search
REKLAMA
Zestawienie

FILMY o SERYJNYCH MORDERCACH, które POWINIENEŚ ZNAĆ

Szymon Skowroński

16 marca 2019

REKLAMA

Angst, reż. Gerald Kargl

Zaledwie trzydziestoletni Kargl nakręcił w 1983 swój jedyny film fabularny, a potem zniknął ze świata kina niczym kamfora, by oddać się realizacji reklamówek i filmów edukacyjnych. Reżyser pozostawił zatem po sobie niewielki dorobek, ale za to jaki! Angst to przykład bezkompromisowego, kontrowersyjnego, eksperymentalnego filmu, który zrobi wrażenie nawet na największych znawcach i miłośnikach ekranowej grozy. Co ciekawe, współautorem scenariusza i operatorem zdjęć jest wybitny polski twórca, Zbigniew Rybczyński. Filmowa historia dotyczy beznadziejnego przypadku mordercy, który ledwo po opuszczeniu więzienia planuje kolejną zbrodnię. Na swoje ofiary wybiera rodzinę zamieszkującą dom na odludziu. Widmo bezsensownej śmierci unosi się nad nimi od momentu włamania do rezydencji, jednak strata życia będzie w tym przypadku niemal wybawieniem od tego, co spotka ich tuż przed końcem… filmowy morderca został oparty na prawdziwej postaci Wernera Knieska, austriackiego mordercy, którego zbrodnie wstrząsnęły krajem i wywołały dyskusję na temat systemu więziennictwa. Kniesek, tak jak i K., czyli jego filmowe alter ego, lubował się w torturowaniu i psychicznym dręczeniu swoich ofiar przed śmiercią. Kargl i Rybczyński pokazują ten proces z precyzją i dokładnością, a praca kamery idealnie oddaje psychiczny stan bohatera. Dla realizmu do zdjęć używano świńskiej krwi zamiast sztucznego preparatu, a aktor Erwin Leder nalegał, by naprawdę rozbić szybę swoją pięścią. Angst to jeden z tych filmów, które mogą zrobić kolosalne wrażenie, ale obejrzenie ich po raz drugi może nie być najlepszym wyborem… co ciekawe, inny kontrowersyjny reżyser, Gaspar Noé, jest wielkim fanem obrazu i obejrzał go ponad czterdzieści razy. Autorem muzyki do filmu jest Klaus Schulze, jeden z pionierów muzyki elektronicznej, współzałożyciel legendarnego zespołu Tangerine Dream.

Henry: Portret seryjnego mordercy, reż. John McNaughton

Spider-Man

Jest w historii kilku aktorów, którzy urodzili się, by zagrać jedną rolę, a cała pozostała kariera jest jedynie dodatkiem do tego występu. Michael Rooker został stworzony po to, by zadebiutować w roli Henry’ego, a potem zostać charakterystycznym aktorem drugiego planu. Jednak to, czego dokonał w filmie Johna McNaughtona, to istna maestria. Jego bohater jest zły. Tak po prostu, ale też – doszczętnie. Reżyser i aktor ani przez chwilę nie próbują uczłowieczyć jego postaci, nie chcą też zrobić z niego fascynującego czarnego charakteru, jak to miało miejsce później chociażby w Milczeniu owiec czy serialu Dexter. Henry Lee Lucas to zwichnięty człowiek, którego emocje i sposób myślenia pozostają nieodgadnione. Brak u niego afektu, uczucia odpowiedzialności lub nawet świadomości tego, że to, co robi, jest złe. Skupia się jedynie na sobie, doskonale kłamie i manipuluje. Dokładnie tak zachowują się prawdziwi psychopaci i pod tym względem Henry… jest jednym z najbardziej naturalistycznych obrazów w tematyce. Ze względu na ogromne porcje okrucieństwa film został zakazany w wielu krajach, a z uwagi na formę kina gatunkowego, konkretnie: thrillera, krytyka nie obeszła się z nim najlepiej. Ale nie dajcie się zwieść: dzieło McNaughtona ogląda się ciężko, ale jest to seans z wszech miar satysfakcjonujący. Przez kilka chwil pozwala nam zbliżyć się do istoty problemu bez konieczności kontaktu z prawdziwym psychopatą. Po raz kolejny podkreślam niesamowitą rolę Michaela Rookera, a film polecam zarówno fanom kina grozy, jak i psychologom. Henry to ciekawy przypadek do badania. Aha – i istniał naprawdę… Prawdziwy Lucas przyznał się do zamordowania wielu osób, a potem odwoływał swoje zeznania. Policji udało się udowodnić część morderstw, za co Lucas został skazany na karę śmierci. Nie doczekał jej – zmarł na atak serca w 2001 roku.

REKLAMA