search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SCIENCE FICTION, od których nie można się ODERWAĆ

Odys Korczyński

2 kwietnia 2020

REKLAMA

Terminator 2: Dzień sądu (1991), reż. James Cameron

Dobrze się stało, że Arnold Schwarzenegger został pozytywnym terminatorem. Chociaż jego rola w pierwszej części okazała się dla jego kariery legendarna, to właśnie zmiana z negatywnego na pozytywnego bohatera przyniosła mu kilkudziesięcioletnią popularność pośród milionów widzów, która będzie trwała jako kultowa długo po jego śmierci. Sądzę, że każdy kinoman, a równocześnie zjadacz popkultury, zna Terminatora: Dzień sądu na pamięć, a mimo to ciągle chce go oglądać, chociażby dla tekstów Schwarzeneggera. Dlaczego? Kluczem jest uczłowieczony Terminator oraz idealnie dopasowany do postaci robota Arnie. Bez wątpienia w historii kina nie było drugiego takiego blaszaka, z którym tak doskonale charakterologicznie zgrałby się aktor, szczęśliwie wykorzystując swój grubo ciosany styl odtwarzania postaci filmowych, wynikający ze swojego artystycznego niedoświadczenia. Dzisiaj, po 30 latach, Schwarzenegger ciągle gra Terminatora, a jego dramatyczna grubokościstość nabrała kilku dodatkowych odcieni szarości.

Matrix (1999), reż. Lilly i Lana Wachowski

Gdyby nie starożytna filozofia grecka, a potem Philip K. Dick, pewnie Matrix by nie powstał. Pomysł Wachowskich nie jest zatem ani odkrywczy, ani przede wszystkim nowy, za to jego realizacja jest obłędna i nadal taka pozostaje. Może kiedy minie jeszcze z 20 lub 30 lat, ktoś odważy się zrobić remake. Póki co jednak byłby to karkołomny pomysł, ponieważ Matrix jeszcze się nie zestarzał. Jest wiele elementów, z powodu których da się Matrixa oglądać bez końca, a także podczas każdego seansu ciężko robić coś innego, np. gotować. Jest sporo filmów, które mogą służyć jako tło do różnych czynności i widz nic nie traci. W przypadku Matrixa tak nie jest – przynajmniej w moim przypadku. Próbowałem, kiedy był nadawany w telewizji, np. robić coś innego: czytać, gotować, pisać, grać, ale co chwilę przerywałem aktualnie wykonywaną czynność i wciągałem się w akcję. Takie zajęcia jak gotowanie czy czytanie z pewnością na takich przerwach mogą ucierpieć. Akcja Matrixa jest tak skonstruowana, że nie znosi konkurencji.

Avengers: Wojna bez granic (2018), reż. Anthony i Joe Russo

Długo nie mogłem się przekonać do Marvelowskiego MCU i serii Avengers, głównie przez Hollywoodzki patos oraz szablonowe postaci niektórych superbohaterów, którzy są członkami grupy Avengers i jak na złość nie chcą umrzeć. Pewną zmianę w moim podejściu wniosła Wojna bez granic, ponieważ niemal jak powiew świeżości w całym wszechświecie zjawił się Thanos. Ze względu na jego postać, i może trochę Iron Mana, stałem się fanem tej części sagi. Niezmiernie mnie też ucieszył i przepełnił nadzieją koniec filmu, kiedy nareszcie Marvelowskie uniwersum się nieco przewietrzyło i umarli ci superbohaterowie, którzy nieprzerwanie stali mi na drodze. Za cenę dezintegracji Spider-Mana zaakceptowałem nawet obecność Kapitana Ameryki z całą tą jego kapitalistyczną, górnolotną otoczką. Niestety moja radość ze spokoju w galaktyce i pięknego wschodu słońca, którego promienie odbijają się na twarzy Thanosa, nie trwała długo. Marvel nie byłby sobą, gdyby w niesprawiedliwy dla intelektu widza sposób nie przywrócił Spider-Mana do życia. Niemniej Avengers: Wojna bez granic zawsze przykuwa mnie do ekranu, żebym mógł podziwiać nietuzinkowe sposoby zdobywania kamieni nieskończoności przez Thanosa.

Platforma (2019), reż. Galder Gaztelu-Urrutia

Przyznaję, że nieco się ociągałem, żeby obejrzeć tę hiszpańskojęzyczną wersję Cube, gdyż powstało już sporo filmowych kopii opartych na podobnej zasadzie i żadna z nich nie dorównywała pierwowzorowi. W końcu jednak zmobilizowałem się, żeby zobaczyć chociaż fragment, i do samego końca nie wyłączyłem telewizora. Porównanie do Cube nie oddaje w najmniejszym stopniu charakteru i sensu Platformy. Krytycy zapewne zarzucą filmowi zbyt jawne wygłaszanie socjalistycznych haseł – dzisiaj są nazywane lewackimi przez katonarodowe środowiska. Nic takiego się nie wydarzyło, ponieważ europejscy filmowcy potrafią mówić o sprawach ważnych i wielkich ze skromnością oraz, co najważniejsze, bez patosu. Świat zaprezentowany w Platformie, tak wizualnie prosty i enigmatyczny, jest inteligentnym przyczynkiem dla świadomości, żeby po swojemu odpowiedziała sobie na wszystkie postawione w filmie pytania, a zaręczam, że odpowiedzi twórcy podają niewiele. Ciekawe, czy też tak mieliście – im więcej poziomów zaliczają bohaterowie, tym bardziej cała historia wciąga, a ciekawość, co dzieje się niżej, nie daje spokoju.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA