Przystojny, czarujący, inteligentny, oczytany, seryjny morderca, gwałciciel, nekrofil. Taki właśnie był Ted Bundy, ukochany bohater popkultury. Życiorys tego człowieka to istny rollecoaster i pokaz spektrum gatunku ludzkiego, który jest zdolny do wielu rzeczy – tych dobrych i tych złych. W 1971 Bundy pracuje jako konsultant w telefonicznym ośrodku pomocy dla osób rozważających samobójstwo. Jego koleżanki i koledzy z pracy widzą w nim człowieka ciepłego, pomocnego, empatycznego. Osiemnaście lat później Ted zostaje stracony na krześle za serię gwałtów i zabójstw, których charakter należy do najokrutniejszych i najdziwaczniejszych. To, co zdarzyło się w ciągu tych osiemnastu lat, do dziś frapuje naukowców, psychologów kryminalnych, a także zwykłych ludzi, którzy na myśl o morderstwie wzdrygają się, a na myśl o serii brutalnych morderstw robi im się niedobrze. Działalność Teda obszernie, ale niezbyt szczegółowo w kontekście samych aktów przemocy, opisuje film z 1986 roku – a więc nakręcony jeszcze przed wykonaniem wyroku. Trzygodzinna telewizyjna produkcja siłą rzeczy jest wykastrowana ze scen przemocy i obrazów bestialstwa, ale wiernie i dokładnie oddaje metody działania mordercy i pokazuje, jak wielkim zaufaniem i sympatią obdarzali go nieznajomi, a zwłaszcza – nieznajome. Nieświadome zagrożenia kobiety widziały w Bundym przystojnego chłopaka, któremu trudno się oprzeć. Wizerunku Bundy’emu użyczył Mark Harmon, który doskonale spisał się w roli i oddał charyzmę i urok bestialskiego mordercy.
Niski budżet, debiutujący w pełnym metrażu reżyser i… zaskakująco dobry produkt końcowy. Nocny strażnik nie próbuje niczego innego, jak tylko być klimatycznym thrillerem ocierającym się o horror. Główny bohater zatrudnia się jako strażnik w kostnicy, a jego dyżury przypadają na godziny, uwaga – nocne. Tymczasem w mieście zaczyna grasować seryjny morderca. Dania stoi kinowymi psycholami, ale Bornedal postawił na czystą rozrywkę, omijając psyschodramę, a dostarczając gatunkową perełkę. Klimat jest tak gęsty, że trudno się nie spocić podczas seansu. Film w znacznym stopniu operuje ogranymi chwytami, ale robi to z doskonałym wyczuciem. Scenografia i nocne ujęcia dopełniają całości. W filmie zagrali Nikolaj Coster Waldau i Kim Bodnia. Ten pierwszy jest dziś doskonale znany z występu w Grze o tron, a ten drugi kilka lat później stworzył niezapomnianą kreację narkotykowego dilera w Pusherze Nicolasa Windinga-Refna. Debiut Bornedala spodobał się też w Stanach Zjednoczonych na tyle, że reżysera poproszono o zrobienie anglojęzycznego remake’u. Upewnijcie się więc, że oglądacie dobrą wersję filmu.