search
REKLAMA
Zestawienie

DIUNA – 6 najbardziej EFEKTOWNYCH scen z dwóch części hitu science fiction

Które sceny dyptyku „Diuna” najbardziej wam się podobały?

Jakub Piwoński

7 marca 2024

REKLAMA

Jednym z powodów znakomitego wyniku drugiej części Diuny w kinach, jest to, że to film idealnie się do kin nadający. Definicja widowiska. Podobnie jak w pierwszej odsłonie historii Paula Atrydy i tym razem mamy do czynienia z sumą wielu zapierających dech, niezwykle efektownych scen, które można oglądać niezależnie od ciągu fabularnego. Wiele ujęć Diuny, za sprawą perfekcyjnej pracy operatora, da się zamknąć w ramce i powiesić na ścianie. I wiele jest scen, które można oglądać bez końca. Oto moja subiektywna lista najlepszych fragmentów filmowej Diuny.

Diuna, Gom Jabbar

Z pierwszej części Diuny chyba najbardziej lubię te subtelne sceny, w których da się wyczuć narastające napięcie. Każdorazowe pojawienie się barona Harkonnena jest tym wrażeniem nasączone. Jeśli chodzi o Paula, to jego droga jest długa i wyboista, a jednym z najważniejszych momentów i sprawdzianów dojrzałości bohatera jest próba Gom Jabbar. To istotny element książki i Denis Villeneuve zrobił wszystko, by był to również istotny element filmu, więc nasycił go atmosferą rodem z horroru. Scena konfrontacji Paula i matki wielebnej, która poddaje go morderczemu testowi, aż kipi od emocji. Podczas gdy stojącej za drzwiami Lady Jessice rozdziera się serce, Paul musi mierzyć się z niewyobrażalnym bólem, odczuwanym tuż po tym, jak na własne życzenie umieścił dłoń w tajemniczym pudełku. Jeden fałszywy ruch i może stracić życie, o czym wpatrujący się w niego widz doskonale wie, czując niezwykłą wagę tego momentu, dzięki żywej i pełnej emocji mimice Timothée Chalameta.

Diuna: Część druga, sekwencja otwierająca na pustyni

To idealna rekompensata czasu straconego na wyczekiwaniu premiery widowiska. W stosunku do drugiej części Diuny oczekiwania rosły, tak jak proporcjonalnie rosło też napięcie przed seansem. W jaki sposób Villeneuve otworzy ponownie tę historię? Czy w sposób miękki, czy z przytupem? Wybrał to drugie rozwiązanie i była to bardzo dobra decyzja. Miałem dwa skojarzenia związane z tą sceną. Pierwsze sekundy filmu, gdy Florence Pugh wprowadza nas swym głosem w fabułę, ukazując jednocześnie rozpadający się świat pod rządami Harkonnenów, przywiodły mi na myśl głos Sarah Connor z Terminatora, opowiadającej o apokalipsie robotów. Drugie skojarzenie to Mroczny Rycerz powstaje i scena otwierająca rozgrywana w samolocie, z udziałem Bane’a. Jej napięcie, tempo, dynamizm skojarzyły mi się właśnie ze sceną partyzanckiej potyczki Fremenów z Harkonnenami. Niby po cichu, w białych rękawiczkach, ale z przytupem i mocą. Akcentowana tu muzyka Hansa Zimmera nadała całości znaczenia. Z kolei gdy jeden z żołnierzy Harkonnenów zaczyna latać, wszystko staje się jasne – znaleźliśmy się na właściwym seansie.

Diuna, sztuka walki z Gurneyem Halleckiem

Pamiętam, że była to jedna z pierwszych scen, które wyszły na światło dzienne w formie klipu promującego film, jeszcze przed oficjalnym zwiastunem. I pamiętam też, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Idealnie zostało to spotkanie ułożone. Młody Paul Atryda uczy się fechtunku najpierw samodzielnie, potem zostaje zaskoczony pojawieniem się Gurneya Hallecka, swego mentora, który przybył z zamiarem przeprowadzenia spontanicznej lekcji. Na początku mamy do czynienia z uszczypliwą wymianą zdań, potem z kolei dochodzi do starcia, które zostało w sposób bardzo dobry skoordynowane. Następuje wówczas moment, w którym Gurney prowokuje Paula głośnym daniem mu do zrozumienia, że to, że nie ma w danej chwili nastroju do walki, nie ma żadnego znaczenia. W walce pojęcie samopoczucia nie istnieje, jeśli to konieczne, trzeba pazurami drapać ściany, aby zachować życie. Ta scena ma właśnie to oddać i nieco pobudzić w młodym Paulu świadomość, że w przyszłości może stanąć w obliczu właśnie tak bezwzględnego zagrożenia.

Diuna: Część druga, ujeżdżanie czerwia

Nie wiem, czy istnieje moment ważniejszy w kontekście tych dwóch filmów. Można się tu spierać, na ile ważny był także w książce, ale z tego, co pamiętam, moment ten miał szerokie odzwierciedlenie na kartkach Diuny. Da się odczuć pieczołowitość oddania ducha tej sceny oraz podkreślenie jego niebagatelnego znaczenia dla historii Paula Muad’Diba Atrydy, który w tym właśnie momencie dokłada znacznych rozmiarów cegłę do budowanego przez siebie pomnika. Jest to scena, której charakter doskonale znamy, bo mamy tu do czynienia z bohaterem przechodzącym rytualną inicjację. Poprzez tętent muzyki Zimmera dociera do nas bardzo szybko, że nie mamy do czynienia ani ze zwykłym bohaterem, ani ze zwykłą inicjacją. Brawurowa robota inscenizacyjna, kapitalny montaż i czerw, który stwarza wyzwanie i którego mimo wszystko da się poskromić. Sukcesem tej sceny jest to, że pomimo tego, że wiemy, jak zapewne się ona skończy, to jednak oglądamy ją z niepokojącą niepewnością o los Paula.

Diuna: Część druga, Feyd-Rautha walczy na arenie niczym gladiator

Byłem zaskoczony, jak łatwo kupiłem tę postać oraz jej dość, umówmy się, banalną ekspozycję. Banalną pod tym względem, że jeśli ktoś jest zły, to znaczy, że musi zostać zaprezentowany z najgorszej strony – jako bezwzględny morderca. Ta scena na arenie to miał być po prostu moment, od którego jako widzowie mamy rozumieć, że Feyd-Rautha to facet, z którym nie można zadzierać, choć jednocześnie, znając treść książki, wiedzieliśmy, że do konfrontacji z nim dojdzie wkrótce na najwyższym szczeblu. Villeneuve i tym razem jednak udowodnił, że to, na czym najbardziej mu zależy, to tworzenie spektaklu. Ta scena jest kwintesencją tego założenia. Główny villan drugiej części Diuny wchodzi na arenę i przy aprobacie widowni ma zademonstrować swoją siłę, eliminując podstawionych mu wrogów. Baron Harkonnen nie byłby jednak sobą, gdyby nie wykorzystał tego momentu na umieszczenie poprzeczki swemu krewnemu ciut wyżej, ryzykując jego śmierć. To, co było niczym innym jak zamachem na jego życie, sprowadzone zostaje do poziomu ostatecznego testu, który Feyd miał po prostu zdać. Jak widzimy, nie tylko on w tej historii musi być poddawany próbom.

Diuna, pierwsze pojawienie się czerwia

W kontakcie Paula z czerwiami jest coś mistycznego. Są one ucieleśnieniem siły tej tajemniczej, piaszczystej planety; siły, której Paul się tak bardzo boi i której się tak wytrwale uczy. Zawsze gdy czerw pojawia się chociażby we wspomnieniu, budzi on trwogę i szacunek, co mocno kojarzy się z bogobojnością. Robal, co ważne podkreślenia, pełni w tej historii także funkcję strażnika przyprawy, tego najcenniejszego kruszcu, o który toczą się spory. Nie może zatem dziwić fakt, że potwór towarzyszy bohaterowi we wspominanej w innym punkcie ostatecznej próbie. Natomiast pierwszy film skonstruowany został w taki sposób, że ma on dwa momenty kulminacyjne. Jeden z nich to śmierć Leto Atrydy i zmiana warunków motywacji Paula Atrydy. Po tym momencie na chwilę robi się sennie, aż do starcia z Jamisem. Natomiast gdzieś pomiędzy ulokowano niezwykle ważną scenę, pełniącą poniekąd funkcję symbolu. Mam na myśli pierwszą konfrontację z czerwiem, obnażenie się potwora w pełnej krasie. Przez cały film niemalże bocznym torem fabuły rośnie napięcie związane z tym, że nie wiemy, jak czerwie wyglądają i kiedy zostaną zaprezentowane. Gdy się tego dowiadujemy, można pomstować, że reżyser trochę przyciemnił scenę, ale ten niedosyt działa na rzecz wyjątkowości tego momentu, ponieważ podkreśla tajemniczość pustynnego stworzenia, jego majestat oraz „małość” Paula w tamtym momencie jego ewolucji.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA