CZTEREJ PANCERNI I PIES. Jak wychować POLAKÓW na ludzi za pomocą RADZIECKIEGO czołgu
Da się i jest to skuteczna edukacja, w przeciwieństwie do wmawiania uczniom na lekcjach historii, że mityczni Żołnierze Wyklęci to byli nieskazitelni moralnie patrioci. Na szczęście w Czterech pancernych nie zobaczymy żadnych marketingowych pojęć tego typu, za to spotkamy się z żołnierzem, którego nie obchodziło, do czego zostanie wykorzystana jego walka. Zarówno Polacy, jak i Rosjanie przedstawieni w serialu bardziej niż ideologią komunistyczną interesowali się przetrwaniem na froncie. Z uniwersalnych wartości, które prezentowali, uczyniono jednak ideologiczny użytek, bo wedle dzisiejszej politycznej nowomowy Polak i Rosjanin nie mogą się bratać, zwłaszcza kiedy służą w dwóch obcych sobie wojskach. Ale przecież takie podejście to również ideologia, czyli spójny system poglądów mających na celu ukierunkowaną interpretację rzeczywistości. Czterej pancerni i pies wbrew intencji twórców stali się narzędziem, zarówno propagandy komunistycznej, jak i antykomunistycznej fobii dręczącej naszą polską mentalność. A przecież to tak humanistyczny w przekazie, wartościowy dla młodego widza serial, na dodatek sprytnie ukrywający przed cenzurą reakcyjne treści.
Ludzie zajmujący się cenzurą, zwłaszcza ci najbardziej oddani ideologicznie, nie mogą posiadać drastycznie wyższej niż przeciętna inteligencji. Po pierwsze nie zajmowaliby się cenzorstwem, no chyba że byliby wyjątkowo podli, a po drugie nie można by ich oszukać, co się notorycznie polskim twórcom jednak udawało. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że niekiedy pozwalano reżyserom na trochę więcej. Wynikało to z wielu czynników – czasów produkcji filmu, bo jak wiemy, polski komunizm nie tylko różnił się np. od jugosłowiańskiego, ale i ewoluował wraz z czasem, znajomości w środowisku, sposobu negocjacji z cenzorami itp. Nie ma tu jednego modelu postępowania, który decydowałby o tym, co mogło przejść, a co nie. Postać Janka Kosa (Janusz Gajos) jak widać zaliczyła na medal sito, mimo że wykazywała reakcyjną krnąbrność wysokiego stopnia. Ci widzowie, młodzi gniewni, narodowo zaangażowani, dzisiaj wydają się nie zauważać, ile Janka Kosa, przyszłego dowódcę jednego z najbardziej znanych czołgów w Polsce, T-34 „Rudy” 102, dzieli od komunistów.
Podobne wpisy
Pokolenie lat 70. i 80. pamięta Czterech pancernych i psa z lat dziecięcych. Dla dzisiejszej młodzieży, a nawet tych dorosłych urodzonych na przełomie XX i XXI wieku serial jest już tylko ciekawostką, a nie jednym z kluczowych punktów dziecięcej rozrywki. To chyba klucz do zrozumienia tego serialu, obejrzeć go w miarę wcześnie. Ci, którzy produkcję dzisiaj krytykują i określają ją jako film dla marksistów, komuchów, zdrajców narodu i tym podobnego elementu, to głównie młodzi ludzie. Nie mieli szansy wzrastać z Jankiem Kosem jako wzorcem bohaterstwa gdzieś obok Rumcajsa i Krecika. Patrzą na niego jednowymiarowo i ideologicznie, a przecież postać Janka jest od początku tak polska i niepokorna. Janka poznajemy gdzieś na dalekim, północnym wschodzie ZSRR, gdzie zima trzyma wiele miesięcy, na niebie słychać ryk japońskich myśliwców, a żeby przeżyć, trzeba żyć z tego, co się upoluje. Trudno prześledzić losy Janka, gdańszczanina przecież. Wiemy tylko, że nagle znalazł się na Syberii i szuka swojego ojca, który na początku wojny walczył w obronie Westerplatte. Być może znalazł się tak daleko na wschodzie, kiedy ZSRR rozpoczęło tzw. trzecią falę deportacji w czerwcu i lipcu 1940 roku, która obejmowała m.in. wszelkich maruderów uciekających z terenów okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką od 1939 roku. Z oczywistych dla czasów powstania filmu względów o tym nie wspomniano.
Janek, nim się jeszcze dość sprytnie zaciągnął do tworzonego przez ZSRR Ludowego Wojska Polskiego, dobitnie podkreślał, że z Syberią nic go nie łączy. Chciał z tego miejsca uciec. Kojarzyło mu się ono z zesłaniem. Zresztą Jefim Siemionowicz opowiadał mu o zesłańcach żyjących na Syberii już w trzecim czy czwartym pokoleniu, chociaż, co trzeba podkreślić, dodał od razu, że po rewolucji październikowej część z nich miała okazję wrócić. Nie wspomniał jednak, że gdyby tak wziąć pod uwagę same ilości zesłanych, to zarówno carska Rosja od roku 1863, jak i komunistyczna Rosja od roku 1917 uprawiały tę samą narodowościową politykę – wysiedlanie jednolitych etnicznie grup z terenów przygranicznych, chłopów, mieszczaństwa, wrogów władzy itp. Więc jeśli ktoś chce opierać krytykę Czterech pancernych na braku jednoznacznego pokazania, że źli komuniści zsyłali niewinnych Polaków na Syberię, lepiej niech się zastanowi, po kim ten sposób radzenia sobie z wrogami ojczyzny komuniści odziedziczyli. Pod tym względem komuniści i carat stanowili metodologiczną jedność. Co ciekawe, Janek właśnie od Siemionowicza dostał na drogę pamiętny nóż z inskrypcją ważną dla naszej tożsamości narodowej, ale o niej za chwilę.
Od początku podkreślał, że go do radzieckiego wojska nie przyjmą, bo jest Polakiem. Kilka razy próbował w punkcie poboru, ale decyzja majora była zawsze taka sama. Tłumaczył się, że nie może wziąć Janka, bo ten nie ma skończonych 18 lat. Dziwna sprzeczność, bo Janek twierdził, że nie mogą go przyjąć ze względu na jego narodowość. W rozmowie ze swoim syberyjskim kolegą Grigorijem Szakaszwilim (Włodzimierz Press) podkreślał również, że dzieją się „dwie” wojny. Jedna trwa od 1939 roku, a druga od 1941. Grigorij zaprzeczał, żeby II wojna zaczęła się w 1939. Dla niego początek wojny był tożsamy z atakiem Niemiec na ZSRR, tak jak dla wielu milionów współczesnych Rosjan. Każdy, kto zna historię, wie, co miał na myśli Janek – czego współczesna linia interpretacji II wojny światowej Putinowskiej Rosji wciąż nie jest w stanie przyjąć do wiadomości – jawnie wypowiadając się, że ówczesny ZSRR nie brał udziału w działaniach agresywnych wobec Polski, wejście 17 września na nasze terytorium było strategiczną koniecznością po ucieczce naszego rządu, podobnie jak pakt Ribbentrop–Mołotow, gdyż Wielka Brytania i Francja okazały przedziwną uległość wobec Hitlera. Niestety to ostatnie jest prawdą.
Czyja więc to wojna? Janek i Grigorij próbowali się nawet bić. Było to symboliczne starcie, chociaż żaden z nich nie był Rosjaninem. Wojnę trzeba jednak jakoś przetrwać, a sytuacja polityczna ułożyła się tak, że ZSRR stało się główną linią oporu w Europie przed falą nazizmu. Wybór był trudny i niesprawiedliwy, ale lepsza czerwona gwiazda niż swastyka. Chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości.
Janek nie byłby dobrym komunistą w sensie posłuszeństwa, uniformizacji życia prywatnego, dzielenia się owocami pracy zawsze i wszędzie itp. Niemożliwe jest więc zobaczyć w nim jakiekolwiek narzędzie propagandy, podobnie jak w każdym członku załogi „Rudego”. Da się za to pokazać go jako wzór do naśladowania, stworzony właśnie w tamtych trudnych czasach tak znienawidzonego przez pewne środowiska komunizmu. Nie mam wątpliwości, że ustrój ten należy krytykować, ale ślepa nienawiść prowadzi wyłącznie do chorobliwego wynaturzenia krytyki, a przez to krzywdy doznają np. historyczne dzieła filmowe, których przedstawicielem są dla naszej kinematografii Czterej pancerni i pies. Janek reprezentuje wszystko to, co w byciu żołnierzem najbardziej niewinne i koniecznie brutalne zarazem. Współczesne kino przyzwyczaiło nas do pewnego archetypu żołnierza, który, nawet jeśli z początku protestuje, z czasem zaczyna odnajdywać się w rzemiośle zabijania, chociaż go to niszczy. Dla Janka przywdzianie munduru było koniecznością i takie zachowanie jestem w stanie zrozumieć. Kiedy nie ma się wyboru w sensie życiowych perspektyw, a wojna jest tuż za pasem, trudno nie spróbować wziąć w niej udziału, nawet za cenę stania się podobnym do agresorów. Niekiedy w duchu można być nawet i pacyfistą. Janka o to posądzam. Nie zabijał niepotrzebnie, nie pił, nie palił, sporadycznie zdarzała mu się faktycznie niebezpieczna dla otoczenia agresja, za to cenił braterstwo – czego chcieć więcej od postaci oddziałującej wychowawczo, z zaznaczeniem oczywiście, że generalnie idea wojny jest zła i nie ma sensu opierać na niej patriotyzmu.