Filmy, w których zwierzęta GINĘŁY naprawdę. Czerwona kartka za okrucieństwo!
Wrota niebios (1980, reż. M. Cimino)
Na planie filmu Michaela Cimino spotkały się takie sławy jak Christopher Walken, Jeff Bridges, John Hurt i Isabelle Huppert; żadnemu z tych aktorów nie przeszkadzało, że reżyser filmuje prawdziwe walki kogutów. Kilka ptaków zadziobało się na śmierć, ponieważ sceny walki były wielokrotnie powtarzane. Co więcej, na planie Wrót niebios używano prawdziwej krwi zwierząt – konie były dźgane bez znieczulenia w karki, a ich posoką brudzono aktorów. Konie traktowano przy tej produkcji okropnie, w wyniku bicia i wycieńczenia zginęły aż cztery z nich. Jedno z tych zwierząt zostało natomiast wysadzone dynamitem (scena ta znalazła się w filmie) – i to pomimo tego, że konia dosiadał wtedy jeździec, Ronnie Hawkins, co dobitnie pokazuje, że reżyser nie dbał nawet o bezpieczeństwo grających w filmie ludzi. Może więc i dobrze się stało, że Wrota niebios poniosły tak spektakularną porażkę finansową.
Flisacy (1990, reż. J. Elek)
W niewyobrażalnym cierpieniu zginęło stado 14 owiec na planie węgierskiego filmu Flisacy. Zwierzęta zostały polane łatwopalną substancją, a następnie podpalone – wszystkie spłonęły żywcem. Ta ohydna scena była autorskim pomysłem reżyserki, a w całej ekipie filmowej nie znalazła się choćby jedna osoba, która oprotestowałaby realizację ujęcia. Protesty zaczęły się jednak już po premierze filmu – tak słabego, że przeszedłby zupełnie bez echa, gdyby nie ta jedna scena. O sprawie było głośno także w Polsce, kiedy to grupa 69 pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego wystosowała list, w którym żądała zakazu wstępu Judith Elek na festiwal filmowy odbywający się na terytorium Polski. Twórcy listu nazwali reżyserkę osobą niegodną tego miana i zawodu, stosującą zacofane, prymitywne i niehumanitarne metody.
Cannibal Holocaust (1980, reż. R. Deodato)
Podobne wpisy
Chyba żaden inny film nie może się równać pod względem okrucieństwa z produkcją Cannibal Holocaust. O zawartych w niej scenach katowania ciężko jest pisać i czytać, nie mówiąc już o ich oglądaniu. Żywe istoty padły ofiarą chorej wyobraźni reżysera, a ich cierpienie trudno uzasadnić czymkolwiek innym niż chęcią wywołania szumu i kontrowersji. W dążeniu do uzyskania maksymalnego realizmu w scenach śmierci ludzi stosowano eksperymenty formalne, ale sceny śmierci zwierząt zrealizowano już po taniości, bez wyobraźni i pomysłu: zwierzęta po prostu zabijano. W filmie rozcina się gardło ostronosom, strzela do świń, odcina głowy małpom, rąbie żółwie na części maczetą, strzela do świń… Jakimś pocieszeniem jest fakt, że Deodato został pociągnięty do odpowiedzialności karnej za znęcanie się nad zwierzętami.
Wyspa (2000, reż. Kim Ki-duk)
To jedna z żelaznych pozycji kina koreańskiego, ale wrażliwe osoby powinny zastanowić się dwa razy, zanim rozpoczną seans. W Wyspie scen okrucieństwa wobec zwierząt jest wiele, a sam reżyser otwarcie przyznaje, że są one autentyczne. Mamy tutaj skórowanie żywej żaby, rozrywanie żywej ryby, topienie ptaka i bicie psa… Kim Ki-duk usprawiedliwia swoje działania chęcią lepszego przekazania własnej wizji; fakt, że w ogóle udało mu się ją zrealizować, wskazuje na pewną różnicę między Wschodem a Zachodem. Zachodnia widownia jest mimo wszystko wrażliwsza na cierpienie zwierząt od tej azjatyckiej, a europejscy i amerykańscy twórcy, nawet jeśli sami nie widzą w maltretowaniu zwierząt niczego złego, to w ostatnich latach nie epatują okrucieństwem – z czystej obawy przed napiętnowaniem przez opinię publiczną, jakie miało miejsce choćby w przypadku poniżej opisanego filmu Manderlay.
Manderlay (2005, reż. L. von Trier)
Lars von Trier miał kaprys: chciał w Manderlay „dla uzyskania dramatycznego efektu” zabić osiołka. Scena została sfilmowana i zwierzę faktycznie zginęło. Nie spodobało się to jednak wielu członkom ekipy, a aktor John C. Reilly wycofał się z projektu. Kontrowersje wokół filmu narosły na tyle, że scena z osiołkiem została wycięta z jego ostatecznej wersji. Nie zwróciło to oczywiście życia zabitemu zwierzęciu.
Luck (2011-2012)
Serial Michaela Manna i Davida Milcha kręcony dla platformy HBO zdjęto z anteny po tym, jak aktywiści nagłośnili przypadki maltretowania koni na planie tej produkcji. Dwa konie zostały w trakcie zdjęć poturbowane tak mocno, że trzeba było poddać je eutanazji, by skrócić ich cierpienie. Gdy taki sam los spotkał trzeciego konia, HBO pod naciskiem protestów skasowało serial. Zadecydowała wrażliwość włodarzy stacji? Raczej wyrachowana kalkulacja zysków i strat. Luck cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem widowni. Koszty dalszego procesowania się i wybielania wizerunku serialu przewyższyłyby dochody z kontynuowania produkcji. Gdyby podobne zarzuty stawiano wobec któregoś z hitów stacji, np. Gry o tron, HBO z pewnością nie zareagowałoby równie stanowczo.
Filmów, które bezpośrednio przyczyniły się do cierpienia zwierząt, jest niestety o wiele więcej. Zazwyczaj, kiedy kończę zestawienie słowami: „mogłabym dodać do tej listy jeszcze dziesiątki przykładów”, jestem pełna podziwu dla bogactwa i złożoności kina. Nie muszę chyba nadmieniać, że w tym przypadku czuję się raczej bezradna i przerażona w obliczu ogromu cierpienia, na które nie mam wpływu. Przykłady filmów Manderlay i Luck dają jednak nadzieję na to, że krzywda zwierząt w przemyśle filmowym będzie zauważana częściej, że ludzi stających w ich obronie będzie coraz więcej, a ich głos zostanie wysłuchany. To my musimy mówić w imieniu zwierząt. One same głosu nie mają i nie mogą powiedzieć: me too.