WIDMOWA FILMOTEKA. Filmy, których nie było – część II
Z lektury pierwszej części zestawienia wiadomo, że historia kinematografii obfituje w ciekawe przedsięwzięcia, które jednak nigdy nie doczekały się realizacji. Nie pomogła ani gwiazdorska obsada, ani wielki budżet – niektóre filmy prawdopodobnie na zawsze trafiły do widmowej filmoteki. Oto dziesięć z nich.
„The Big Mamoo”
W świetle nadchodzącej premiery Oppenheimera Christophera Nolana nadzwyczaj intrygująco przedstawia się porzucony projekt Jonathana Demme’a, twórcy m.in. Poślubionej mafii i Milczenia owiec. Na początku lat 80. po hollywoodzkich wytwórniach krążył skrypt Buda Shrake’a do filmu The Big Mamoo. Była to ostra satyra w duchu Doktora Strangelove Stanleya Kubricka i M*A*S*H. Roberta Altmana, której akcja toczyła się w ośrodku badań jądrowych w Los Alamos. Shrake ukazał pracujących tam naukowców w wyjątkowo karykaturalny sposób: Roberta Oppenheimera, konstruktora bomby atomowej, przedstawiono jako obłąkanego seksoholika, a fizyka Edwarda Tellera – jako zidiociałego paranoika, który w każdym Meksykaninie widzi niemieckiego szpiega. Zachwycony scenariuszem Demme wymarzył sobie, że Oppenheimera zagra David Byrne, lider grupy Talking Heads, w Tellera zaś miał wcielić się kontrowersyjny niemiecki reżyser Rainer Werner Fassbinder. Po siedmiu latach bezowocnych poszukiwań sponsorów The Big Mamoo trafił do kosza. „Ten film został unicestwiony przez producentów” – mówił Demme.
„Broken Dreams”
Jeszcze pod koniec lat 70. John Boorman i Neil Jordan napisali scenariusz do Broken Dreams – historii miłosnej rozgrywającej się w dystopijnym świecie przyszłości. Apokaliptyczny ton miał być istotnym elementem filmu, którego głównym bohaterem został młody iluzjonista. „Myślę, że nasz świat zmierza ku nieuchronnemu przeznaczeniu. Rabujemy ziemię, unicestwiamy naturę i wszelkie podstawy życia i łudzimy się, że nigdy nie przyjdzie nam za to zapłacić” – tłumaczył twórca m.in. Excalibura i Uwolnienia. Powstało kilka wersji skryptu, ale żadna nie zadowoliła hollywoodzkich decydentów: wariant wysokobudżetowy okazał się za drogi, a wariant „artystyczny” oceniono jako zbyt niszowy. Kiedy na początku lat 90. wreszcie znaleźli się producenci gotowi sfinansować dzieło Boormana i Jordana, plany realizacji filmu przekreśliła śmierć jego głównej gwiazdy, czyli Rivera Phoenixa. W 2011 roku poinformowano o wznowieniu prac nad filmem, pisano o udziale Johna Hurta i Bena Kingsleya, ale i tym razem skończyło się na planach. Biorąc pod uwagę, że niedawno Boorman skończył 90 lat, można przyjąć, że Broken Dreams już nie powstanie.
„The First Deadly Sin”
Pierwszy śmiertelny grzech, ekranizacja tak samo zatytułowanej powieści Lawrence’a Sandersa o seryjnym mordercy grasującym po Nowym Jorku, powstał w 1980 roku – reżyserował Brian G. Hutton, a w obsadzie pojawili się Frank Sinatra, Faye Dunaway, David Dukes, James Whitmore i Bruce Willis w swoim kinowym debiucie (jako „mężczyzna w restauracji”). Pierwotnie jednak film ten miała zrealizować zupełnie inna ekipa: pierwszym wyborem producentów na reżysera był Don Siegel (m.in. Inwazja porywaczy ciał, Blef Coogana, Brudny Harry i Ucieczka z Alcatraz), ale gdy ten okazał się nieosiągalny, projekt przeszedł w ręce Romana Polańskiego. Główną rolę policjanta Edwarda Delaneya miał zagrać Robert De Niro. Początek zdjęć zaplanowano na 1977 rok, ale gdy w marcu Polański został aresztowany pod zarzutem gwałtu na trzynastolatce, a niecały rok później uciekł do Europy, wytwórnia Columbia na pewien czas zawiesiła całe przedsięwzięcie. Dwa lata później na ekrany kin wszedł film Huttona i chociaż otrzymał pozytywne recenzje, The First Deadly Sin w wersji Polańskiego byłby prawdopodobnie znacznie ciekawszy.
„Homelands”
Jonathan Kaplan zdobył uznanie filmem Oskarżeni z oscarową kreacją Jodie Foster, ale możliwe, że ten obraz nigdy by nie powstał, gdyby wcześniej producenci nie anulowali innego przedsięwzięcia reżysera. Chodzi o antyrasistowski dramat polityczny opowiadający o czarnoskórym amerykańskim sportowcu, który w Republice Południowej Afryki szuka swojego zaginionego brata. W głównej roli miał najpierw wystąpić Sidney Poitier, a następnie Louis Gossett Jr., ale przedstawiciele wytwórni filmowej obawiali się, że film z obsadą zdominowaną przez czarnych aktorów nie będzie atrakcyjny dla białej publiczności. „Producent koniecznie chciał, żeby główną rolę zagrał pewien biały aktor, ale kandydat nagle zmarł” – wspominał Kaplan. Obawiano się również, że Homelands podzieli los Krzyku wolności Richarda Attenborough – filmowej biografii południowoafrykańskiego bojownika o rasowe równouprawnienie Steve’a Biko, która wprawdzie otrzymała świetne recenzje oraz wiele nagród i nominacji (w tym do trzech Oscarów), lecz była finansową klapą. Producenci zadecydowali, że jeden nierentowny film o apartheidzie w zupełności wystarczy.
„I, Claudius”
To miał być kinowy przebój 1937 roku: wysokobudżetowa ekranizacja popularnych książek Ja, Klaudiusz oraz Klaudiusz i Messalina Roberta Gravesa. Za kamerą stanął Josef von Sternberg, główne role powierzono zaś Charlesowi Laughtonowi (Klaudiusz), Merle Oberon (Messalina), Florze Robson (Liwia) i Emlynowi Williamsowi (Kaligula). Realizacja filmu od początku przebiegała w nerwowej atmosferze – Laughton doprowadzał do szału Sternberga nieustannymi żądaniami dubli oraz obsesyjnym oglądaniem mowy abdykacyjnej Edwarda VIII, która – jak twierdził – pozwalała mu lepiej wczuć się w graną przez niego postać. W marcu 1947 roku Oberon została ranna w wypadku samochodowym. Kilka dni później ogłoszono nieodwołalne wstrzymanie produkcji, podając jako powód niedyspozycję aktorki. Dziennikarze podejrzewali jednak, że był to pretekst mający zamaskować prawdziwe przyczyny anulowania filmu: nieporozumienia pomiędzy Laughtonem i producentami. Ja, Klaudiusz doczekał się ekranizacji dopiero w 1976 roku, gdy telewizja BBC wyprodukowała uhonorowany nagrodami BAFTA i Emmy serial z Derekiem Jacobim.
„Jesteśmy sami na świecie”
Po wielkim sukcesie Kanału (ponad 4 miliony widzów w pierwszym roku wyświetlania) Andrzej Wajda chciał zrealizować film na podstawie scenariusza napisanego wspólnie z Moniką Kotowską, autorką zbioru opowiadań Bóg dla mnie stworzył świat. Pomysł zaczerpnęli z autentycznej historii o młodym chłopaku, który w ruinach powojennego Szczecina odebrał poród swojej dziewczyny. W czerwcu 1957 roku inspirowany twórczością Marka Hłaski tekst był już gotowy i po konsultacjach z komisją scenariuszową został skierowany do produkcji. W obsadzie figurowali Jerzy Jogałła i Grażyna Staniszewska w rolach głównych, a także Leszek Herdegen, Roman Polański, Tadeusz Łomnicki, Kalina Jędrusik i Adam Pawlikowski. W przeddzień pierwszego klapsa realizacja filmu została wstrzymana, ponieważ kierownictwo zespołu „Kadr” poleciło Wajdzie nakręcić krótki metraż z hitlerowską okupacją w tle. Reżyser odmówił i skupił się na adaptacji Popiołu i diamentu. Jesteśmy sami na świecie to nie jedyny film, którego nie udało się nakręcić Wajdzie – inne to m.in. Szosa zaleszczycka, Powołanie, Studium przypadku i Piękne uśmiechy dnia.
„Krzyżacy”
Czterdzieści lat po słynnym filmie Aleksandra Forda z 1960 roku, do nowej ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza przymierzało się jednocześnie aż dwóch reżyserów: Jarosław Żamojda oraz Bogusław Linda. Krzyżacy tego pierwszego mieli wejść na ekrany polskich kin w 2002 lub 2003 roku, w obsadzie znaleźli się zaś Wiktor Zborowski (Maćko z Bogdańca), Grażyna Szapołowska (księżna Anna Danuta) i Daniel Olbrychski (Zawisza Czarny). W wywiadach Żamojda chwalił się budżetem w wysokości 5–10 milionów dolarów, udziałem „wybitnej gwiazdy światowego kina” i realizacją pierwszych zdjęć plenerowych, ale ostatecznie z jego filmu nic nie wyszło. Podobny los spotkał Krzyżaków w reżyserii Lindy do scenariusza Cezarego Harasimowicza, gdzie główne role mieli zagrać Krzysztof Majchrzak (Jurand ze Spychowa), Daniel Olbrychski (Maćko z Bogdańca) i Agnieszka Wagner (księżna Anna Danuta). O ile film Żamojdy celował w realistyczne ukazanie życia w średniowieczu, o tyle wersja Lindy miała być przede wszystkim rycerskim romansem. Nieoficjalnie mówiło się, że obydwa projekty upadły z przyczyn finansowych.
„The Last Good Kiss”
Amerykański pisarz James Crumley nigdy nie napisał bestsellera, ale w swym rodzinnym kraju jest uważany za klasyka współczesnego kryminału na równi z Raymondem Chandlerem, Dashiellem Hammettem i Cormakiem McCarthym. U nas nietłumaczony i przez to zupełnie nieznany, w USA z jego skromnego objętościowo dorobku literackiego czerpali m.in. twórcy serialu Prawo ulicy. Za najlepszą powieść Crumleya uważa się powszechnie The Last Good Kiss – to na jej kartach po raz pierwszy pojawił się alkoholik C.W. Sughrue, były wojskowy, który został prywatnym detektywem. O przeniesienie tej książki na ekran starał się Walter Hill, reżyser znany z twardego, męskiego kina w rodzaju Hard Times i Kierowcy. Ale przewidziany do głównej roli Nick Nolte wycofał się z filmu i na domiar złego odsprzedał prawa do powieści Warrenowi Beatty’emu, który wówczas całą swoją uwagę skupił na Czerwonych. „Warren mógł być miłym kompanem pod warunkiem, że doglądałby interesu, ale on zwleka z załatwianiem spraw i boi się podejmować decyzje” – mówił rozgoryczony Hill, który zamiast The Last Good Kiss wyreżyserował Southern Comfort.
„No Bail for the Judge”
Alfred Hitchcock miał na koncie tak wiele niezrealizowanych filmów, że doczekały się one osobnej strony w Wikipedii. No Bail for the Judge to powieść Henry’ego Cecila o londyńskiej adwokatce, która musi bronić swojego ojca, sędziego Sądu Najwyższego, oskarżonego o mord na prostytutce. Hitchcock chciał przenieść ją na ekran pod koniec lat 50., a w rolach głównych widział Audrey Hepburn, Laurence’a Harveya i Johna Williamsa. Prace były na tyle zaawansowane, że broszura reklamowa studia Paramount z jesieni 1959 roku reklamowała No Bail for the Judge jako fabułę kręconą w Technicolorze i VistaVision. Scenariusz filmu napisał Samuel A. Taylor (współpracował z Hitchcockiem przy Zawrocie głowy i Topazie), ale w jego tekście znalazła się scena, której w książce nie było: główna bohaterka przebiera się za prostytutkę i odpiera brutalny atak gwałciciela. Hepburn nie chciała nakręcić tej sekwencji, na dodatek w tym samym czasie dowiedziała się, że jest w ciąży – i w efekcie całkowicie zrezygnowała z udziału w filmie. Hitchcock nie zamierzał kontynuować produkcji bez słynnej aktorki i porzucił projekt, aby zająć się Psychozą.
„Zemsta”
Na początku XXI wieku polskie media obiegła informacja, że do ekranizacji komedii Aleksandra Fredry przymierzają się dwaj filmowcy: Andrzej Wajda i Kazimierz Tarnas – reżyser znany głównie z adaptacji dzieł Kornela Makuszyńskiego (m.in. Szaleństwa panny Ewy, Panna z mokrą głową i Awantura o Basię) i Zbigniewa Nienackiego (Pan Samochodzik i praskie tajemnice). W jego filmie mieli zagrać Janusz Gajos (Cześnik Raptusiewicz), Piotr Fronczewski (Dyndalski), Marek Kondrat (Rejent Milczek), Wojciech Malajkat (Józef Papkin) i Edyta Jungowska (Podstolina). „Chciałem ten film kręcić już w 1993 roku, ale wówczas nie można było nawet marzyć o takiej produkcji. Scenariusz swojej adaptacji napisałem latem 2000 roku. Nie rozprawiam się w nim z polskim sarmatyzmem i szlachetczyzną. Dzisiaj najważniejsza u Fredy jest refleksja, że mimo wszystkich naszych wad, możemy przecież żyć w zgodzie” – mówił Tarnas w wywiadzie dla serwisu Interia. I dodawał: „To film mojego życia”. Marzenia jednak nie spełnił, bo wyprzedził go Wajda (na dodatek podkradając Gajosa), którego Zemsta weszła na kinowe ekrany w 2002 roku.