search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SUPERBOHATERSKIE, które ZMIENIŁY HISTORIĘ gatunku

Filip Pęziński

16 lipca 2020

REKLAMA

Wonder Woman (2017)

Filmy superbohaterskie skoncentrowane wokół superbohaterki powstawały wcześniej. To niezaprzeczalny fakt, o czym świadczą takie tytuły jak Supergirl z 1984 roku czy mająca premierę dwadzieścia lat później Kobieta-Kot z Halle Berry w roli tytułowej. Były to jednak produkcje nieudane, kiepsko przyjęte, B-klasowe, które przez lata odstraszały śmiałków do zmierzenia się z ideą filmu superbohaterskiego z kobietą w roli głównej. Zmieniło się to w 2017 roku, kiedy DC, budując (dość nieporadnie, trzeba przyznać) swoje filmowe uniwersum, postawiło na film o wprowadzonej rok wcześniej w produkcji Batman v Superman: Świt sprawiedliwości postaci granej przez charyzmatyczną Gal Gadot. Wonder Woman dość chyba niespodziewanie zjednała sobie krytyków, zadowoliła fanów gatunku, ale też zarobiła dla Warnera bardzo uczciwe pieniądze, przełamując tym samym stereotyp mówiący o tym, że film o superbohaterce nie może się udać. I nie jest to wyssany z palca banał: Kevin Feige (główny producent Marvel Studios) przyznał, że sukces konkurencji dał im odwagę, by zrealizować Kapitan Marvel, a ledwie trzy lata później zauważyć możemy, że trzy największe produkcje superbohaterskie roku, to filmy jednoznacznie stawiające na tzw. girl power – Ptaki Nocy, Czarna Wdowa i w końcu sequel filmu z Gal Gadot w postaci Wonder Woman 1984.

Czarna Pantera (2018)

Ledwie rok po premierze Wonder Woman przyszedł czas na kolejne tabu – superbohaterski blockbuster oparty na czarnoskórej obsadzie. Mowa tu oczywiście o Czarnej Panterze Ryana Cooglera, ekranizacji klasycznego komiksu Marvela. Film natychmiastowo wywołał ogromne zainteresowanie. Mnóstwo znanych i cenionych ludzi światowego show-biznesu czuło się niemal w obowiązku, by obejrzeć najnowszą odsłonę Kinowego Uniwersum Marvela i dołączyć do rodzącego się fenomenu. Zewsząd płynęły niezwykle pozytywne recenzje, a kasy biletowe niemal uginały się od gotówki, którą zostały dzięki Czarnej Panterze napełnione. Triumfalny przemarsz filmu Cooglera został uhonorowany bezprecedensowym wyróżnieniem – produkcja została nominowana do Oscara w kategorii najlepszy film, co oczywiście uczyniło go pierwszym filmem superbohaterskim w historii, który walczył o najważniejszą nagrodę świata kina. Możemy gdybać, czy było to rzeczywiście podyktowane poziomem filmu (osobiście uważam, że produkcja nie zasłużyła na tak mocne wyróżnienie, ale też zawsze bronić będę filmu Cooglera jako rzeczy naprawdę ambitnie mierzącej się z gatunkiem kina superbohaterskiego), czy jednak chwilowym zachłyśnięciem się nad jego fenomenem lub chęcią odkupienia win w oczach czarnoskórej społeczności Ameryki. Fakt pozostaje faktem: Czarna Pantera jest do dziś jedynym filmem superbohaterskim z nominacją do Oscara w głównej kategorii (jeśli oczywiście nie zaliczymy do gatunku Jokera Todda Phillipsa, co jest materiałem na zupełnie inny tekst). Statuetka ostatecznie powędrowała do Green Book.

Avengers: Koniec gry (2019)

W zeszłym roku na ekranach kin podziwiać mogliśmy dwudziesty drugi odcinek serialu znanego jako Kinowe Uniwersum Marvela. Film braci Russo był zamknięciem dyptyku rozpoczętego przez Avengers: Wojnę bez granic, swoistym podsumowaniem dotychczasowej drogi Marvel Studios i zamknięciem wątków prowadzonych niekiedy przez ponad dekadę. Avengers: Koniec gry okazało się nie tylko spełnieniem najśmielszych marzeń fanów i ogromnym sukcesem komercyjnym, ale szybko zauważono, że produkcja dumnie kroczy przez światowy box office, konsekwentnie zbliżając się do jego szczytu. I tak w końcu (w nieco, trzeba przyznać, desperackim stylu, jeśli przypomnimy sobie ponowną dystrybucję filmu z kilkoma dodatkowymi minutami) zdetronizowała Avatara Jamesa Camerona, stając się najbardziej dochodowym filmem w historii kina. Nietrudno domyślić się, że tytuł ten po raz pierwszy przypadł produkcji superbohaterskiej, ale warto zauważyć, że doszło tu do czegoś jeszcze bardziej znaczącego – po raz pierwszy w historii najbardziej dochodowym filmem świata stał się tytuł absolutnie ekskluzywny. Taki, w którym – w opozycji do zamkniętych historii w postaci np. Titanica czy Avatara właśnie – do zrozumienia fabuły niezbędnym było śledzenie tego uniwersum przez ponad dziesięć lat. Ostatecznie zatriumfował zatem niezwykle odważny model ekranizowania przygód superbohaterów w dzielonym, rozpoczętym przez Avengers Jossa Whedona świecie. 

Postscriptum – czyli co dalej?

Dziesięć filmów. Długa droga od niepewnych prób przeniesienia tej amerykańskiej mitologii z kart komiksów na wielki ekran do absolutnego zwycięstwa, jakim niewątpliwie jest tytuł najbardziej dochodowego filmu w historii kina… I co dalej? Jak wspominałem w tekście, trudno mi wyobrazić sobie film superbohaterski, który zachwyciłby widzów równie mocno, co Mroczny Rycerz Christophera Nolana. Nie wydaje mi się też, żeby szybko (czy kiedykolwiek?) jakaś produkcja w tymże gatunku przebiła finansowy wynik Avengers: Końca gry braci Russo. W końcu niemożliwe – mimo że dalsza dywersyfikacja jest kierunkiem w pełni naturalnym i już np. przez Marvel Studios wyraźnie zapowiedzianym – stworzyć ponownie pierwszy superhit z superbohaterką w roli głównej, oparty na niebiałej obsadzie czy wprowadzający superbohaterów ze społeczności LGBT+. Kolejnym kamieniem milowym, który przychodzi mi do głowy, mogłoby być zdobycie Oscara w jednej z dwóch kategorii, które wzniosłyby gatunek na nowy poziom prestiżu: najlepszy scenariusz adaptowany lub najlepszy film. Ale czy to w ogóle możliwe?

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA