CZEGO NIE ZOBACZYSZ NA EKRANIE, czyli jak scenarzyści bawią się z widzami

Ali
Choć nie można odmówić Michaelowi Mannowi finezji w realizacji scen pojedynków bokserskich w filmie Ali, najbardziej widowiskowa i zapadająca w pamięć walka odbywa się… w monologu samego Muhammada Alego (w tej roli wyróżniony nominacją do Oscara Will Smith). Ali podczas wywiadu u Howarda Cosella krytykuje amerykański rząd za odebranie mu licencji bokserskiej, snując przed milionami telewidzów fantazyjną wizję jego walki z Joe Frazierem. „Oto co byście zobaczyli: Ali wychodzi na spotkanie Fraziera, ale Frazier zaczyna się wycofywać. Jeśli Joe zrobi jeszcze krok, usiądzie na miejscu sędziego. Ali uderza lewą, potem prawą. Patrzcie, jak ten chłopak bawi się walką. Frazier wciąż się cofa, ale brak mu już miejsca. Jeszcze chwila i Ali pokaże swą siłę. I oto wyprowadza prawy. Co za piękny cios! Uderzenie wynosi Fraziera daleko poza ring. Chłopak wciąż się wznosi, a zakłopotany sędzia nie może zacząć odliczać, dopóki nie spadnie. Frazier znika nam z oczu. Tłum szaleje. Ale namierzają go wojskowe radary. Jest gdzieś nad Atlantykiem. No i kto się spodziewał, że przychodząc na walkę, zobaczy wystrzelenie czarnego satelity. Ale nie czekajcie na walkę, do tego nigdy nie dojdzie. Możecie sobie jedynie pomarzyć.”
2. ZAMASKOWANI BOHATEROWIE
Boba Fett
Maski, które nosimy – brzmiał tytuł fikcyjnej książki, u której autora, Stanley Ipkiss (Jim Carrey) próbował szukać wyjaśnienia zasad działania znaleziska, które przemieniało go w superbohatera. Autor odesłał Ipkissa do psychiatry, jednocześnie wyjaśniając naszemu bohaterowi, że w swojej książce pisze, i owszem, o maskach, ale w sensie metaforycznym. Zamaskowanych (z różnych powodów) bohaterów w kinie nie brakuje, ot choćby klasyczni upiór w operze, człowiek w żelaznej masce, Zorro i wszelakiej maści superbohaterowie, których lista nie miałaby końca. Maska poza ukrywaniem tożsamości bohatera (lub jego szpetoty) dziesiątki razy bywała przede wszystkim elementem dramaturgicznym, gdy bohater bywał zdemaskowany (Spider-Man 2 i Spider-Man 3 Sama Raimiego), z własnej woli zdejmował maskę przed ludźmi (Powrót Batmana) czy bez wnikania w szczegóły oznajmiał światu, że: „The truth is… I am Iron Man” (Iron Man), żeby zaoszczędzić sobie kombinowania z ukrywaniem tożsamości superbohatera i skupić się na walce ze złem. Ale było też w historii kina kilka przypadków, że zamaskowany bohater pozostawał zamaskowany od początku do samego końca. Od razu mówię, że Dredd w wykonaniu Karla Urbana się nie liczy, bo choć policyjnego hełmu w istocie do końca filmu nie zdjął, ten zasłaniał mu tylko oczy i nos, a jak wygląda Karl Urban, wszyscy wiemy. Chyba najsłynniejszym „człowiekiem bez twarzy” pozostaje tajemniczy Boba Fett z klasycznej trylogii Gwiezdnych wojen. Stał się on jedną z najbardziej intrygujących postaci tego uniwersum, nie tylko ze względu na pozostającą w ukryciu twarz, ale też dzięki… aurze tajemnicy i niedosytowi związanemu z tą postacią. Choć Boba pojawia się w aż trzech częściach Gwiezdnych wojen (przy czym w przypadku Nowej nadziei tylko w wersji rozszerzonej), na ekranie widzimy go zaledwie przez kilka minut, a on, mimo tak krótkiego czasu antenowego, i tak zdołał trafić do serc i umysłów kinomanów. Zamaskowany, małomówny, dobrze uzbrojony i bardzo skuteczny łowca nagród (dostarczył samego Hana Solo samemu Jabbie!), skończył niestety w paszczy Sarlacca, wepchnięty tam przypadkowo przez Hana Solo. W natłoku spin-offów i „originów” pojawiają się pogłoski o solowym filmie poświęconym Fettowi, jednak, jak dla mnie, już wystarczająco odarto go z tajemniczości, pokazując jego genezę i twarz (dziecka, bo dziecka, ale zawsze) w Ataku klonów, i dalsza eksploracja tej postaci, wyjaśnianie / demaskowanie, może tylko naruszyć jej legendę i kultowość, sprowadzając ją do roli szeregowego bad guya, jakich w kinie na pęczki.
V
Podobne wpisy
Nawet jeśli ktoś nie oglądał filmu V jak Vendetta, na pewno kojarzy słynną dziś maskę noszoną przez głównego bohatera. Doskonale scharakteryzował ją Wojciech Lewandowski w swojej pracy Nowy człowiek, zamaskowany niszczyciel, dlatego na chwilę oddaję mu głos: „Maska Guya Fawkesa stała się symbolem oporu wobec władzy łamiącej prawa obywateli. Zapewnia ona anonimowość, a z drugiej strony pozwala się skupić na celu sprzeciwu czy rewolucji, a nie na charyzmatycznej postaci przywódcy”. W V jak Vendetta maska występuje jednak nie tylko jako symbol walki uciśnionych z uciskającymi, lecz służy także głównemu bohaterowi do ukrycia przed światem oszpeconej eksperymentami rządowymi twarzy. Dzięki temu, że ani za życia, ani po śmierci maska nie zostaje zdjęta z twarzy V, otrzymujemy bezimiennego mściciela, nośnika idei, z którym może się utożsamiać całe żyjące w dyktaturze społeczeństwo. Sam V po tym, jak zostaje śmiertelnie raniony (o czym wie tylko on), aby zasiać w przeciwniku jeszcze większą dozę przerażenia i dezorientacji, wynosząc się jednocześnie do rangi mitu, mówi: „Chciałeś mnie zabić? Pod tą peleryną nie ma ciała ani krwi, które można zabić. Jest tylko idea. A idee są kuloodporne”. W finale filmu widzimy wciąż „uśmiechniętą” twarz martwego V, zmierzającego z ładunkami wybuchowymi pod gmach parlamentu, oraz tłum ludzi w maskach Guya Fawkesa obserwujących „fajerwerki” na cześć końca dyktatury. Historia zatoczyła koło, filmowa rzeczywistość przeniknęła do świata realnego; wizerunek prawdziwego rewolucjonisty, Guya Fawkesa, stał się wzorcem dla filmowej maski, która finalnie została elementem rozpoznawczym jak najbardziej realnej grupy aktywistów znanych jako Anonymous, którzy chętnie ukrywali za nią swoje twarze, sprzeciwiając się m.in. ograniczaniu wolności obywatelskich, korupcji, konsumpcjonizmowi oraz cenzurze.