Uprowadzenie w reżyserii Roberta Liebermana to mrożący krew w żyłach film dotyczący porwania przez kosmitów. Produkcja ta powstała na podstawie książki Travisa Waltona z 1988 roku, w której to jej autor oraz główny bohater późniejszego filmu (grany przez D.B. Sweeneya) opisuje wydarzenia, jakie miały miejsce 5 listopada 1975 roku i przez kilka następnych dni. 5 listopada 1975 roku Travis Walton pracował bowiem wraz z sześcioma kumplami nad wycinką drzew w paśmie górskim White Mountains w Arizonie. Podczas powrotu do domu starym pickupem mężczyzn oślepiło ostre światło. Według Waltona światło pochodziło ze statku kosmicznego. Autor książki za bardzo zbliżył się do obiektu, co najprawdopodobniej uruchomiło system obronny statku. Wystrzelony promień uderzył w Waltona, co na tyle przeraziło pozostałych, że postanowili jak najszybciej zbiec z miejsca zdarzenia. Słuch po Travisie zaginął na najbliższe 5 dni, podczas których istoty z kosmicznego statku prowadziły na nim specjalistyczne badania. Chociaż Uprowadzenie to film oparty na faktach, dość poważnie ubarwia spotkanie Waltona z obcą inteligencją. Sam Travis jasno przyznał, że fabuła to nie dokument, więc nie ma twórcom za złe przerysowań i przekłamań. Jego historia do dziś uważana jest za wielką mistyfikację.
Do najpopularniejszych stworzeń wywodzących się z miejskich legend należy z pewnością potwór z Loch Ness czy np. Wielka Stopa. Mniej znanym monstrum, o którym między innymi opowiada film Przepowiednia, jest człowiek-ćma. To mierzące prawie 2 metry stworzenie ma ogromne czerwone oczy oraz twarz owada. Jego pochodzenie nie zostało wyjaśnione. Może być więc czymś z kosmosu, ale także efektem nieudanego eksperymentu wojskowego. Mimo że opowieść Marka Pellingtona osadzona została w roku 1990 roku, to jawnie odwołuje się ona do tragedii, jaka miała miejsce w grudniu 1967 roku. Zawalenie się mostu Silver Bridge to jedna z największych katastrof w historii USA. Śmierć poniosło w niej 46 osób. Chociaż oględziny i dochodzenie potwierdziły, że przyczyną tragedii była drobna usterka zawieszenia mostu, to jednak po spopularyzowaniu przez Johna Keela w 1970 roku legendy człowieka-ćmy ludzie zaczęli wierzyć, że to właśnie to zagadkowe stworzenie stoi za nieszczęściem mieszkańców Point Pleasant. Pikanterii całej historii dodaje „fakt”, że człowieka-ćmę widziano w miasteczku już od 1966 roku. Dodatkowo kilka osób ocalałych z katastrofy mostu uważa, iż na Silver Bridge również unosiła się ciemna, prawie dwumetrowa postać ze skrzydłami.
Chociaż od premiery i zarazem mojego pierwszego spotkania z Dystryktem 9 Neilla Blomkampa minęło już 12 lat, to wciąż nie potrafię się zdecydować, jak ocenić ten tytuł. Z jednej strony bowiem bardzo doceniam oryginalność i kreatywność punktu wyjściowego debiutu fabularnego urodzonego w Johannesburgu reżysera. Z drugiej zaś trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że 30 milionów dolarów, które wyłożył na powstanie tego filmu Peter Jackson, spowodowały, że Blomkamp nierzadko, zwłaszcza w scenach akcji, ucieka się do sztampy. Mimo że daleko mi więc do nazywania Dystryktu 9 Łowcą androidów końca I dekady XXI wieku (jak zrobili to niektórzy krytycy), to nie potrafię odmówić Neillowi Blomkampowi odwagi, jaką posłużył się, rozwijając swoją krótkometrażówkę Alive in Joburg, przemycając do debiutu fabularnego z poważnym już budżetem niewygodne treści ksenofobiczne. Dystrykt 9 to przecież w dużej mierze opowieść o tolerancji i nietolerancji, o empatii, zrozumieniu i współczuciu. Decydując się na wywrócenie do góry nogami dominującego w kinie science fiction motywu obcych jako istot przewyższających pod właściwie każdym względem ludzi i osadzając akcję filmu w RPA, Blomkamp posługuje się ostrzem ironii w celu skrytykowania ideologii apartheidu. Tytułowy Dystrykt 9 odwołuje się zatem do Dystryktu Szóstego w Kapsztadzie, który w latach 60. XX wieku „oczyszczono” z wszystkich niebiałych mieszkańców. Ludzie ci zostali eksmitowani i przeniesieni daleko poza miasto do Cape Flats.
Inwazja: Bitwa o Los Angeles to świadomy kolaż klisz i schematów zaczerpniętych z kina akcji, wojennego i science fiction. Szkoda tylko, że wspomniana świadomość twórców tak naprawdę do niczego odbiorców nie prowadzi. Zdecydowanie ciekawsze niż sam film są prawdziwe wydarzenia, którymi został rzekomo zainspirowany. Chodzi o wydarzenia z 25 lutego 1942 roku nazwanymi bitwą o Los Angeles. Po ataku na Pearl Harbor USA przystąpiły do wojny przeciwko państwom Osi. Decyzja ta wywołała niemały popłoch wśród Amerykanów, którzy obawiali się ataków Japończyków na największe miasta ich kraju. Strach, niepewność i bezbronność przemieniły się w jedną z najbardziej kuriozalnych bitew II wojny światowej. Brały w niej bowiem udział najpewniej tylko wojska amerykańskie. Co spowodowało strzelaninę na niebie nad Los Angeles? To najpewniej połączenie wspomnianej niepewności i bezbronności z błędnym odczytem z radarów. Japończycy nigdy nie potwierdzili, że w tamtym dniu ich samoloty znajdowały się nad Miastem Aniołów. Wygląda więc na to, że był to albo zbiorowy miraż, albo przelot statków istot pozaziemskich.
Znacie inne filmy science fiction zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!