search
REKLAMA
Seriale TV

CZTEREJ PANCERNI I PIES. Jak wychować POLAKÓW na ludzi za pomocą RADZIECKIEGO czołgu

Odys Korczyński

19 marca 2021

REKLAMA

Wracając do kwestii noża, który Janek otrzymał na drogę od syberyjskiego mentora Jefima Siemionowicza. Oprócz napisu „Honor i Ojczyzna” była na nim wyryta ważna data – 1863. 22 stycznia tego roku na ziemiach Królestwa Polskiego wybuchło największe powstanie w historii naszych występów przeciw obcej władzy. Trwało do 1864 roku i zostało brutalnie stłumione. Królestwo Polskie straciło resztki autonomii, a ziemie naszego kraju zostały poddane drapieżnej rusyfikacji. Wspominanie takiej daty w filmie zaangażowanym w kształtowanie komunistycznej świadomości jest co najmniej niedopatrzeniem cenzury, która być może była tak głupia, że dała się zrobić w konia tłumaczeniem twórców filmu, że przecież nie chodziło o Rosję Stalina, lecz o carat. Został on przecież obalony, a rok 1863 może uchodzić za symbol polskiej walki narodowo-wyzwoleńczej, którą dokończyła wiele lat później rewolucja październikowa. Nic bardziej mylnego. Polacy walczyli z zaborcą, którym była państwowość rosyjska. To, że na jej czele stał akurat wtedy car, niczego nie zmieniało. Gdyby stali komuniści, Polacy walczyliby tak samo. Wspomnienie roku 1863 jest ewidentnym przykładem myślenia przeciwko imperializmowi rosyjskiemu, który istniał niezależnie od tego, czy Rosją rządził car czy Stalin.

Kolejną postacią, która jedynie powierzchownie wydaje się narzędziem doskonałym jako żywa krytyka kapitalistycznej reakcji, jest Olgierd Jarosz (Roman Wilhelmi). Oryginalnie, w książce Janusza Przymanowskiego, był Rosjaninem. W filmie stał się potomkiem zesłańców z Syberii, osiedlonych tam akurat po powstaniu styczniowym. O jednym tylko cenzorzy, wydaje się, zupełnie zapomnieli. ZSRR prowadził podobną politykę rusyfikacyjną, co carat. Zamiana rosyjskiego Olgierda (Wasyla Semena) na Polaka nie jest, jak to się interpretuje, dobrym zabiegiem propagandowym. Kiedy tylko pojawiła się okazja sformowania Ludowego Wojska Polskiego, kierownictwo Armii Czerwonej, zapewne z powodu podszeptów co bardziej zideologizowanych członków partii, zdecydowało się przenieść nawet oficerów mających polskie korzenie do nowo utworzonego narodowego wojska. Takie „pokojowe” czyszczenie Armii Czerwonej z obcego elementu świadczy wyłącznie o stosunku do Polaków na szczytach kierowniczych partii i w żadnym wypadku nie może być wykorzystywane propagandowo. Jak pamiętamy z serialu, Olgierd po raz pierwszy pojawił się w mundurze rosyjskim, a dopiero później przywdział szlify polskiego porucznika. W żadnym wypadku nie świadczy to o polsko-rosyjskim braterstwie, lecz o wyjątkowej pogardzie ZSRR dla polskich żołnierzy. Spodziewam się, że ta zamiana mundurów została przeprowadzona celowo, żeby przynajmniej część tych bardziej podejrzliwych widzów, zorientowała się, o co chodzi w tej skomplikowanej grze z cenzurą.

Być jak Olgierd czy być jak Janek? Tylko ci dwaj żołnierze byli tak naprawdę zaprojektowani tak, żeby młody widz potrafił się z nimi utożsamić. Honorowi, odważni, a przy tym nieepatujący przemocą w przeciwieństwie do dzisiaj pokazywanych żołnierzy, którzy mają stać się wzorcami dla wchodzących w dorosłość widzów. Ta kapitalistycznie promowana moralność okazuje się wyjątkowo ambiwalentna w porównaniu z zachowaniem na froncie członków załogi „Rudego”. Finalnie Olgierd zginął dość szybko, więc na scenie pozostał tylko indywidualista Janek. Olgierd był marzycielem, specjalistą od chmur, a z zawodu meteorologiem. Na czołgistę się nie nadawał. Nienawiść jest zaraźliwa jak dżuma – zdążył jeszcze powiedzieć do Janka, gdy ten chciał zastrzelić nieuzbrojonego folksdojcza na cmentarzu, gdzie ukrywali się niemieccy maruderzy.

A może być jak Gustlik (Franciszek Pieczka) czy Grigorij (Włodzimierz Press)? Gustlik był chyba najmniej chętnie naśladowaną postacią, nie ze względu na swoją moralność, ale konieczność życiowych wyborów i narodowość. Jako Ślązak został wcielony do Wehrmachtu, skąd w końcu zdezerterował, żeby służyć w wojsku ZSRR. Nie dysponował unikalną osobowością ani inteligencją, za to był niespotykanie silny. Powierzchowności również nie miał rewelacyjnej, więc młodemu widzowi bardziej odpowiadał np. Janek czy chociażby w ostateczności Grigorij. Gustlik jednak może posłużyć dzisiaj za przykład bohatera, który nie wstydził się swojej przeszłości. Służba w Wehrmachcie, zwłaszcza gdy wcielani byli do niego przedstawiciele innych narodów niż niemiecki, nie zawsze oznaczała zdradę. Wojna posiada wiele twarzy, a patrzenie na nią jednowymiarowo zwykle prowadzi do niebezpiecznych uogólnień i ideologizacji wbrew historycznej prawdzie. Polaków, którzy najpierw służyli w nazistowskim wojsku, a potem udało im się przywdziać polski mundur, można liczyć w tysiącach. Kluczowe jest, że Gustlik, jak i inni w końcu uciekli i walczyli w interesie Polski. Czego więc chcieć więcej od takiego modelu bohatera serialu? Niezależnie od wymowy ideologicznej, jego postępowanie było godne naśladowania.

Z najpopularniejszych postaci pozostał jeszcze Grigorij, kierowca i mechanik „Rudego”, chociaż na takiego nie wyglądał. Specjaliści od czołgów mówią, że trzeba było mieć wzrost krasnala i krzepę drwala, żeby móc skutecznie pod względem taktycznym prowadzić T-34. O tym niewypale techniki pancernej za chwilę. Grigorij był z urody delikatny i szczupły. Jak sobie radził za drążkami sterowniczymi „Rudego”, to naprawdę fantastyczna tajemnica. W dzieciństwie nie słyszałem, żeby ktokolwiek chciał nim być. Pozował na klauna bardziej niż poważnego żołnierza, ale była to jedynie fasada, za pomocą której bronił się przed brutalnością wojny. Obnosił się ze swoją gruzińską narodowością, jakby bał się, że armia rosyjska wtłoczy go w nienawistne tryby rusyfikacji. Podał się nawet w pewnym momencie za Polaka, nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Nie wyglądał na patriotę, raczej element zdolny do podważenia każdego autorytarnie wmówionego mu wzorca. To, że mówił Jankowi, że to „nasza wojna”, w niczym nie umniejsza jego reakcyjności. Od pewnego momentu faktycznie przecież II wojna światowa stała się naszym i ZSRR wspólnym konfliktem z III Rzeszą. Jakkolwiek chcieliby zideologizowani konserwatywnie interpretatorzy, Armia Czerwona wyzwoliła nasze terytorium z nazistowskiej okupacji. Dzisiaj wiemy i nie powinniśmy zapominać, że miało to swoja ogromną cenę społeczną i polityczną, jednak się wydarzyło.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA