search
REKLAMA
Recenzje

KREW DLA DRACULI. Hrabia pierdoła

Erotyczny horror Paula Morrisseya z 1974 roku.

Maciej Kaczmarski

7 lipca 2023

REKLAMA

Krew dla Draculi to jedna z niezliczonych wariacji na temat dziejów najsłynniejszego wampira świata, powołanego do życia przez pisarza Brama Stokera – i zarazem jedna z najbardziej niezwykłych i niepowtarzalnych.

Akcja filmu toczy się w latach 20. XX wieku. Rumuński wampir hrabia Dracula cierpi katusze – aby przeżyć, musi regularnie pić krew dziewic, których jednak zaczęło brakować w jego rodzinnej Transylwanii. Za radą wiernego sługi Antona, który konkluduje, że łatwiej będzie znaleźć czyste niewiasty w katolickim kraju, hrabia wyrusza do Włoch. Tam wkrada się w łaski markiza Di Fiore, jego żony i ich czterech córek, które finansowo podupadły markiz pragnie wydać za mąż za bogatego szlachcica. Kiedy markiz wyjeżdża, aby spłacić długi, Dracula wprowadza w życie swój zuchwały plan. Krwiopijca nie wie jednak, że spośród latorośli Di Fiore tylko dwie – najstarsza Esmeralda i najmłodsza, czternastoletnia Perla – zachowały dziewictwo, Saphiria i Rubinia zaś to rozpustnice oddające się igraszkom z lokalnym parobkiem Mariem. Spożycie nieczystej krwi będzie miało dla hrabiego poważne konsekwencje.

Paul Morrissey dołączył do świty Andy’ego Warhola w połowie lat 60., gdzie pełnił podwójną funkcję nadwornego filmowca i menadżera papieża pop-artu. Brał udział w tworzeniu szeregu głośnych filmów, m.in. Chelsea Girls (1966) i trylogii złożonej z Flesh (1968), Trash (1970) i Heat (1972). Krew dla Draculi powstała w Rzymie natychmiast po Ciele dla Frankensteina (1973) i choć Warhol sprawował tylko symboliczny patronat nad tymi produkcjami, tu i ówdzie wyświetlano je jako Andy Warhol’s Dracula i Andy Warhol’s Frankenstein. Faktycznym sponsorem przedsięwzięcia był słynny włoski producent Carlo Ponti, który wyłożył w sumie 700 tysięcy dolarów na obydwa tytuły. W obydwu pojawili się też ci sami aktorzy: Udo Kier, Joe Dallesandro i Arno Juerging; w Krwi dla Draculi dodatkowo zagrali reżyserzy Vittorio De Sica i… Roman Polański, który wcielił się w wiejskiego cwaniaczka przesiadującego w karczmie.

Poza postacią Draculi film nie ma nic wspólnego z powieścią Stokera, a i tytułowy bohater został sportretowany niezgodnie z kanonem. Z powodu ograniczeń budżetowych zrezygnowano ze zdjęć nocnych, toteż światło słoneczne nie jest groźne dla wampira, wywołuje jedynie dyskomfort. Ponadto hrabia jest wegetarianinem (!) i albinosem, który farbuje przylizane do tyłu włosy na czarno, nie potrafi przemieniać się w wilka ani nietoperza, może za to dotykać krucyfiksów bez ryzyka poparzenia; jest tak słaby, że często porusza się na wózku inwalidzkim. Grany z przesadną, teatralną emfazą przez Udo Kiera wampir to nieporadny zrzęda, który nie jest w stanie funkcjonować bez ludzkiego sługi. Dracula w filmie Morrisseya nie ma w sobie nic z groźnego potwora – to raczej delikatny, nadwrażliwy arystokrata, a w istocie stara pierdoła i relikt przeszłości nieumiejący odnaleźć się w czasach współczesnych.

W tym miejscu dochodzimy do zaskakujących podtekstów politycznych Krwi dla Draculi. Oto bowiem parobek Mario deklaruje się jako marksista, który jest przekonany, że zapoczątkowana w Rosji rewolucja rozleje się wkrótce na resztę świata. Na długo przed tym, jak Dracula zostanie zdemaskowany jako prawdziwy wampir, Mario będzie nim gardził jako produktem archaicznej tradycji pogłębiającej nierówności społeczne. Dracula jest wampirem w sensie zarówno dosłownym, jak i metaforycznym: zapewnia sobie ciągłość egzystencji, wysysając krew przedstawicieli klas niższych. Osłabiony hrabia umiera, tak jak umiera jego grupa społeczna. Ironia polega na tym, że pogromca wampira, komunista Mario, nie jest wcale lepszy – to brutalny prostak, który gwałci czternastolatkę pod pretekstem jej ochrony. Czytelny symbol czerwonego upiora, który wymordował dziesiątki milionów ludzi ze wzniosłymi hasłami na ustach.

Można powiedzieć, że Morrissey pozostał wierny Stokerowi w sensie duchowym: tak jak oryginalny Dracula nie był tylko powieścią grozy, lecz wielopoziomową historią o miłości i jej braku, o samotności i śmierci, a także o rolach życiowych wynikających z pozycji społecznej i płci – tak Krew dla Draculi jest filmem z drugim dnem. Aby do niego dotrzeć, trzeba wytrzymać drewniane aktorstwo, obfite wymioty krwią („Krew tych kurew mnie zabija!”) i niedorzeczne rozwiązania fabularne (równoważone stylową scenografią i kostiumami). Trzeba również spojrzeć ponad konwencję erotycznego horroru z akcentami komediowymi (tzw. deadpan humor – komizm z kamienną twarzą) i dość nieoczekiwanym zwrotem w stronę estetyki gore w finale (jedną z postaci spotyka ten sam los, co Czarnego Rycerza w Montym Pythonie i Świętym Graalu). Wówczas okaże się, że film Morrisseya to coś więcej niż tylko pastisz.

Film dostępny w serwisie Flixclassic.pl.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA