search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy MĄDRZEJSZE, niż nam się WYDAWAŁO

Odys Korczyński

8 lutego 2021

REKLAMA
Czyli tak naprawdę filmy, które zyskują wraz z mijającym czasem. Zaczynamy patrzeć na nie przychylniej, często także więcej z nich rozumiemy, gdyż albo zwiększył się zakres naszej wiedzy, pogłębiła wrażliwość, albo po prostu zmienił gust. Przyczyny mogą być również bardziej prozaiczne – podczas pierwszego seansu nie zauważyliśmy jakichś istotnych elementów. Mija więc trochę czasu, gdzieś przypadkiem znów natrafiamy na wcześniej niezbyt pozytywnie oceniony tytuł, aż tu nagle okazuje się, że wydaje się nam on teraz o wiele mniej głupi, a nawet całkiem mądry. Nie powinniśmy się dziwić. Tak bywa z percepcją wszelkiej sztuki. Zmienia się ona w czasie. Oczywiście są jakieś granice tych zmian – rzadko kiedy zupełny kicz nagle przemieni się w naszych oczach w genialne dzieło.

Nie lada wyzwaniem było więc zamknąć listę w 10 pozycjach. Trudno także spodziewać się, że będzie ona wyglądać tak samo u innych miłośników kina, chociaż i tak znalazło się na niej kilka pozycji, które w sensie bardziej obiektywnym są niedoceniane przez widzów. Stało się tak z przeróżnych względów. Czas miał tu mniejsze znaczenie, większe zaś na przykład niedoróbki produkcyjne albo zła gra aktorska. Potencjał jednak zawsze da się zauważyć, co szczególnie widoczne jest w całej twórczości Juliusza Machulskiego. Co do zaś sióstr Wachowskich i Andrzeja Żuławskiego, nie ma już takiej dysproporcji między jakością scenariusza a jakością produkcji, jakkolwiek byśmy dane tytuły ocenili.

Torturowani (2010), reż. Robert Lieberman

Widać, że reżyser chciał pójść w stronę kina eksploatacji, jednak zabrakło mu odwagi, żeby ostatecznie puścić wodze dobrego smaku. Są takie momenty w produkcji, że widz faktycznie czuje się zamknięty w dusznym pomieszczeniu, jak ofiara Craiga i Elise w masce przeciwgazowej. Nie wie, po co na ekranie pojawiają się wszystkie te tortury. Racjonalnie wiadomo, że chodzi o zemstę za zamordowanie dziecka, ale emocjonalnie film wydaje się mimo wszystko dość zwykły, płaski w swojej brutalności. Ot, kolejny przestępca, tym razem złapany przez rodziców, a nie policję. I to oni dokonują na nim samosądu. Tak się wydaje, kiedy patrzymy na Torturowanych jak na historię, w której to ofiary wymierzają przestępcy tzw. społecznie pojętą sprawiedliwość, potem włącza się policja i następuje standardowe wyjaśnienie. Kiedy jednak spojrzymy na sytuację od strony rodziców, zrozumiemy, że to na nich wykonuje się sąd. Po śmierci dziecka, torturując człowieka, sami ulegają torturom. Prowadzą je z maniakalną dokładnością, nie wiedząc o tym. To odwrócenie perspektywy czyni Torturowanych niezwykle przewrotnym filmem, jeśli tylko pominiemy zakończenie. Przy czym nie mam na myśli owej fabularnej pomyłki. Niepotrzebnie reżyser pozwolił głównym postaciom na wydostanie się z wąskich, dusznych garażowych planów, wprowadził postaci z zewnątrz i rozbił całą atmosferę. Mimo wszystko doceńmy film za wiwisekcyjne ukazanie podwójnej kary, jaka spotyka rodziców po śmierci Benjamina.

Matrix Reaktywacja (2003), reż. Lilly i Lana Wachowskie

Nie dajmy się wyprowadzić w pole przez siostry Wachowskie. Matrix Reaktywacja służył do zaprojektowania i wcielenia w życie zamieszania, celowo oszukującego widza, przed kulminacją podróży Neo w Matrixie Rewolucjach. Sam dałem się wywieść w pole sceną z Architektem, spokojnym, udającym Boga zaprogramowanym dziadkiem. Uwierzyłem w jego tłumaczenia i sugestywne bajania o kole wiecznych powrotów, któremu Matrix również uległ. Powinien, jeśli jest częścią fluktuującego wszechświata. A jednak nie w przekonaniu Wachowskich. Kto by się spodziewał, jak się cała saga zakończy. W tym tkwi potęga koncepcji twórców. Sprowokować widzów, żeby zachwycili się pierwszą częścią, następnie zawiedli drugą, żeby ponownie odnaleźć się w ustabilizowanej ścieżce narracyjnej finału trylogii. Nie zawartość treściowa więc, jak w większości tutaj zestawionych tytułów, zdecydowała o wartości produkcji, a jej ogólnie pojęta funkcja w misternym planie sióstr Wachowskich.

Kobieta-Kot (2004), reż. Pitof

Zgadzam się z tymi, którzy zawiedli się na warstwie wizualnej Kobiety-Kota. Ale mam wątpliwości, czy po Pitofie można się było spodziewać czegoś o wiele lepszego, zwłaszcza w 2004 roku? Zastanawiam się również, czy gdyby owe tak powszechnie krytykowane efekty specjalne były na poziomie chociażby Spider-Mana Sama Raimiego, to czy krytycy nagle przestaliby tak zajadle rzucać się na scenariusz Kobiety-Kota. W myśl zasady, że agresja wobec części niejednokrotnie rodzi irracjonalną agresję wobec całości, podejrzewam, że film Pitofa padł ofiarą zawodu stylem estetycznym. Krytyka scenariusza nastąpiła już niejako automatycznie. Gdyby tak obiektywnie podejść do tematu, należałoby zarzucić płytkość większości produkcji z superbohaterami. Zawsze powtarza się jeden schemat – zagubiony w sobie, nieakceptowany, samotny i słaby fizycznie bohater nagle dostaje szansę stania się herosem. Może odegrać się na prześladowcach, ale i uratować świat przed zagładą. Nie inaczej jest z Kobietą-Kotem. Wszystko trzyma się schematu. Może nieco zawodzi antagonistka (Sharon Stone) – można było nad nią lepiej popracować i wzmocnić jej supermoce. Skoro jednak nie widać większych różnic w głównych punktach scenariusza między Kobietą-Kotem a na przykład Spider-Manem, a Spider-Man wcale nie jest tak maniakalnie krytykowany, logicznie oznacza to tylko, że Kobieta-Kot jest mądrzejszą produkcją, niż się nam – a zwłaszcza recenzentom – wydawało.

Ambassada (2013), reż. Juliusz Machulski

Od lat jestem przekonany, że gdy idzie o potencjał, Juliusz Machulski to jeden z najbardziej zmarnowanych polskich – a może nawet i europejskich – reżyserów. Pomysły w jego filmach są należą do tych lepszych w historii kina w ogóle, niestety dosłownie żaden nie znalazł odpowiedniej oprawy technicznej, gdyż są to fabuły wyjątkowo niedostosowane do polskiej kinematografii. Może w ostatnich 10 latach faktycznie coś zaczęło się zmieniać, ale jesteśmy jeszcze bardzo daleko od jakości filmów z Fabryki Snów. Tylko że gdyby powierzyć Hollywood jakąś historię Machulskiego do nakręcenia, co mogłoby się stać z tak wychwalaną jakością opowieści? Podobnie jest z Ambassadą. Odnoszę wrażenie, że krytycy dostrzegają jedynie koszmarną grę aktorską odtwórców ról dwójki głównych bohaterów i niedopracowanie techniczne polegające na ograniczeniu planu filmowego do jednego budynku, z bardzo oszczędnym ze względu na koszty wyprowadzaniem postaci na zewnątrz. Mam takie same zastrzeżenia, jednak nie mogę pominąć jakże świetnie przygodowo napisanej historii. Co by było, gdyby znaleźć międzywymiarowy portal do III Rzeszy? Jak poradzić sobie z Hitlerem przeniesionym do naszych czasów? Wiem, że takie pomysły już były, na przykład w niemieckim filmie On wrócił Davida Wnendta, jednak polskie wydanie tych przenosin w czasie ma nieco inny charakter. Owszem, ciągle jest komediowe, ale Hitler nie zamienia się w komika, wciąż pozostaje negatywną, straszną postacią, a główni bohaterowie muszą z nim walczyć niczym Indiana Jones, Allan Quatermain czy Lara Croft. Machulski w Ambassadzie znakomicie wyczuł, czym jest kino Nowej Przygody, chociaż zabrakło środków technicznych i pomysłu stylistycznego, jak nam, widzom, tę genialność opowieści pokazać.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/