FANTASTYCZNY KOLEŚ Z GWIAZD. 5 najlepszych ról Jeffa Bridgesa
2. Jack Lucas, Fisher King (1991), reż. Terry Gilliam
Jeszcze zanim bracia Coen zdecydowali się wykorzystać wrodzoną Jeffowi nonszalancję, efektownie zrobił to Terry Gilliam. Może nawet słowo „efektownie” do końca nie oddaje osiągnięcia reżysera w wykorzystaniu Bridgesa. Z jednej strony postać Jacka Lucasa jest podobnie lekkoduszna, co Lebowskiego. Z drugiej znacznie bardziej ukierunkowana i uformowana moralnie, i to negatywnie w stosunku do otoczenia, przynajmniej na początku. Gilliam wprowadził znacznie więcej światłocienia etycznego, znaków zapytania, dwuznaczności niż Coenowie, co sprawiło, że Bridges przestał być filmowym klaunem (tę rolę przejął Robin Williams). Mimo to wystarczyło także miejsca dla abstrakcyjnej fantazji. Jack Lucas jako Jeff Bridges mógłby z powodzeniem być Jeffem Bridgesem jako Jackiem Lucasem. Owa wymienność aktora z odgrywanym przez siebie bohaterem zdarza się nieczęsto, natomiast u Gilliama doświadczam jej prawie że regularnie. Kim więc nietypowym jest Bridges/Lucas? Jak zwykle ma długie włosy, wymięte ubranie, za dużo pije, mówi od niechcenia, łatwo wpada w konflikt ze światem, ze sobą już od dawna toczy zaciętą wojnę, z kobietami mu nie wychodzi, nie ma makijażu ani zdigitalizowanej maski. Jest naturalny, chociaż odgrywa kogoś zupełnie mu obcego, w sensie, że się nigdy w rzeczywistości nie poznali z Lucasem. Mimo to Bridges wpasował się w surrealistyczny klimat narracji Gilliama. Przeszedł filmową konwersję z dupka w człowieka, który jest zdolny do humanistycznego poświęcenia dla bezdomnego i wariata. Rzemieślnik aktorski z Bridgesa więc doskonały, chociaż jeszcze musiało upłynąć trochę lat, zanim…
1. Rooster Cogburn, Prawdziwe męstwo (2010), reż. Ethan Coen, Joel Coen
Podobne wpisy
…osiągnął aktorską dojrzałość, i to właśnie u braci Coen, rzecz jasna. Opinii na ten temat będzie pewnie niezła mnogość. Będę się jednak trzymał swojej. Prawdziwe męstwo zachwyciło mnie w 2011 roku, kiedy byłem na premierze i ciągle wywołuje podobne wrażenia. Jednakowoż mam świadomość, że aż tak dobrze mogłoby nie być bez niepowtarzalnej kreacji Bridgesa. Klasa aktora ujawnia się wtedy, gdy po latach grania i udawania pięknego i sprawnego przychodzi nareszcie ten czas, że trzeba zejść na drugi plan. Zwykle aktorzy doskonale wiedzą, kiedy powinni to zrobić, bo przecież zmieniła się pod wpływem czasu ich uroda, mniej mają sił, przestają również pasować do pewnej ogólnej idei bohatera filmowego, w którego widz może się wcielić – kto by chciał marzyć, że jest zdziadziałym Supermanem? W przypadku Jeffa Bridgesa owa klasa wyszła w momencie, gdy mimo wieku zdołał on unieść na swoich nie pierwszej młodości barkach ową precyzję wypowiedzi kinematograficznej w Prawdziwym męstwie. Bracia Coen przecież nie stworzyli technicznego arcydzieła ani genialnej historii. Zaproponowali jednak mi jako członkowi pokolenia X taki układ proporcji między klasycznym westernem a nowoczesną i skłonną do surrealistycznych przerysowań opowieścią, który sprawił, że na nowo pokochałem western. Wreszcie (podobnie jak w przypadku Bez przebaczenia Eastwooda) nie jest mi wstyd pomarzyć, że jako mały chłopiec i zarazem dorosły mężczyzna mógłbym teraz być taki jak Rooster Cogburn – oddany, a jednocześnie niewierny, przeraźliwie zmęczony, chociaż zdolny do nadludzkiego wysiłku, skłócony z całym światem, a jednak niemogący się z niego wyrwać ze względu na jakąś wrodzoną za niego odpowiedzialność, pijany w swoich osobistych mrocznych lustrach, a zarazem trzeźwy, bo zawsze jest jakieś zadanie w przyszłości. Być jak Bridges dzięki Coenom jest dla mnie stanem umysłu.
0. Człowiek z gwiazd, Gwiezdny przybysz (1984), reż. John Carpenter
Tak trochę poza kolejnością, lecz nie mógłbym nie wspomnieć o pamiętnej roli przybysza z kosmosu. Jako dziecko oglądałem ten film z otwartymi ustami i kibicowałem Bridgesowi, żeby jednak zdecydował się pozostać na Ziemi. Nie oceniałem wtedy udawanego, sztywniackiego aktorstwa, teraz również nie będę – pewnie takie były założenia. Obcy z kosmosu musiał czuć się w ludzkim ciele nieco osobliwie. Lokata 0 oznacza sentymentalny powrót do czasów, gdy istniały nagrywane przez znajomych kasety VHS i miało się 12 lat.