Porąbani
Durnowata komedia podlana sosem z krwi. Parodia horrorów z zasady powinna być głupia, ale czy może być głupia w złym sensie tego słowa? Tak, jeśli jest do bólu przewidywalna i stereotypowa, tak jak Porąbani w reżyserii Eli Craiga. A mimo to jest coś w tym filmie, co sprawia, że jest niezłą rozrywką. Oglądasz tylko po to, żeby zobaczyć, czy wydarzy się to, co myślisz, że się wydarzy. Kolejna grupka mieszczuchów przyjeżdża na odludzie i daje się wyrżnąć w pień. Dwóch przerażających wieśniaków z facjatami morderców kontra kwiat amerykańskiej młodzieży. Wydaje się znajome, ale twórcy Porąbanych obrali jednak trochę inny kurs. Kto tu jest ofiarą, a kto oprawcą? Jeśli macie ochotę na lekki odmóżdżający seans, to Porąbani idealnie się nadają.
Świątynia
Rany, jak oni kaleczą nasz język w tym filmie… Horror. Kanadyjski film pod oryginalnym tytułem The Shrine opowiadający o polskiej prowincji, gdzie diabeł przechadza się między brzozami. Alwainia, wioska, do której przyjeżdża troje niedoświadczonych dziennikarzy marzących o wielkiej karierze. Badają sprawę zaginięć turystów, po których ślad ginie w tej mrocznej krainie. Bardzo głupi film, który w połowie seansu pozytywnie zaskakuje, przestaje wkurzać i zamienia się w naprawdę niezłą jazdę. Pojawia się nawet dreszczyk grozy. Oglądamy przy okazji rodzinnych weekendów, kiedy zaczynamy przysypiać w leniwe niedziele. Emocje gwarantowane.
Legion samobójców
Trochę odstaje na tle reszty tytułów. Przyznaję, że ekranizacje komiksów i filmy o superbohaterach to nie moja działka, więc może się mylę, ale osobiście nie znalazłam w Legionie samobójców ciekawej fabuły ani logiki, znalazłam za to świetną muzykę i charakteryzację oraz intrygujących bohaterów. To, co robią, nie ma najmniejszego sensu ani znaczenia, po prostu dobrze się na nich patrzy. Są tacy… barwni. Jared Leto w epizodycznej roli Jokera. Mogłoby go być trochę więcej na ekranie, bo mam do niego słabość. Film nonsensowny i efekciarski. I tylko dla tych efektów – oraz pięknej i oczytanej Harley Quinn (Margot Robbie) – warto go obejrzeć. Powtórki jeszcze nie było, ale na pewno będzie.
Kieł
Co za film! Arcydzieło. W kategorii obrazów tak głupich, że aż dobrych, na podium. Znany też pod tytułem Tusk obraz Kevina Smitha, twórcy mającego na koncie kilka innych dzieł, które również mogłyby trafić do podobnego zestawienia. Ale Kieł bije je na głowę. Makabryczny i zaskakujący. W sumie niewiele mogę o nim napisać, jeśli nie chcę spoilerować. Posłużę się analogią. Pamiętacie cykl filmów Ludzka stonoga? Okropność. Trylogia Toma Sixa spełnia tylko pierwszy człon kryterium zawartego w tytule tego zestawienia. Kieł jest w pewnych aspektach do niej podobny, ale ma to, czego Ludzkiej stonodze zabrakło. Oprócz epatowania obrzydliwością jest w nim przewrotny humor. Ludzka stonoga jest śmiertelnie poważna, a Kieł nie. Pomysł całkowicie niedorzeczny, a jednak zastanawiasz się, może gdzieś, ktoś, komuś naprawdę zrobił coś takiego… Obraz tak surrealistyczny, że aż prawdziwy.
korekta: Kornelia Farynowska