Dlaczego 1994 to NAJLEPSZY rok w historii kina
Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania artykułu poświęconego najlepszemu rocznikowi w historii kina, jakim był (nie tylko w moim mniemaniu) rok 1994. Tymczasem nieoczekiwanie na łamy FILM.ORG.PL trafił (świetny zresztą) tekst redakcyjnego kolegi Jacka Lubińskiego pt. NAJLEPSZE lata w HISTORII kina, w którym autor wskazał po jednym najlepszym roku z każdej dekady. Przyznam, że z automatu poczułem się, jakby ktoś wytrącił mi miecz z dłoni, bo byłem wręcz pewien, że z ostatniej dekady XX wieku Jacek wybierze właśnie rok 1994 i tym samym zakosi mi temat na mój artykuł sprzed nosa. Jakież było moje zdziwienie, gdy w akapicie poświęconym latom 90. ujrzałem peany pochwalne, ale pod adresem roku… 1995.
Myślałem przez chwilę, że Jackowi się może coś pomyliło, bo nawet przeglądając sieć po haśle „best year in cinema”, wyskakujące wyniki wskazują na rok 1994, często także na 1999, zaś 1995 w kontekście the best nie pojawia się ani razu. Żeby wszystko było jasne, NIE neguję wyboru redakcyjnego kolegi, nie będę próbował przeciągnąć jego sympatii o rok wcześniej ani przekonać tu kogokolwiek do czegokolwiek czy prostować cudzych gustów. Jacek na pewno, tworząc swoje zestawienie, kierował się wieloma czynnikami obiektywnymi, ale z całą pewnością też, co oczywiste, jego wybór skażony był w jakiejś mierze subiektywnym podejściem do kina, tak samo zresztą jak w jakiejś części subiektywne będą moje poniższe wywody. Przejdźmy już do meritum sprawy, czyli postawionego w tytule pytania…
Dlaczego 1994 to najlepszy rok w historii kina
W 1994 roku powstał Pulp Fiction, najsłynniejszy i najlepszy film Quentina Tarantino, który przełamał wszelkie schematy rządzące konstrukcją i narracją filmową od zarania kina. Nowatorski sposób opowiadania namieszał widzom w głowach i skonfundował krytyków, którzy ostatecznie przyznali dziełu młodego filmowca Złotą Palmę w Cannes. Nie będę tu wymieniał wszystkich nagród i wyróżnień (Oscar za scenariusz oryginalny dla Tarantino był oczywisty) oraz uzasadniał wielkości tego popkulturowego, awangardowego arcydzieła, bo chyba już wszystko na jego temat powiedziano. Powiedziano nawet, choć nie pamiętam, kto i kiedy to zrobił, że od dnia premiery kultowego filmu Tarantino kino dzielimy na epokę przed i po Pulp Fiction. Rok 1994 możemy śmiało uznać za symboliczny moment narodzin GIGANTA KINA (Wściekłe psy były bardzo udanym debiutem, ale dopiero Pulp Fiction potwierdził klasę Tarantino i wyniósł go na szczyty), który do dziś pozostaje niezwykle płodnym i zaskakującym twórcą.
Tarantino w sezonie nagród trafił niestety na piekielnie mocnych kontrkandydatów (dla widzów to oczywiście bardzo dobra sytuacja) do branżowych laurów. Oscary w najważniejszych kategoriach (m.in. reżyseria, najlepszy film) sprzed nosa i przebojem zgarnął mu fenomenalny, chwytający za serducho Forrest Gump Roberta Zemeckisa, z ikoniczną rolą Toma Hanksa, nagrodzonego wówczas drugim Oscarem w karierze (w rok po statuetce za Filadelfię). Dobrodusznego i prostolinijnego Forresta Gumpa w życiowej kreacji Toma Hanksa pokochali wszyscy, od widzów przez krytyków, na członkach Akademii Filmowej kończąc. Cytaty z Forresta, na czele z „życiem jak pudełko czekoladek”, były na ustach kinomanów na całym świecie, a film Zemeckisa do dziś uznawany jest bezsprzecznie za jedno z największych dzieł X muzy. Tom Hanks, który do roku 1993 znany był niemal wyłącznie z ról komediowych, nie zawsze stojących na jakimś szczególnie wysokim poziomie, rolą Forresta Gumpa udowodnił, że wcześniejszy o rok, znakomity występ dramatyczny w Filadelfii nie był przypadkowy. Ugruntował tym samym swoją pozycję jednej z najjaśniejszych gwiazd kina, której blask towarzyszy nam do dziś, co rusz doceniany kolejnymi nominacjami do Oscara.
Podobne wpisy
Do Wielkiej Trójki arcydzieł roku 1994 należą również, a może i przede wszystkim (!) Skazani na Shawshank Franka Darabonta, film będący afirmacją życia (podobnie zresztą jak Forrest Gump) w najczystszej postaci. Na gali oscarowej doszło do prawdziwego starcia gigantów, gdyż film twórcy Zielonej mili stanął w szranki z Pulp Fiction i Forrestem Gumpem (niewątpliwie świetny Quiz Show Roberta Redforda i przesympatyczne Cztery wesela i pogrzeb Mike’a Newella nie miały szans zagrozić Wielkiej Trójce). Niestety, film z Timem Robbinsem i Morganem Freemanem, pomimo siedmiu nominacji, nie otrzymał ani jednej statuetki (przegrywając główne kategorie z Forrestem Gumpem). Skazani na Shawshank, uwielbiani przez krytyków i widownię, odbili sobie tę porażkę z nawiązką. W internetowej bazie filmowej IMDb, na liście TOP 250 najlepszych filmów wszech czasów, dzieło Franka Darabonta stoi niezmiennie od lat na pierwszym miejscu, wyprzedzając takie monumentalne filmowe freski, jak Ojciec chrzestny czy… no, wyprzedzając po prostu wszystkie inne filmy! Dla utrwalenia: Skazani na Shawshank stoją na 1. miejscu jako NAJLEPSZY film wszech czasów w IMDb, która jest największą bazą filmową, gdzie filmy oceniają miliony widzów z całego świata, jest to zatem bardzo wiarygodny pomiar popularności, ale przede wszystkim jakości danego filmu. Gdybym zatem chciał dyskusję na temat wyższości 1994 nad 1995 i innymi rocznikami zakończyć szybkim nokautem technicznym, sparafrazowałbym pamiętną wymianę zdań między Lokim a Tonym Starkiem z pierwszych Avengers (– I have an army. – We have a Hulk), robiąc takiego oto mema:
1995 i inne roczniki: We have a lot of good movies!
1994: I have The Shawshank Redemption
Oprócz Skazanych na Shawshank na miejscu 1. w TOP 250 znajduje się też oczywiście Pulp Fiction (miejsce 8.) i Forrest Gump na miejscu 12., podczas gdy najlepszy z filmów 1995 roku, czyli Siedem Davida Finchera, zajmuje dalsze, 21. miejsce. Biorąc pod uwagę już tylko najwyższe noty zbierane przez Pulp Fiction, Forresta Gumpa i Skazanych na Shawshank u widzów oraz to, jak gigantyczny wpływ miały na popkulturę, ile ikonicznych scen/dialogów wykreowały, predysponuje to rok 1994 do miana tego NAJ. A to dopiero początek listy wielkości tego roku! Zobaczmy, co dzieje się dalej…