problem z odróżnieniem dobrych scenariuszy od złych. No i w ostatnich latach najczęściej trafia na te ostatnie. Filmy Burtona wciąż cieszą widza znakomitą stroną wizualną, ale niewiele ponadto. Na szczęście rezultatem rzadko są takie słabizny jak najnowszy Dumbo czy Alicja w Krainie Czarów. Częściej wychodzą mu średniaki, na które patrzy się z pewnym podziwem, ale po wyjściu z kina natychmiast się o nich zapomina. A w przypadku człowieka, który nakręcił Sok z żuka czy Eda Wooda, stanowi to raczej powód do wstydu. Czasami mam wrażenie, że Burton robi wysokobudżetowe filmy tylko po to, aby uzbierać kasę na realizację kolejnej animacji poklatkowej, bo te produkcje wciąż wychodzą mu świetnie. Tylko że ostatnia z nich – Frankenweenie – ukazała się siedem lat temu. A ostatni film aktorski naprawdę godny nazwiska Tima Burtona, Duża ryba, pojawił się w 2003 roku. Czyli naprawdę dawno, dawno temu.