Filmowy profiler #18. Travis Bickle. Taksówkarz
Travis Bickle
Motywacje Travisa są luźno oparte na historii niejakiego Arthura Bremera – on również prowadził skrupulatne zapiski w dzienniku. W 1972 roku Bremer podjął próbę zamachu na gubernatora George’a Wallace’a, raniąc też trzech przypadkowych przechodniów. Sam Wallace został sparaliżowany od pasa w dół. Bremer miał życie nieciekawe, ale też nie jakoś wyjątkowo dramatyczne – był zdolny, mógł studiować i mieć przyszłość. Nie potrafił jednak nawiązać kontaktu z rówieśnikami i w rezultacie cierpiał z powodu społecznej izolacji. Nie dojrzał zatem emocjonalnie w wystarczającym stopniu i to przyczyniło się do rozpadu jego krótkiego związku z szesnastoletnią Joan Pimrich. Joan nie podobały się jego ciągłe seksualne aluzje i upodobanie do szokowania jej pornograficznymi zdjęciami, czuła się też zawstydzona, kiedy nie potrafił odpowiednio się zachować w miejscach publicznych. Po rozstaniu Bremer prześladował Joan, wydzwaniał do niej i śledził ją, a w końcu ogolił sobie głowę, by zamanifestować “emocjonalną pustkę”, której doświadczał. Po aresztowaniu Bremera Joan wyraziła publicznie zdumienie, deklarując, że nigdy nie był człowiekiem gwałtownym i w najmniejszym stopniu nie interesował się polityką. Bremer zaś po prostu chciał w końcu dokonać czegoś spektakularnego, aby nikt nie odważył się go więcej lekceważyć i ośmieszać.
Kiedy Taksówkarz trafił na ekrany, John Hinckley Jr. popadł w obsesję na punkcie filmu, a przede wszystkim grającej w nim Jodie Foster. Wielokrotnie próbował nawiązać z nią kontakt, nawet zapisał się na kursy w Yale, gdzie wówczas studiowała, podrzucał Foster liściki i poematy pod drzwiami, wszystko jednak bezskutecznie. Zaczął zatem fantazjować o czymś bardziej dramatycznym: uprowadzeniu samolotu, popełnieniu samobójstwa na jej oczach… W końcu uświadomił sobie, że przecież jego ukochany film jest tu najlepszym źródłem inspiracji! Polityka interesowała go średnio, ale mordując prezydenta, jak sądził, wpisałby się na stałe na karty historii, tym samym dorównując Jodie znaczeniem. Po zamachu na Ronalda Reagana w 1981 roku – prezydent ledwo uszedł wtedy z życiem – trafił do zakładu zamkniętego, który opuścił we wrześniu 2016 roku. Ponoć jest wyleczony i nie stanowi zagrożenia.
Podobne wpisy
Więc dlaczego, u licha ciężkiego, na drugiej randce zabrał ją na film erotyczny?!
Przyczyny mogą tu być dwie. Niewykluczone zresztą, że obie słuszne. Po pierwsze, Travis jest ewidentnie nie do końca przystosowany społecznie. Ma pewne problemy z określeniem tego, co wypada, co należy. Jego dowcip jest raczej hermetyczny, znajomość popularnej kultury i wydarzeń społecznych nikła. Nie jest mistrzem lekkiego dialogu i zazwyczaj popełnia jakieś gafy, źle oceniając sytuację. Po drugie, jak wynika z monologu wygłoszonego w obecności kandydującego na prezydenta senatora Palantine’a (“Prezydent powinien oczyścić to miasto…”), Travis wkracza już powoli w etap formułowania swojego manifestu. Świadomie jeszcze temu zaprzecza, podświadomie natomiast zaczyna zakładać, że wszystko wokół jest brudne i podatne na deprawację, łącznie z nim samym i anielską Betsy.
Jego agresja narasta, wściekłość osiąga powoli punkt krytyczny. Wchodzi na kurs kolizyjny, prowadzący do destrukcji – ale i do autodestrukcji również. Innymi słowy Travis sabotuje to, co mogło być w jego życiu ożywcze, dobre i perspektywiczne, ponieważ wprawdzie nie podjął jeszcze działań, ale już przekroczył granicę, przed którą mógł się wycofać. Próbuje się jeszcze bronić, ale Betsy odrzuca jego próby oczyszczenia atmosfery. Bickle w ten sposób zyskuje tylko potwierdzenie: ona jest taka jak wszyscy. Dokładnie taka sama. U kumpla też nie znajduje zrozumienia, bo “wszystko będzie w porządku” to nie dobra rada, raczej objaw totalnego lekceważenia. Czara goryczy się przelewa. Travis wyrusza na krucjatę.
Tak zaczynają się najsłynniejsze sekwencje filmu: ćwiczenie kondycji, kupowanie broni, ogolenie głowy na irokeza i absolutnie kultowe You talkin’ to me?. Partnerem dla Travisa jest już w tym momencie wyłącznie on sam. Jak każdy człowiek, będący, czy tego chce czy nie, istotą społeczną, Bickle pragnie być częścią grupy, wchodzić w interakcje z innymi. Widzi te interakcje wszędzie wokół, ba, niejednokrotnie budzą w nim wstręt i sprzeciw, ale pozostaje poza nawiasem i boli go to. Stworzony do samotności, samotny od zawsze, God’s Lonely Man.
Paradoksalnie jednak jest w tym okresie pogodniejszy, spokojniejszy i w dużo lepszym nastroju, niż był od miesięcy. To poniekąd syndrom samobójcy: kiedy już decyzja została ostatecznie podjęta, planujący ten desperacki krok rozluźniają się i czują naprawdę dobrze. Dlatego po fakcie ich bliscy bywają tak zszokowani: przecież wszystko grało, jak to możliwe? Travis liczy się z tym, że właśnie wybrał się na misję samobójczą. Być może nawet tego pragnie.
W tym “przygotowawczym” okresie kluczowa dla Travisa staje się postać Iris, dziecięcej prostytutki bezlitośnie wykorzystywanej przez alfonsa Sporta. Powiedzenie, że Iris “uratowała” Bickle’a przed nim samym, zawracając go z niebezpiecznej ścieżki i dając mu nowy i szlachetny cel, byłoby oczywiście nadużyciem. Ślepy los i przypadek miały tu więcej wpływu.
Niemniej jest dla niego ważna. Przede wszystkim dostrzega w niej tę niewinność i czystość, której wypatruje, obecne pomimo brudu, w którym na co dzień tkwi. Jest ponadto szansa, by zdołała ją zachować, oczywiście jeśli uda jej się uciec, inaczej machina w końcu ją przemieli i zostawi strzęp człowieka. Travis dobrze Iris zapamiętał, ponieważ tak mało brakowało, a poprosiłaby go o pomoc w tę noc, gdy uciekając przed Sportem, wsiadła do jego taksówki. Nie zrobiła tego, oczywiście, ale zauważyła go, był jej szansą, był w tym momencie dla niej ważny. Chce być dla niej ważny, bo chce być po prostu ważny dla kogoś. Zapomniał już, jak to jest, lekceważony od tak dawna. A ona słucha jego słów. Może jego argumenty trafiają do niej z opóźnieniem, ale jednak trafiają. Przemyślała to, co powiedział, było to dla niej istotne. Już tylko z tego powodu jest warta tego, by ją uratować, choćby wbrew niej samej. I tak, dzięki zrządzeniu losu i dzięki Iris, Travis Bickle przeobraża się z zamachowca w bohatera.
Niektórzy krytycy doszukiwali się w ostatnich pięciu minutach filmu drugiego dna, spekulując, czy wybuch uznania wokół Travisa, jego status bohatera w oczach opinii publicznej i nawet pogodzenie się z Betsy nie jest przypadkiem przedśmiertnym rojeniem gasnącego umysłu. Dla innych to wyraz ironii losu, że mściciel przepełniony taką niechęcią wobec świata staje się ulubieńcem miasta, podczas gdy niewiele przecież brakowało, by stał się publicznym wrogiem numer jeden, jak Hinckley Jr. czy Lee Harvey Oswald.
Wedle Scorsesego i Schradera zamierzenie było inne. To rzeczywistość, nie sen, ale rzecz polega na tym, że Bickle nie został uzdrowiony. Jego akt heroizmu nie wyprowadził go na czyste wody, nie zaleczył ran, nie naprawił sytuacji. Pozostaje wciąż ludzką bombą, która prędzej czy później wybuchnie i tak będzie bez końca, aż w końcu doprowadzi go do samounicestwienia. Ten wybuch aprobującego entuzjazmu to dla Travisa tylko dowód, że z tym miastem jest coś bardzo, bardzo nie tak. Ostatnia scena, mówi Schrader, symbolizuje przewinięcie taśmy do początku filmu. Travis startuje z punktu zero i zmierza do tych samych wniosków i tych samych działań. Raz za razem. Taki już los kogoś, kto sam siebie nazywa God’s Lonely Man.
korekta: Kornelia Farynowska